niedziela, 28 września 2014

Rozdział 9.

Jeszcze kilka minut temu byłem pewny, że Sara jest tą jedyną, nawet, gdy nie czuje tego samego, a teraz nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Rademesus wmawiając mi, że ona nigdy mnie nie zechce, zabił tym samym moją miłość do niej. Powiedział to jeszcze z takim spokojem w głosie. Może i ma rację co do Sary? Ale, gdy tak teraz o tym myślę to byłbym w stanie nawet nawrócić się na dobro, żeby tylko była ze mną. Może właśnie w tym tkwi problem? Może ona mnie nie chce, bo jestem demonem, a ona zagubioną anielicą? Chyba jednak nie w tym rzecz. Po prostu staram się znaleźć jakiś argument, który zaprzeczy temu, że Sara mnie nie chce. Przecież powiedziała jasno, że mnie nie kocha. Poza tym, Ross rozszarpałby mnie żywcem, gdybym wyparł się moich upadłych sióstr i braci. Rozszarpałby mnie, a potem Sarinę, bo obwiniłby ją za moje nawrócenie. Jednym słowem, byłoby nieciekawie. Ugh, czy ja naprawdę nie mam nic lepszego do roboty niż bicie się z własnymi myślami? Nawet nie zauważyłem, kiedy Rademesus i Rokadamus zniknęli mi z oczu.
**********
Zostawiłem Rikarda samego, ponieważ nie miałem ochoty patrzeć jak tonie w morzu własnych myśli, w których jedynym kołem ratunkowym jest niepamięć. On jednak skazany jest na utonięcie. Skąd to wiem? Znam Rikarda. Nie będzie w stanie wybić sobie Sariny z głowy. Ktoś to musi zrobić za niego. Tym kimś jestem oczywiście ja. Muszę go podbużyć przeciw niej, tak, by całkowicie się zniechęcił. Będę mu wmawiał, że nigdy nie będą razem. Ta jędza mogłaby nawrócić mojego kumpla na dobro, a ja nie mogę na to pozwolić! To jasne, że Sarina stała się dobra, ale musiałem ją jakoś osłabić. Przynajmniej teraz zwątpiła w swoją dobroć. Czuje się zagubiona i tym lepiej dla mnie. Nic tak nie załamuje anioła jak wmawianie mu, że mimo wszystkich starań, trzyma ze złem. Wiem, że Sara jest dość silna psychicznie, dlatego trzeba było ją przekonać, że wcale tak nie jest.
Przemierzaliśmy z Rokadamusem puste ulice obrzeży Nowego Jorku. Było już powoli po północy. Księżyc w pełni spowijał światłem moją bladą cerę i platynowe włosy, które od czasu do czasu przeczesywałem ręką. W sumie nie wiem, dlaczego, ale zawsze podczas pełni czuję, że żyję. Może blask księżyca faktycznie ma jakieś właściwości? Zawsze zastanawiało mnie dlaczego ludziom jest ciężko zasnąć w czasie pełni? Ludziom i demonom. Człowiek ma coś w sobie z bestii. Przynajmniej tak słyszałem. Jak jest naprawdę? Nawet ja tego nie wiem, a wydawałoby się, że wiem wszystko. Wiem dużo, ale nie wszystko. To za duże słowo.Pewnych rzeczy dowiedziałem się od innych, a na kolejne sam wpadłem poprzez moje obserwacje i bezbłędne kojarzenie faktów, które ostatecznie ułożyłem w zgrabną teorię nie do zbicia. Mniejsza z tym. Z dala słychać jadącą karetkę, ujadanie psów i jakieś śmiechy, krzyki, hihy. Trudno stwierdzić. Poza tym panuje kompletna cisza. Rokadamus podąża za mną w milczeniu. Chociaż lubię spokój, bo wtedy mam najwięcej czasu na przemyślenia, to muszę przyznać, że ta cisza dzwoni mi w uszach. Mam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje z oddali. Coś się musi wydarzyć. Zaczynam nasłuchiwać. Najcichszy szelest nie umknie mojej uwadze. Nagle słyszę jakby trzepot skrzydeł. Rokadamus też zorientował się, że coś jest nie w porządku. Trzyma się bliżej mnie. Czyżby się bał? Śmieję się z duchu, ale ten wewnętrzny śmiech zanika, gdy słyszę jak ktoś za nami przebiega. Odwracam się gwałtownie. I znowu nic. Marszczę brwi.
- Kim jesteś? Wyjdź i pokaż się jeśli masz odwagę!- krzyczę
Znowu słyszę kroki. Tupot obcasów? Dziwne. Wkrótce ukazuje się owa postać. To kobieta. Wnioskuję po sylwetce. Chwilę potem widzę ją w całej okazałości. Jest szczupła i wysoka. Odziana w czarne ubrania. Ma na sobie te czarne kozaki, których dźwięk przyprawiał mnie o dreszcze, czarne rurki idealnie przylegające do jej niemalże kościstych nóg i czarny top , który w większości zakrywają jej długie, falowane kruczoczarne włosy, na jej ramionach i szyi dostrzegam jakieś dziwne tatuaże. To chyba jakieś symbole. Ma bladą cerę i bardzo mocny makijaż. Jej całokształt spowija większy mrok niż mnie, ale nie jej wygląd przykłuł moją uwagę, a jej skrzydła o niecodziennym wyglądzie. Długie, czarne, zakończone ostrymi kłami wyglądającymi jak szpony, w które chwyta swoje ofiary. Po dłuższym namyśle znajduję również coś niepokojącego w jej wzroku. Te krwisto-czerwone oczy wpatrujące się we mnie. Przechodzi mnie dreszcz. Ta dziewczyna zaczyna zbliżać się do mnie. I znowu dźwięk tych obcasów, który hamuje mi dopływ krwi do mózgu. Widzę ją coraz dokładniej. Jest piękna, ale i przerażająca. Nie wiem jak to określić.
- Wołałeś mnie?- pyta. W jej głosie wyczuwam dominację
- Kim jesteś?- pytam równie niezastraszonym głosem co ona. Widzę jak jej kąciki ust unoszą się do góry wraz z jej czarną szminką
- Rademesusie, nie jestem tu dla zbędnych pytań- znowu słyszę jej pewny siebie, ale i jednocześnie kojący głos. Zaczynam się niepokoić
- Skąd znasz moje imię?- pytam ze zdziwieniem
- Jak już mówiłam, nie jestem tu dla zbędnych pytań- powtórzyła. Marszczę brwi
- Więc, po co?
- Po ciebie- odpowiada niewzruszona bez zbędnego owijania
- Jak to, po mnie?!- staję w bezruchu. Czuję jak serce zaczyna mi szybciej bić. To wszystko coraz bardziej przestaje mi się podobać
- Ty pełnisz swoje zadanie, ja wypełniam swoje- głaszcze mój policzek. Po chwili przejeżdża palcem po mojej szyi, czuję jak rysuje kreskę wzdłuż mojej krtani. Czuję dreszcz, który przechodzi wzdłuż całej długości mojego kręgosłupa, ale i ekscytację. Wrodzona ciekawość nakazuje mi czekać cierpliwie co nastąpi potem. Przymykam oczy i daję się prowadzić, mimo tego, że strasznie zdziwiło mnie jej wyznanie. Dalej głaszcze mnie po szyi, po chwili kładzie mi palec na ustach i przejeżdża nim po mojej dolnej wardze. Pewnie już dawno, bym ją odepchnął, ale coś nie pozwala mi tego zrobić. Jestem pewien, że zaraz coś się wydarzy, ale czekam na właściwy moment, by móc zareagować. Tajemnicza dziewczyna znowu kładzie mi dłoń na policzku i delikatnie całuje mnie w usta. Po chwili czuję jak jej druga dłoń sięga po coś do tyłu, cały czas trzymając jedną z nich na moim policzku
- To nic nie zaboli- szepcze mi do ucha. Jej hipnotyzujący głos uspokaja mnie.
- Rademesusie, uważaj!- słyszę w oddali krzyk Rokadamusa. Otwieram oczy i widzę, że dziewczyna wyciąga zza pleców jakieś ostrze.
 Gwałtownie odpycham ją od siebie i wciągu sekundy rozprostowuję skrzydła i wzbijam się w powietrze. Widzę jak dziewczyna rzuca się za mną w pogoń. Krążymy między wieżowcami. Jest szybka i zwinna. Nie dam rady tak dłużej szybować. Muszę coś szybko wykombinować. Jedno jest pewne. Ta dziewczyna nie ma zbyt dobrych zamiarów w stosunku do mnie. Cudem uniknąłem niehybnej śmierci. W sumie to dzięki Rokadamusowi, ale nie pora na wdzięczność. Mam teraz większy kłopot na głowie. Goni mnie jakaś dziwna dziewczyna, która prawdopodobnie zamierzała mnie zabić. Biorę kolejny mocny zakręt. Przez chwilę gubię ją za sobą, ale nagle znowu zaczyna mnie gonić. Trzyma w ręku te diabelskie ostrze w każdej chwili gotowe do ataku. Muszę ją jakoś oszukać, albo inaczej zadźga mnie żywcem. Znajdujemy się na jakimś starym cmentarzu umiejscowionym w lesie. Chwilę szybuję między konarami drzew, a potem wykorzystuję chwilę jej nieuwagi i wślizguję się do kaplicy kościelnej przez wybity witraż chowając się za jedną z kolumn. Słyszę jak ta dziewczyna wlatuje za mną do środka . Staje na nogach i zaczyna się rozglądać
- Nie chowaj się! I tak cię znajdę!- słyszę jej głos, który roznosi się echem po pomieszczeniu. Powoli eksploruje każdy kąt. Nadal stoję na baczność za jedną z kolumn. Słyszę jak chodzi między ławkami, po chwili dochodzi do mnie. Jest niebezpiecznie blisko, ale ku mojemu szczęściu, przeszła obok mnie. Teraz była odwrócona tyłem. Muszę wykorzystać tą szansę. Pomyślałem w duchu. Rzucam się na dziewczynę ku jej zaskoczeniu i trącam ją na ziemię. Szybko przechwytuję ostrze, które wypada jej z ręki i przytwierdzam do jej gardła, jednocześnie przytrzymując jej ręce drugą dłonią. Unieruchamian ją całkowicie.
- Gadaj kim jesteś!- krzyczę, jednocześnie trzymając nad nią w jednym ręku ostrze, gotowe do zamachu
- Jestem Selena- dyszy
- Czego ode mnie chcesz?!
- Mówiłam już, że jestem tu po ciebie- zaczyna się miotać. Zaciskam mocniej dłoń na jej nadgarskach. Jestem zdenerwowany
- To są jakieś żarty?!- krzyczę jeszcze głośniej niż przed chwilą
- Nie- zaprzecza głową- Jestem Aniołem Śmierci- mówi to szczerze. Widzę to w jej oczach.
Nagle wszystko staje się jasne. Jej wygląd, te dziwne skrzydła, ta ciągła tajemniczość. Słyszałem już nie raz o Aniołach Śmierci, ale nigdy nie miałem z nimi styczności. Wiem, że palą się za dnia, dlatego atakują w nocy, chociaż zazwyczaj temu przyświęca jakiś głębszy cel
- Dlaczego mnie zaatakowałaś?!- zamachnąłem się na nią ostrzem
- Taką misję mi powierzono- odpowiada
- Gadaj, kto kazał ci mnie zabić?!
- Nie udzielam takich informacji- odpowiada stanowczo
- Gadaj, albo cię zabiję! - grożę
- Dalej, zabij mnie! Ale wiedz, że twoje przeznaczenie zostaje wypełnione prędzej czy później! Możesz pozbyć się mnie, ale moi bracia odnajdą cię prędzej czy później!-
- Kłamiesz, szmato!- syczę
- Wiesz mi lub nie, ale twoje beztroskie życie właśnie się skończyło!- mówi coś, co wywołuje gęsią skórkę na mojej skórze. Przypomniało mi się jak Rokadamus powiedział mi raz coś podobnego. Pod wpływem emocji ponownie unoszę ostrze ku górze biorąc gwałtowny zamach
- Rademesusie, stój!- nagle w kaplicy, w której się znajdujemy pojawia się wspomniany Rocky. Wstrzymuję broń.
- To Anioł Śmierci! Nie możesz jej zabić! - krzyczy lądując na ziemi
- Wiem kim ona jest!- krzyczę pełen gniewu
- Jeśli ją zabijesz, przyjdą kolejni. Nie radzę ci ryzykować!- podbiega do mnie i łapie mnie za rękę z ostrzem. Waham się. Przygryzam dolną wargę spoglądając na jej bladą twarz owianą z leksza strachem. Jest dość młoda jak na Anioła Śmierci i niedoświadczona. Nie mogę jej zabić, bo sprowadzę na siebie pozostałe.
- Zwiąż ją- odpowiadam po chwili .
Podnoszę ją z ziemi i nie puszczając jej rąk przytwierdzam ją plecami do kolumny. Rokadamus wraca po chwili ze sznurem i więże jej ręce, dziewczyna zaczyna się miotać
- Myślisz, że uda ci się uniknąć śmierci, Rademesusie?- syczy- Jesteś w błędzie! Prędzej czy później zorientują się, że mnie nie ma!- śmieje się
- Możesz choćby krzyczeć! Jesteśmy na kompletnym bezludziu i nikt cię tu nie usłyszy!- mówię oschle
- Nie masz prawa mnie tu więzić! Nawet nie wiesz z kim zadzierasz! -jest poirytowana
- Za to wiem, kogo wystawię na światło słoneczne, jeśli dalej będzie mnie wkurzać!- krzyczę i zostawiam ją samą odchodząc z Rokadamusem. Jestem w szoku! Właśnie udało mi się oszukać śmierć! Wiem, że prędzej czy później wynikną z tego większe kłopoty. Wylatuję z wnętrza kaplicy. Moje serce bije jak szalone. Nigdy nie czułem się taki silny. Zastanawia mnie tylko, kto sprowadził na mnie tą Anielicę? Nagle robi mi się słabo, czuję jak moje skrzydła robią się coraz cięższe. Opadam na dach kaplicy. Przez chwilę słyszę krzyki Rokadamusa, a potem mdleję i tracę świadomość.

--------------
No to mamy pierwsze spotkanie Rademesusa ze śmiercią, mówiąc wprost. Nie macie pojęcia jak ciężko pisało mi się scenę akcji. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Rademesus łatwo oszukuje Anielicę Śmierci ze względu na jej młody wiek i brak doświadczeń. Muszę wam wyjawić, że tajemnicza Selena będzie teraz stałym gościem w jego życiu. Kto raz zadarł ze śmiercią, musi za to zapłacić. Oczywiście nie zabraknie też wątków miłosnych, jak co. To na razie tyle. Btw. Czy ktoś z was widział film Miasto 44 albo Gwiazd Naszych Wina? Fajne? W tym pierwszym wykorzystano piosenkę mojej kochanej Lany- Young & Beautiful, a do drugiego filmu również jest piosenka, która bardzo mi się podoba- Boom Clap śpiewaną przez niejaką Charli XCX, którą możecie kojarzyć z teledysku Iggy Azalei do piosenki Fancy, w której zasłuchuję się od pewnego czasu. Okay, to będzie na tyle. Czekajcie cierpliwie na next ;)

piątek, 26 września 2014

Rozdział 8.

Klęczałam na chłodnym asfalcie, a łzy spływały po moich policzkach. Jeden z nich był obolały. Z winy Rademesusa. Ale ja nie żałuję swoich słów, mimo że mi się za to oberwało. I to porządnie. Gdy mnie uderzył poczułam jak policzek mi pulsuje, a potem czułam już tylko pieczenie, ale nie to było teraz moim zmartwieniem. Najgorsze było to, że Ellington-chłopak, którego miałam za mojego przyjaciela- odwrócił się ode mnie. Poczułam jak w tej chwili te całe zło, które kiedyś porzuciłam znowu powoli gości w mojej duszy. Ale czy byłam gotowa, żeby upaść poraz drugi? Kogo ja chciałam oszukać. Jestem złą osobą i nic z tym nie mogę zrobić. Tak w sumie to nie miałam już sensu żyć. Jestem przegrana u aniołów zarówno jak i u demonów. Chciałabym żeby jakiś Anioł Śmierci przyszedł po mnie, jednak byłam skazana na nieśmiertelność, która ku ironii zabijała mnie najmocniej. Nieustannie. Powoli. Nieskończenie.
Nagle usłyszałam jakieś kroki w moją stronę. Zaciekawiona podniosłam głowę do góry. Czułam jak klęka koło mnie
- Sarino- zaczął. Nie odezwałam się, ponieważ był to jeden z tych upadłych kolegów Rademesusa. Chłopak dotknął mojego obolałego policzka
- Tak mi przykro- powiedział z wyczuwalnym żalem w głosie
- Ale niby dlaczego jest ci przykro?- spytałam chłodno. Zawahał się
- Bo ci nie pomogłem- spuścił głowę
- Czyli dopiero teraz jest ci przykro? Fajnie się patrzyło jak on mną pomiatał?!- wykrzyczałam ze łzami w oczach. Pokiwał przecząco
- Ani trochę
- Więc, dlaczego mi nie pomogłeś? - dalej łkałam
- Nie wiem tego- wyglądał na zmieszanego
- Słuchaj Rikardo, jest ci przykro, ale mi nie pomogłeś, więc o co ci chodzi?-
Blondyn nic nie odpowiedział tylko delikatnie mnie pocałował. Byłam w lekkim szoku
- Czy to jest wystarczające wytłumaczenie?- spytał z uśmiechem
- Czy ty..- zaczęłam niepewnie, a on położył mi palec na ustach
- Tak naprawdę to nigdy nie przestałem
Uśmiechnęłam się delikatnie
- To miłe- po chwili posmutniałam- Ale nie możemy być razem
- Dlaczego?- zdziwił się
Przez dłuższy czas nie wiedziałam co odpowiedzieć
- Bo...- zamyśliłam się- Jestem aniołem, a ty demonem. Chyba sam rozumiesz- przygryzłam dolną wargę
- Dla mnie to nie problem- dodał szybko- Przecież w miłości to nie ma znaczenia! Taki szczegół nie powinien stawać nam na drodze do szczęścia i...
- Ale ja cię nie kocham, nie rozumiesz?!- krzyknęłam wybuchając płaczem. Widziałam przez łzy jego zamazany wyraz twarzy. Wyglądała na smutną i nieco zszokowaną
- Wybacz Rikardo- otarłam łzy i uciekłam zostawiając go samego
***********
Byłem w szoku. Chwilę mi to zajęło zanim doszedłem do siebie. Miłość mojego życia mnie nie kocha! Sarina mnie nie kocha! Uśmiechałem się pomimo rozczarowania i gniewu, który mnie teraz ogarniał. Rademesus miał rację. To zwykła szmata, która nie zasługuje na mnie. W sumie to wcale już mi jej nie jest szkoda. Należało jej się. Miała oberwać mocniej. Nie chcę już jej więcej widzieć. Ale dlaczego ciągle o niej myślę? Czy naprawdę tak cholernie trudno jest zapomnieć o jednej osobie? Wychodzi na to, że tak. Podniosłem się z asfaltu i wkładając ręce do kieszeni ruszyłem przed siebie. Potrzebowałem teraz długiego spaceru.
**************
Riker od dłuższego czasu nie wracał, a ja i Rokadamus siedzieliśmy na wysokim wieżowcu. Była to gwieździsta noc. Wiało trochę, ale to nic. Usiadłem na krawędzi, spuściłem nogi na dół i zamyśliłem się. Rokadamus przysiadł się do mnie
- Jesteś pewien, że nikt nas tu nie znajdzie?- spytał
- Jesteśmy pięćdziesiąt metrów nad ziemią. Jestem pewien, że nikomu nie przyjdzie do głowy spojrzeć w górę- zaśmiałem się. Trochę go to uspokoiło
- A tak w ogóle to czemu pytasz?
- Ross, wyglądamy jak nastolatkowie i siedzimy na szczycie jakiegoś wieżowca. Czy to nie jest dziwne?
- Jesteśmy niezwykłymi nastolatkami- uśmiechnąłem się patrząc przed siebie
- Żyjesz zbyt beztrosko. Oby pewnego dnia nie okazało się, że twoje beztroskie życie dobiegnie końca- zbeształ mnie
- Sugerujesz coś?- zmarszczyłem brwi
- Nie, tylko tak mówię- powiedział mniej pewnie widząc, że zaczyna mnie denerwować
- To nie mów- prychnąłem, a ten umilknął jak na zawołanie.
Było ciemno, ale na tyle jasno, bym mógł dostrzec jak jakaś postać leci w naszym kierunku. Wstałem. Po chwili poznałem jego twarz. Był to oczywiście Rikardo. Splotłem ręce
- Proszę, proszę. Nasza zguba się odnalazła. Gdzie ty byłeś?- spytałem.
Wyglądał na podłamanego, ale mimo wszystko wyczekiwałem jego odpowiedzi
- Miałem..- odchrząknął- Miałem problem z pewną dziewczyną- podrapał się po karku
- Z jaką dziewczyną?- do naszej rozmowy dołączył zaciekawiony Rocky
- A z taką jedną- powiedział obojętnie- Nie znacie- dodał po chwili. Zmarszczyłem brwi. On coś kombinuje
- Oczywiście. Wszyscy mamy prawo do sekretów, prawda?- przeszedłem koło niego. Spuścił głowę i przetarł usta
- Co ona ci zrobiła?- zmieniłem po chwili temat
*********
Ross jakby coś podejrzewał. Mimo wszystko nie zamierzałem mu powiedzieć, że chodzi o Sarinę.
- To jak, powiesz mi czy jesteś niemową?- spytał po chwili. Był cholernie stanowczy. Westchnąłem
- Noo... tak jakby wyznałem jej miłość, ale ona nie czuje tego samego co ja- wyznałem zgodnie z prawdą. Co niby miałoby się stać? Ross by mnie wyśmiał? I tak to robi
- Z kobietami trzeba stanowczo- ku mojemu zdziwieniu powiedział to spokojnie
- Pewnie i masz rację- przytaknąłem mu
- Ja zawsze mam rację- prychnął
No tak. Cały Ross. Może i jest okrutnym, bezwzględnym, dwulicowym, złośliwym pajacem, ale idealny z niego strateg. Wszystko zawsze ma przemyślane od początku do końca. Zna się na ludziach jak mało kto. Potrafi z łatwością wykryć kiedy ktoś próbuje go oszukać. Analizuje sytuacje i szuka słabych punktów u swoich przeciwników, by móc ich zniszczyć. Potrafi być czarujący w stosunku do kobiet, ale nie interesują go związki na stałe. Jest pewny siebie. Czasami aż za bardzo.
- A co jak nie będę stanowczy, a troskliwy?- spytałem
- To będziesz cierpiał- prychnął
- Ja i tak cierpię- odpowiedziałem
- Zastanów się lepiej kogo chcesz za to obwinić- powiedział beznamiętnie.
Chciałem coś dodać, ale Ross poszedł dalej. Usłyszeliśmy trzepot skrzydeł. Uniosłem głowę. Zobaczyłem znaną mi anielicę. Po rysach twarzy wywnioskowałem, że to ta od Rossa. Wyglądała na przygnębioną, ale uśmiechnęła się na widok Rademesusa. Współczuję jej. Chwilę potem już stała na nogach
- Laura, kochanie. Co ty tu robisz?- złapał ją za policzek
- Ross, uciekłam, by móc być z tobą. Valeria nie chce żebyśmy byli razem- zaszkliły jej się oczy
- Spokojnie. Teraz jesteś przy mnie- uspokajał ją, a ona się w niego wtuliła. To takie piękne i naiwne, że ta anielica zaufała mu bezgranicznie. Pomyślałem.
- Mój narzeczony- wymruczała wtulona w niego. Widać, że ją to uspokajało
- Narzeczony?- prychnąłem, a Ross zmroził mnie wzrokiem
- Tak. Ross nic ci nie powiedział?- odezwała się po chwili,a potem na niego spojrzała. Był lekko zmieszany
- Kochanie, dopiero zamierzałem im to powiedzieć- odgarnął jej włosy- Przecież wiesz, że cię kocham, Luv.
Zaśmiałem się pod nosem. On i miłość. Nie no, dobry żart. Ross spojrzał na mnie krzywo, a potem bezceremonialnie wpił się w usta swojej "narzeczonej". Coś mnie tknęło, a on to zauważył patrząc na mnie kątem oka i bardziej pogłębił pocałunek. Wiedział, że w ten sposób mnie dobije. Przysunął dziewczynę bliżej siebie nie zostawiając między nimi żadnej przestrzeni. Położył ręce na jej talii i kontynuował całowanie tej dziewczyny. Dobrze wiedział, że mam złamane serce, a taki widok dobije mnie jeszcze mocniej. Nie mogłem tego dłużej znieść, więc zostawiłem ich samych. Rademesus widząc to odkleił się od dziewczyny
- Nie martw się. Nikt nie jest w stanie nas rozdzielić- ujął jej twarz w swoje dłonie
- Naprawdę tak myślisz?- rozpromieniła się
- Naprawdę. Nie przejmuj się tym, co ktoś mówi. Ważne jest co ty czujesz. Nie musisz słuchać Valerii, jeśli to co mówi jest dla ciebie niewygodne- pocałował ją w czoło- Bądź wolna
- Może i masz rację. Dziękuję kochanie za radę. Wiedziałam, że mi pomożesz- ucałowała go w policzek, a potem wzbiła się w powietrze. Ross pomachał jej, a ona wysłała mu buziaka. Gdy zniknęła nam z oczu, Rademesus przeczesał włosy i zaczął udawać jakby nic się nie stało
- Ale z ciebie drań- splotłem ręce
- Bo daję rady, z których sam korzystam?- spytał ironicznie
- Twoja narzeczona- zrobiłem cudzysłów- Serio myśli, że coś do niej czujesz
- Więc, niech dalej tak myśli. Ja chcę tylko wypełnić moją misję, by wrócić do domu na należne mi miejsce- warknął
- Kiedy zamierzasz powiedzieć jej prawdę?
- Póki co myśli, że jesteśmy aniołami, więc powoli będę nakłaniać ją do złego, aż wygaśnie w niej ostatnia iskra dobroci. Jest we mnie bezpamiętnie zakochana, co ułatwia mi zadanie, poza tym nakłoniłem ją do złożenia mi obietnicy, że nigdy mnie nie opuści, więc nawet choćby chciała nie zrobi tego. To kwestia honoru. Rzecz święta dla każdego anioła. Wykorzystam ją, a gdy już będzie upadłą to ją rzucę. Pewnie nie będzie chciała mnie znać, ale to już nie będzie miało znaczenia. Jako upadła będzie mogła robić co chce, więc prędzej czy później o mnie zapomni, a ja zapomnę o niej. Proste- wzruszył ramionami
- Jesteś okrutny
- Jestem sobą- ponownie wzruszył ramionami
- Jak możesz bawić się czyimś kosztem?- zdenerwowałem się
- A ty od kiedy jesteś taki święty?- syknął- Może od razu leć do Sariny i podajcie sobie ręce!- zmarszczył brwi. To, co powiedział zakłuło mnie. Tym razem zrobił to nieświadomie
- Nie zapominaj, że jesteś demonem. Tylko spróbuj się ode mnie odwrócić, a zniszczę cię jak tę sukę!- zagroził mi
- Nie nazywaj jej tak!- krzyknąłem pod wpływem emocji
- Czyżby cię to zabolało?- zaśmiał się- A może właśnie to przez nią teraz cierpisz, mam rację?
Przygryzłem dolną wargę i spuściłem głowę. Znowu miał rację
- A ty idioto nadal jej bronisz- prychnął- Powinieneś stanąć po mojej stronie!
- Kiedy ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię kochać!- broniłem się
- Ty może potrafisz, ale ona jak widać nie. Pogódź się z tym. Ona nigdy cię nie zechce -powiedział spokojnie i odszedł. Może i Ross ma rację? Może powinienem dać sobie spokój z tą Sarą. Zawsze jeszcze mogę spotkać się z Aną. Może i jest śmiertelniczką, ale przynajmniej nie jestem jej obojętny.
---------------------
No to mamy kolejny rozdział. Jak widać sprawy coraz bardziej się komplikują. Dobra, ja spadam uczyć się na fizę. Byee.

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 7.

- Luavia jeszcze nie wróciła?- spytała nieco zaniepokojona Valeria
- Po tym jak na nią nakrzyczałaś?- zaczęła Ridiana
- Rid, przecież to jeszcze dziecko! Ona nie wie co to znaczy prawdziwa miłość!- usprawiedliwiała się Valeria
- No właśnie. To jeszcze dziecko. To wcale nie znaczy, że masz na nią krzyczeć i zachowywać się jak nadopiekuńczy rodzic!- zbeształa ją
- Rid, nie rozumiesz mnie! Ona nie może być z tym chłopcem!- gorączkowała się anielica
- Ale o co ci chodzi? Przecież jest aniołem, więc co jej grozi?- Ridianę rozśmieszyło trochę podenerwowanie Valerii
- A skąd masz tą pewność, że nim jest?
- No.. Luavia tak twierdzi- powiedziała zdezorientowana
- Luavia też twierdzi, że znalazła miłość swojego życia- Val przewróciła oczyma
- A co jeśli tak?
- Ty naprawdę nie wyczułaś tej ciemnej aury, gdy gadałaś z tym chłopakiem?- podniosła brew
- Wydawał się miły- powiedziała bez przekonania
- Ech. Martwi mnie jeszcze jeden fakt. To mało prawdopodobne, że ten chłopak jest aniołem, a już napewno nie jest człowiekiem- Val zaczęła rozmyślać na głos
- No, ale skoro nie byłby ani tym ani tym to..- ucięła po chwili Rid. Nagle jej oczy się rozszerzyły
- Myślisz, że on jest..- zaczęła
- Tego nie jestem pewna, ale niestety wszystko na to wskazuje- zaniepokoiła się Val
- Ale czego on może chcieć od Luv? - Ridiana wpadała w coraz większą panikę
- Tego też nie wiem, ale jedno jest pewne. Musimy ją odnaleźć i ostrzec przed... nim- Valeria położyła nacisk na ostatnie słowo
**************
- O co ci chodzi, demonie?- spytał gniewnie Ectavius
- Proszę, nie tak oficjalnie. Jestem Rademesus- mruknąłem spokojnie- A ty powinieneś dowiedzieć się prawdy na temat owej Sary
- Co to za sztuczki?! Przejdź do rzeczy!- poganiał mnie
- Musisz wiedzieć po prostu, że ta słodka i uczynna Sara z początku była zwykłą..- nagle dziewczyna mi przerwała
- Dosyć! Co jak co, ale jak zaraz ma się wydać to wolę, by Ellington dowiedział się tego z moich ust a nie z twoich!- zaczęła stanowczo, a potem umilkła
- No dalej, Sarino. Powiedz to. Powiedz jaką byłaś kiedyś szmatą!- zaśmiałem się
- Zamilcz!- załkała- To prawda, ale to było dawno. Już mam tą drogę za sobą!
- Więc jednak Rademesus miał rację- westchnął z zawodem Ellington
- Ectaviusie...- zaczęła
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! Dlaczego, Saro?! Myślałem, że jesteś takim samym aniołem jak ja! A tak naprawdę zawsze byłaś zakłamaną anielicą ze skłonnościami do zabaw z demonami! -krzyczał zawiedziony Ectavius
- Ectaviusie, wiem kim byłam, ale się zmieniłam! Proszę, wybacz mi!- rzuciła mu się zapłakana na szyję- Błagam, nie daj mi odejść!- chłopak odepchnął ją
- Wiesz co, byłbym w stanie wybaczyć ci wszystkie twoje występki, ale ty tak po prostu to wszystko przede mną zataiłaś! Jak mogłaś!
- Ell, wybacz mi! Ja wiem, że nie powinnam- schowała głowę w dłoniach. Ell spojrzał na nią z lekkim politowaniem- Nie powinnaś- rzekł chłodno ku mojemu zdziwieniu i zostawił dziewczynę samą. Sara wyciągnęła rękę w jego stronę, jakby chciała go zatrzymać, ale po chwili się wycofała i padła zapłakana na kolana. Podszedłem do niej z zadowoleniem na twarzy
- Mówiłem, że jesteś słaba, kochanie- wyszeptałem jej do ucha- A ty mówiłaś, że ja jestem- zakpiłem, a ona odwróciła wzrok. Uklęknąłem naprzeciwko niej i uniosłem jej głowę. Nie będzie mnie lekceważyć.
- Wyrażanie własnych emocji nie należy do naszych słabości. Wiesz jacy są ludzie słabi? Bezbronni. Niepewni- szeptałem przy jej twarzy- Tacy jak ty! - wstanąłem nad nią i odwróciłem się do niej tyłem odchodząc kilka kroków- A wiesz jacy są ci silni? Pewni siebie. Wpływowi. Tacy jak ja!- dumnie poprawiłem kołnież
- Wiesz na czym polega rzecz? Wszyscy się ciebie boją, dlatego czują do ciebie respekt!- załkała
- Strach to jedyna pewna droga, Sarino- odpowiedziałem
- Ale to nie jest wpływowość!- krzyknęła
- Nie ważne co to jest! Rzecz w tym, że ,zawsze będą czuli przede mną respekt, rozumiesz?!- odwróciłem się w jej stronę i krzyknąłem
- Oni to robią, bo się ciebie boją! Tak naprawdę mają cię za złośliwego pajaca, który nie potrafi panować nad swoimi emocjami, ale ja się tego pajaca nie boję!- wysyczała patrząc mi prosto w oczy. Głupia zdzira. Nie dam jej tej satysfakcji
- Powtórz to!- podszedłem do niej łapiąc ją za ramiona
- Ja się ciebie nie boję- powiedziała drżącym głosem
- Jesteś tego pewna?!- uniosłem jej twarz. Milczała
- Zadałem ci pytanie!- krzyknąłem. Spuściła wzrok. Znowu cisza.
- Taka jesteś cwana?!- spytałem ironicznie i wymierzyłem jej cios w policzek. Syknęła z bólu łapiąc się za obolałe miejsce
- Mało ci?!- krzyknąłem. Znowu nic nie odpowiedziała.
- Radzę ci ze mną nie zaczynać- powiedziałem odchodząc od niej w stronę Rikarda i Rokadamusa, którzy czekali na mnie w oddali.
****************
Od dłuższego czasu czekałem z Rokadamusem na Rossa. Staliśmy w oddali i obserwowaliśmy całe zdarzenie. Muszę przyznać, że chociaż jestem demonem to nie podobało mi się zbytnio jak Ross potraktował tą anielicę. Jego zachowanie nie powinno mnie dziwić, ponieważ on nie ma szacunku do nikogo, ale gdy zauważyłem jak uderzył Sarinę to coś we mnie drgnęło. Może dlatego, że Sarina była moją dawną miłością. Byłem na nią wściekły po tym jak zdradziła swoich upadłych rodaków, ale gdy teraz ją zobaczyłem, miałem ochotę podbiec i odepchnąć od niej Rossa, ale tego nie zrobiłem. Trochę mi dziwnie z tego powodu. Nie pomogłem jej, a teraz mam przed oczami obraz zapłakanej dziewczyny klęczącej na podłodze. Podszedł do nas Rademesus. Spojrzał na nas, a potem rzekł chłodno
- Idziemy- i ruszył przed siebie, a za nim Rokadamus. Zerknąłem jeszcze raz na Sarinę, a potem wróciłem się za Rossem. Coś mi jednak nie dawało spokoju. Przystanąłem na chwilę i jeszcze raz zerknąłem na Sarinę.

------------------------
A oto i kolejny rozdział :D
Mam nadzieję, że chociaż troszkę wam się spodoba, ale i tak wiem, że jest do bani. A tak z innej beczki. Jesteście ciekawi co łączy Rikera z Sarą i gdzie jest Laura? Być może dowiecie się w następnym rozdziale :)

piątek, 19 września 2014

Rozdział 6.

Siedzieliśmy wtuleni w siebie na ławce. Czułam bijące od niego ciepło i te przyjemne uczucie, które właśnie w tej chwili ogarniało moje ciało. Czułam się przy nim bezpieczna, jednak mój umysł podpowiadał, że wcale tak nie jest. Zaniepokoiłam się. Znowu
- Ross, a co jak nie jesteśmy sobie pisani?- spytałam przyglądając się jego bladej twarzy. Zaśmiał się
- Kochanie, to ja piszę naszą bajkę i właśnie tak w niej miało być- przytulił mnie mocniej, a po chwili podniósł jedną brew rozluźniając nieco uścisk
- A tak w ogóle to skąd ci to przyszło do głowy?
- Tak, jakoś...- wzruszyłam ramionami będąc lekko zakłopotana
- Jednak mi nie ufasz!- powiedział chłodno odsuwając się ode mnie
- Oczywiście, że ci ufam! - jego słowa, choć takie proste to jednak mnie zabolały. Niedowiary! Jesteśmy razem od godziny, a już zdążyliśmy wpaść w pierwszą kłótnię! Nie chcę takich sytuacji pomiędzy mną a Rossem- moim narzeczonym. Spojrzałam na niego. Siedział z rozgniewaną miną. Przysunęłam się bliżej i ujęłam jego twarz w moje dłonie zwracając ją ku mnie
- Kochanie, ufam ci. Rozumiesz?- spojrzał na mnie zrezygnowanym wzrokiem
- Naprawdę!- pogłaskałam go w chłodny policzek
- Potrafisz to jakoś udowodnić?- spytał, a ja pod wpływem impulsu pocałowałam go w usta
- Coś mało się starasz, kochanie- mruknął. Przewróciłam oczami i powtórzyłam akcję, tym razem bardziej się wczułam
- Ale wiesz, że i tak nie musiałaś tego robić. Uwierzyłem ci za pierwszym razem- uśmiechnął się, zmarszczyłam brwi- Ale jak chcesz to możesz kontynuować. Nie mam nic przeciwko
- No wiesz co? Wykorzystałeś mnie!- tym razem to ja odsunęłam się od niego i splotłam dłonie na klatce piersiowej
- Ale ty lubisz być wykorzystywana- rozłożył się wygodnie na ławce
- A kto tak niby powiedział?- spojrzałam na niego z rozgniewaną miną
- Nie lubisz się ze mną całować?- spytał
- Umm.. no lubię- odpowiedziałam zmieszana
- Więc sama widzisz, że lubisz, gdy cię wykorzystuję- uśmiechnął się
- Ale przecież... nie mam więcej pytań- odpowiedziałam zrezygnowana
- Oj, kochanie. Przecież ja się tylko z tobą droczę- objął mnie ramieniem
- Te amo, Luavia
- Te amo, Rademesus- odpowiedziałam i
 wtuliłam głowę w jego zagłębienie w szyi. Nagle usłyszeliśmy kroki w naszą stronę. Instynktownie odsunęłam się od Rossa
- Tu jesteś, Lauro- stanęła przed nami Valeria- Ross...- popatrzyła na niego mrużąc oczy po czym złapała mnie za ramię i pociągnęła w swoim kierunku
- Musimy już iść. Rydel na nas czeka- odpowiedziała, gdy rzuciłam jej pytające spojrzenie. Odwróciłam się w jego stronę
- Do zobaczenia, Ross- uśmiechnęłam się życzliwie, a on to odwzajemnił.
- O co to całe zamieszanie?- spytałam, gdy Valeria doprowadziła nas obydwie do Ridiany.
- Luavio, nie mam dla ciebie dobrych wiadomości- westchnęła Valeria- Zrobiłam wgląd w duszę tego chłopaka i..
- To już nie ma znaczenia- przerwałam jej- On jest aniołem
- Ale jakto? Przecież mówiłaś, że jest człowiekiem!- zdziwiła się Ridiana
- Myliłam się. Jest aniołem....i moim narzeczonym- westchnęłam uśmiechając się. Val i Rid spojrzały na siebie
- Możesz powtórzyć?- zdziwiła się Val- Zaręczyłaś się z chłopakiem, którego znasz zaledwie dwa dni?!
- No i co z tego! Prawdziwa miłość przychodzi nagle i znikąd!- oburzyłam się
- Jako Anioł Rozsądnych Decyzji musisz wiedzieć, że ta do najrozsądniejszych nie należy- skrzywiła się Valeria
- Ale ja go kocham, a on kocha mnie! Rozumiecie to?!- uniosłam się
- Luv, uspokój się!- zbeształa mnie
- Val, daj jej spokój. Nie widzisz, że się zakochała? Przejdzie jej i zmądrzeje- Rid próbowała złagodzić napiętą atmosferę między mną a Valerią
- Ja was nie rozumiem! Same namawiałyście mnie na spotkanie z tym chłopakiem, a teraz co? Jestem ta zła, bo się w nim zakochałam?!- wybuchłam niczym reaktor jądrowy
- Nikt tak nie twierdzi. Po prostu jak mogłaś tak szybko się zaręczyć? Nic nie wiesz o tym chłopcu! Powinnaś jak najszybciej zerwać te zaręczyny!- doradziła mi Rid
- Kiedy nie mogę! Złożyłam mu przysięgę!-
- Jak to złożyłaś mu przysięgę?! Czy ty na skrzydła upadłaś nie licząc tamtego razu w czasie burzy?! Jak mogłaś być tak lekkomyślna!- krzyczała Val- I jak ty w ogóle mozesz mówić o miłości?!
- Mówisz tak, ponieważ od początku nie lubiłaś Rossa! Widziałam jak na niego patrzysz!- broniłam siebie i mojego ukochanego
- Luavio, daj sobie wbić do głowy, że on nie jest dla ciebie! Nie byłam w stanie zajrzeć mu w głąb duszy! Mówię ci, że coś z nim nie tak!- Valeria zaczęła potrząsać mymi ramionami
- Nie dotykaj mnie! Rid, powiedz jej coś!- krzyczałam niczym małe dziecko
- Ej, Val. Ochłoń trochę. Luv musi to sobie przemyśleć- Ridiana zaczęła nas rozdzielać. Miałam dość Valerii i jej pesymistycznego podejścia do sprawy. Byłam szczęśliwa będąc z Rossem. Czy moje szczęście nic dla nich nie znaczyło? Jeśli właśnie tak było to stwierdziłam, że nie ma sensu przebywać w takim towarzystwie. Myśląc o tym coraz bardziej oddalałam się od Val i Rid
- Masz to odkręcić, rozumiesz?!- usłyszałam za mną krzyki Valerii
- Ugh. Czy naprawdę nikogo tutaj nie obchodzi co ja czuję?!- obróciłam się na pięcie w jej stronę
- Luv, to nie tak!- wtrąciła się Ridiana widząc, że Val ma zamiar coś odpowiedzieć
- Rid, błagam! Powiedz, że chociaż ty jesteś po mojej stronie!- powiedziałam zrozpaczonym głosem
- Luv..- westchnęła- Ja chcę tylko twojego dobra
Spojrzałam na nią z zawodem- Czyli ty też uważasz, że nie powinnam spotykać się z Rossem?- blondynka spuściła głowę. Przygryzłam wargę i rozprostowałam skrzydła. Nie miałam ochoty już na nie dzisiaj patrzeć
- Luv, gdzie ty lecisz?!- zaniepokoiła się Rid. Nic nie odpowiedziałam tylko wzbiłam się w powietrze. Widziałam jak Ridiana miała zamiar lecieć za mną, ale powstrzymała ją Valeria
- Zostaw. Niech leci. Discimus in errores- usłyszałam za swoimi plecami. Ja jej dam zaraz " uczymy się na błędach". Pomyślałam zostawiając je same.
*****************
Zbliżał się wieczór. Błądziłem z Rikardem i Rokadamusem po jakiejś słabozaludnionej dzielnicy Nowego Jorku. Widać było, że humor im znowu nie dopisuje. W przeciwieństwie do nich, dla mnie te spotkanie okazało się bardzo owocne. Zakończenie było kiepskie. Może mógłbym wprowadzić w życie kolejną część swojego planu, gdyby nie ta cała Valeria. Musiałem na nią uważać. Domyśliła się, że coś ze mną nie tak. Z resztą nie przypadliśmy też sobie do gustu, więc raz-dwa mogłaby mnie wydać. Póki Laura nie znała prawdy, wszystko szło w jak najlepszym kierunku.
Szliśmy w trójkę w ciągłym milczeniu, gdy nagle zauważyliśmy przed nami znajomą postać
- No, proszę, proszę. A kto to taki?- zaśmiałem się wyśmiewczo- Czyżby nasza upadła, która zdradziła swoich i dołączyła do białej armii?- stała przed nami dziewczyna o nieskazitelnie czystej cerze, trochę bladej po twarzy. Również mnie rozpoznała, bo chwilę potem przemówiła
- Rademesusie, nic się nie zmieniłeś. Jak widać los nie był dla ciebie łaskawy, więc musisz ciągle poszukiwać swej drogi- powiedziała ze stoickim spokojem
- Mówi to swojego czasu jedna z najpotężniejszych demonic! Ja przynajmniej nie zdradziłem swoich braci i sióstr tak jak ty, Sarino- powiedziałem chłodno tuż przy jej twarzy mrożąc jej tym samym krew w żyłach
- To nie zdrada, jeśli postępujesz we właściwy sposób. Przejście na waszą stronę było głupotą, a powtórne dołączenie do grona aniołów, odkupieniem mych wszystkich grzechów- powiedziała równie chłodno wywołując tym samym u mnie agresję
- Zamilcz szmato! Już nie pamiętasz jak zabawiałaś się z innymi demonami?! Co, znudzili ci się źli chłopcy?! Poleciałaś na albinosów, tak?!- wydarłem się
- Przestań! Tą drogę mam już dawno za sobą, i nie nazywaj ich tak! Teraz jestem jedną z nich!- krzyknęła niemalże ze łzami w oczach
- Spójrz na siebie jak nisko upadłaś! Kiedyś bezlitosna demonica, dzisiaj biała dziwka! Gdyby inne anioły wiedziały o tym kim byłaś kiedyś, nigdy nie przyjęliby cię z powrotem!
- Ja przynajmniej nie jestem rasistowska i szanuję twoją decyzję trwania w tym błądzeniu, jednakowoż tego nie popieram! -krzyknęła
- Serio jesteś taka zawzięta, Sarino? Naprawdę myślisz, że żadna pokusa nie ma na ciebie wpływu?- spytałem i zbliżyłem jej twarz ku swojej. Unikała kontaktu wzrokowego. Czułem jej drżący oddech
- Spójrz na mnie- powiedziałem niemal czule. Nieposłuchała- Popatrz mi w oczy- powtórzyłem nieco głośniej. Przygryzła jedynie wargę.
- Działasz mi na nerwy!- zazgrzytałem zębami i popchnąłem ją tak, że upadła na kolana
- Jesteś słaby. Wpadasz w agresję, ponieważ nie potrafisz się pogodzićz tym, że niekażdy cię słucha- wysyczała próbując się podnieść
- To ty jesteś słaba! Tak łatwo dałaś się omotać tym białym łachudrom! Gardzę tobą, Sarino- plunąłem. Po chwili ktoś podbiegł do dziewczyny
- Saro, nic ci nie jest?- chłopak pomógł jej wstać
- Ellington!- wtuliła się do chłopaka
- Saro?- zdziwiłem się- Pełnisz jakąś aniołkowatą wartę?- zadrwiłem
- Co to za ludzie?- spytał szatyn spoglądając na nas. Riker i Rocky stali w milczeniu obserwując całą sytuację
- To nie są ludzie, Ectaviusie. To upadli- syknęła chowając się za swoim równie białym kolegą
- Czego od nas chcecie?- spytał Ell
- Was?- zaśmiałem się- Jak możesz mówić "my" skoro nic nie wiesz o tej dziewczynie- zadrwiłem i spojrzałem znacząco na wystraszoną Sarinę
- Nie rozumiem. O co ci chodzi?- spytał, a ja uśmiechnąłem się przebiegle.

----------------------
Ok. To powracam z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo. Jak zauważyliście pojawiają się 2 nowe postacie. Możliwe, że jesteście zdziwieni zachowaniem Laury, ale spokojnie. Akcja sie jeszcze rozwinie :)

czwartek, 18 września 2014

Dziękuję :)

A więc na początku chciałabym wam serdecznie podziękować za wasze wsparcie i motywację. Prowadzę tego bloga stosunkowo krótko, ale zauważyłam, że przypadł wam do gustu z czego się niezmiernie cieszę. Oczywiście będę kontynuować tego bloga. Jestem w trakcie pisania kolejnego rozdziału i bd starała się je dodawać w miarę szybko, ale nwm jak długo będziecie musieli czekać. Ta sprawa zależy od wielu czynników, więc żeby nie przedłużać jeszcze raz dziękuję i zapraszam na mojego drugiego bloga, którego pewnie poniektórzy już dobrze znają:)

http://till-the-love-runs-out.blogspot.com/?m=1

~Wasza Jane~


niedziela, 14 września 2014

Rozdział 5.

- Ufam ci- powiedziała cicho obejmując moją dłoń swoją, która nadal spoczywała na jej policzku. Uśmiechnąłem się i musnąłem ją lekko w usta
- Mogę wiedzieć jak ci na imię?- spytała czule
- Rademesus- szepnąłem jej do ucha- Chcę żebyś wiedziała, że to imię od teraz już zawsze będzie gościć w twoim życiu- pocałowałem ją w policzek
- A więc, Rademesusie. Mam rozumieć, że nigdy mnie nie opuścisz?- spytała. Zamierzałem z niej uczynić Panią Ciemności. Nie zrobiłbym tego samego z Laną, ponieważ po pierwsze to jej nie kocham, a po drugie to wierność demonicy z krwi i kości nie wchodziła w grę. Luavia była odwrotnością Lany. Nawet, gdyby stała się upadłą, to nigdy nie zostałaby w pełni demonicą, chyba że wyrzekłaby się swojego anielskiego pochodzenia tak jak Lana i ja. Wróciłem myślami do teraźniejszości. Uśmiechnąłem się do brunetki
- Luavio, nigdy cię nie opuszczę. Pod jednym warunkiem- zacząłem gładzić ją po włosach- Chcę żebyś złożyła mi przysięgę.
- Wiesz, że to sprawa niezwykle wysokiej wartości dla każdego anioła. Nie mogę tego zrobić tak po prostu- załamała się z lekka
- Luavio, ułatwię ci to. Musisz wiedzieć, że cię kocham, a ty mi przecież zaufałaś- powiedziałem widząc jej zawahanie
- Też cię kocham- odpowiedziała po chwili niepewności, a po jej policzku spłynęła srebrzysta łza. Otarłem ją
- A więc przysięgasz mi, że już zawsze będziesz przy mnie?- spytałem raz jeszcze
- Przysięgam ci, Rademesusie- Uśmiechnąłem się przebiegle. Wiedziałem, że składając mi przysięgę, nie będzie mogła jej złamać tak długo, póki będzie aniołem
- Ty również mi przysięgasz?- spytała. Szczerze mówiąc nie miałem nic do stracenia. Mogłem jedynie zyskać piękną i dosłownie anielską damę przy swoim boku
- Przysięgam ci- uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę- Od tej chwili jesteśmy sobie narzeczeni po wieki wieków- spojrzałem w oczy mojej narzeczonej i pocałowałem ją. Tym razem oddała mi pocałunek bez zawahania. Byliśmy w końcu powiązani przysięgą.
***************
Ross pogłębił nasz pocałunek. Normalnie bym na to nie pozwoliła, ale jak nie patrząc ten chłopak stał się moim narzeczonym w chwili, gdy złożyłam mu przysięgę. Zakochałam się w aniele. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Nie mogłam pojąć tylko jednej rzeczy. Dlaczego noszę w sobie te dziwne uczucie? Fakt, Ross był stanowczy, nieco wymagający, no i mroczny jak na anioła. Ale nim był i właśnie to się dla mnie liczyło. Sama nie wiem, dlaczego tak łatwo mu zaufałam. Możliwe, że wywarł na mnie presję, ale już nie było odwrotu. Mój narzeczony czule obdarzał mnie pocałunkami. Poczułam, że jestem pewna, że to właśnie z nim chcę być.
****************
Tymczasem w Królestwie Upadłych, Leviatanus obserwował poczynania blondyna w swoim magicznym mirrorze.
- Ten chłopak ma ogromny potencjał. Jest niezwykle przebiegły, ale i czarujący- usłyszał Leviatanus za swoimi plecami
- Masz rację, sługusie. On może stanowić dla mnie poważne zagrożenie- Pan Ciemności zacisnął pięści
- Co planujesz, Panie?
- Przywołaj do mnie Aniołów Śmierci- rozkazał
- Tak jest!-sługus wykonał posłusznie polecenie swojego władcy. Po chwili w pałacu pojawiły się trzy anioły ciemności nieco różniące się od pozostałych. Przypominały trochę wampirów, miały ogromne czarne skrzydła przypominające trochę skrzydła nietoperza, które miały spiczaste zakończenia i krwisto-czerwone oczy. Stanęły przed obliczem władcy
- Wzywałeś nas, Panie?- spytał jeden z nich- Owszem. Mam dla was misję- rzeknął- Macie odnaleźć Rademesusa i uśmiercić go.

----------------------------
Tak tak tak, wiem że to nastało dość szybko i rozdział jest krótki, no ale wszystko idzie wg mojego planu. Zobaczycie, co się stanie potem :) wystarczy, że będziecie cierpliwie czekać na dalszy rozwój sytuacji. To tyle na dzisiaj :) Bye-bye
~Wasza Jane <3

sobota, 13 września 2014

Rozdział 4.

Szliśmy powoli w stronę Central Parku. Rikardo i Rocky byli krótko mówiąc "nie w sosie". Od czasu do czasu zerkali na mnie ze złością. Olałem to. Cały czas szliśmy w milczeniu. Co prawda, nie zamierzałem ich przepraszać za zepsucie "zabawy", jak to ujął Rocky, ale miałem już dość tej ciszy
- Spoko. Poderwiecie sobie jakieś anielice- uśmiechnąłem się do nich sztucznie, a potem znowu przybrałem kamienny wyraz twarzy. Popatrzyli na siebie
- A potem jak zwykle będą kleić się do ciebie- odezwał się po chwili Rik
- Na to już nie mam wpływu. Laski lecą na mnie, nawet jak tego nie chcę- zakasałem rękawy w koszuli
- No a co z tą um... Laurą?- spytał złośliwie Rokadamus
- A co ma być?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie mrużąc oczy
- Jakoś nie była za bardzo chętna na flirt. Wybiegła z tego klubu zanim zdążyłeś się obejrzeć- zaśmiał się pod nosem
- To było dopiero pierwsze nasze spotkanie!- uniosłem lekko głos
- No tak, tylko zazwyczaj u ciebie to kończy się na jednym- Riker dołączył do dyskusji
- Musiałeś sam spędzić noc? Oj, jak przykro- Rocky przybił piątkę Rikowi
- Nie sam, tylko z Laną i... zauważcie znaczącą różnicę- przystanąłem na chwilę, by nie wybuchnąć narastającą we mnie agresją- Moje poprzednie dziewczyny były śmiertelniczkami, a Laura jest aniołem. Uskrzydloną dobrocią w całej swej okazałości. Wy myślicie, że ta anielica jest na tyle płytka, by po kilku czułych słówkach wskoczyć mi do łóżka? Otóż, nie! Kieruje nią sumienie i nic nie zdziałam, póki nie uśpię jej czujności. To rzecz, którą muszę w niej wyniszczyć bezpowrotnie! Brak sumienia równa się brak czujności, a brak czujności równa się większa uległość, a większa uległość równa się..- zaśmiałem się- To już sami zobaczycie!
***************
- Jesteście pewne, że powinnam iść na te spotkanie?- spytałam niepewnie
- Jak najbardziej! Pamiętasz plan Valerii? Będziemy tam z tobą. Tylko pod żadnym pozorem nie wyjawiaj prawdy o sobie i nie ukazuj swoich skrzydeł- pouczała mnie Ridiana
- Właśnie! Jestem pewna, że nawet najbardziej zdesperowany człowiek na świecie, nie chciałby ich zobaczyć w takim stanie!- zachichotała Val
- Wiesz, miło, że tak mnie wspierasz- powiedziałam sarkastycznie
- Ależ, Luvi. Sercem jestem z tobą- położyła sobie na nim rękę- Ale umysłem gdzieś dalej- znowu prychnęła śmiechem. Tak, moje białe psiapsióły zachowywały się bardziej jak nieśmiertelne nastolatki niż anielice. Pozostawiały wiele do życzenia, ale kochałam je obie mimo tego wszystkiego.
Przewróciłam teatralnie oczami i skierowałam się z nimi w stronę umówionego miejsca. Miałyśmy niedaleko, toteż ku mojemu szczęściu skrzydła nie były znowu takie potrzebne.
***************
Dotarliśmy na miejsce. Szybko pouczyłem Rika i Rokadamusa jak mają się zachowywać i podeszłem do trzech anielic. Najpierw do blondynki
- Cześć, jestem Ross. Miło mi. - uścisnąłem jej dłoń- Wydaje mi się czy byłaś wtedy razem z Laurą w klubie?
- Istotnie- uśmiechnęła się- A na imię mi Rydel- odgarnęła włosy.
Przytaknąłem jej z uśmiechem.Spojrzałem w bok. Laura stała w oddali z jakąś dziewczyną. Znacząco na siebie popatrzyły. Wydało mi się to trochę dziwne. Po chwili dziewczyna podeszła do mnie z uśmiechem.
- Jestem Valeria- uścisnęła mi dłoń. Spojrzałem na nią i odwzajemniłem uśmiech. Nadal się we mnie wpatrywała. Czułem się nieco dziwnie, gdy nagle doznałem ukłucia. Ta anielica próbowała przedrzeć się do wnętrza mojej duszy. Przeszywała ją na wskroś. Czułem to. Nie dawałem po sobie nic poznać. Pewnie chciała wyczuć jakie mam intencje. Spryciula. Niestety, moją duszę otaczała czarna aura. Nie była w stanie niczego się o mnie dowiedzieć, co było mi bardzo na rękę
- Jestem Ross- cicho syknąłem, ale po chwili zrekompensowałem to wymuszonym uśmiechem
- To jest Riker, a to Rocky- wskazałem na moich kumpli, którzy z miejsca zaczęli rozmawiać z dwójką dziewczyn. Valeria spojrzała na mnie trochę dziwnie, ale chwilę potem Riker wciągnął ją w rozmowę. Wykorzystałem sytuację. Uśmiechnąłem się i podeszłem do Laury. Wyglądała na bardziej speszoną niż wtedy
- Chodź ze mną- szepnąłem jej do ucha i pociągnąłem ją za rękę.
**************
Ross odciągnął nas na bok. Byliśmy sami. Głęboko westchnęłam
- Słuchaj, Ross...- nie dokończyłam, bo chłopak wpił mi się w usta
- Daj mi się prowadzić- mruknął nie odrywając się od moich ust. Przyciągnął mnie bliżej siebie i złapał w pasie. Nie było już mowy o ewentualnej ucieczce. Oddałam mu niepewnie pocałunek i spodobało mi się. Całowałam go już pewniej, mimo że nadal miałam w sobie te dziwaczne uczucie, że popełniam błąd swojego życia.
- Pragnę cię, Lauro- szepnął mi do ucha, wywołując u mnie przyjemne deszcze. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Dobrze wiedziałam czego chciał, ale nie byłam pewna czy mogę mu na to pozwolić
- Nie, Ross! Ja nie mogę!- stanowczo odepchnęłam go od siebie
- Dlaczego?- spytał z dziwnym dla mnie spokojem w głosie
- Czyżbyś się czegoś bała?- przeszedł koło mnie i stanął za mną nachylając się tuż nad moim uchem- Czyżbyś miała jakiś sekret?- spytał z ciekawością. Drgnęłam. Poczułam bijące od niego ciepło na mojej szyi. Z każdą sekundą intrygował mnie coraz bardziej.
- Tak się składa, że wiem kim jesteś- szepnął do mojego drugiego ucha. Zaniepokoiłam się, ale nie chciałam, by to zauważył. Przybrałam kamienny wyraz twarzy i odwróciłam się do niego- To zależy czy masz mnie za kogoś kim jestem naprawdę- rzekłam
- Najdroższa Lauro- zaczął z szarmanckim uśmiechem na twarzy- Ja wiem kim ty jesteś i ty też to wiesz, więc dlaczego próbujesz mnie zdezorientować?- zaczął gładzić moje włosy. Nie! To niemożliwe, że taki zwykły śmiertelnik był w stanie mnie odgadnąć! Może jednak nie wszystko jest takie, na jakie wygląda
- Więc kim ja jestem?- spytałam wprost
- Zabawne, że pytasz mnie o coś oczywistego- zaśmiał się- Powiem ci jedno. Czasem najmniejsza rzecz jest w stanie powiedzieć nam o drugiej osobie wszystko- powiedział zagadkowo
- Podobnie jak twoje słowa. Chociaż tajemnicze, to tłumaczą i wszystko i nic- zauważyłam, a on kontynuował
- Świat jest pełen tajemnic, moja droga. A umiejętność szczegółowego analizowania faktów jest darem. Darem, który wykorzystałem, by poznać prawdę. Nawet najmniejsze piórko nie umknie mojej uwadze- rzucił aluzję. Właśnie w tej chwili przypomniałam sobie jak ciekawsko przyglądał się piórku, które wyciągnął z moich włosów. To niemożliwe, że mógł na to wpaść tak łatwo! Żadnemu normalnemu człowiekowi nie przeszłoby to przez głowę!
- Kim ty jesteś?- spytałam zaniepokojona
- Najpierw odpowiedz sobie na pytanie kim jesteś ty, Luavio- powiedział spokojnie. Osłupiałam
- Skąd wiesz, że...
- Właśnie sama przed chwilą zdradziłaś mi swoje imię- uśmiechnął się
- Słucham?- spytałam zdezorientowana
- Powiedzmy sobie szczerze. Anioły nie noszą ludzkich imion, zazwyczaj używają ich niebiańskich odpowiedników- uśmiechnął się niemal przebiegle
***************
Widziałem, że coraz bardziej ją to wszystko przerażało. Myślała, że nie zauważę. Próbowała zachować spokój
- Skąd to wiesz?- spytała po chwili. Zaśmiałem się
- Ponieważ sam jestem aniołem- upadłym dodałem w myślach. Ulżyło jej nieco
- Jesteś aniołem?- uśmiechnęła się lekko
- Raczej nie muszę ci tego udowadniać. Anielskie relacje opierają się przecież na wzajemnym zaufaniu, prawda?- podniosłem brew.
- Skąd wiesz takie rzeczy?- znowu się zaniepokoiła
- Mówiłem ci już, że również jestem aniołem- starałem się uważać na to, co mówię, by czasem nie zdradzić siebie samego. Niektóre anioły są uległe jak Luavia, ale żaden z nich nie jest głupi.
Nic nie odpowiedziała. Twarz miała schowaną w gęstwinie jej brązowych loków
- A ty?- spytałem, a ona podniosła głowę
- Ufasz mi?- spojrzałem na nią wyczekując odpowiedzi. Westchnęła
- Zaufania nie można wymuszać. To coś naradza się w nas wtedy, gdy czujemy się bezpieczni przy drugiej osobie- powiedziała starając się patrzeć mi w oczy
- Albo, gdy dana sytuacja tego wymaga, a my nie mamy innego wyjścia- zbliżyłem się do niej z delikatnym uśmiechem
- Nie mam innego wyjścia?- spytała z leksza zdezorientowana
- Po prostu powiedz, że mi ufasz- powiedziałem czule łapiąc ją za policzek.

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 3.

Leżałam obolała na sianie, nagle zauważyłam jak ktoś się na mnie patrzy. Pisnęłam przerażona
- Luv, uspokój się- usłyszałam melodyjny głos. Podniosłam się z ziemi
- Val? To ty?
- Dziewczyno, to ty nas przestraszyłaś! Ja i Ridiana szukałyśmy cię przez całą noc!
- Martwiłyśmy się o ciebie- dodała Ridiana
- Nie mogłam was znaleźć, potem jeszcze ta burza...
- O, matko! Luvi, czy ty widziałaś swoje skrzydła?- pisnęła Valeria spoglądając na moje pióra, które były upaprane błotem i sianem
- Raczej są do reklamacji- Val zaczęła się nim przyglądać badawczo
- Nie przypominaj mi!- jęknęłam
- Musimy ci je wyczyścić. Masz przecież dzisiaj randkę z tym blondaskiem- powiedziała Rid
- Z Rossem. I nie randkę tylko spotkanie- poprawiłam ją
- Jak zwał tak zwał- wzruszyła ramionami
******************
- Dziękuję za cudowną noc, kochanie- zadowolona Lana pocałowała mnie w policzek
- Z taką seksowną demonicą jak ty, to czysta przyjemność- uśmiechnąłem się
- Nie zapominaj o tym- pociągnęła mnie za koszulę
- Szkoda, że musisz już wracać- powiedziałem z udawaną tęsknotą w głosie, mając nadzieję, że za chwilę sobie pójdzie
- Z pewnością jeszcze nie raz cię odwiedzę- uśmiechnęła się zawiadziacko, a potem rozprostowała swoje czarne skrzydła i wzbiła się w powietrze. Dobrze, że nie widziała grymasu, jaki pojawił się na mojej twarzy, gdy wypowiedziała te słowa. Moim celem była Laura. Nie mogłem pozwolić by "moja dziewczyna" pokrzyżowała mi plany. W sumie nie musiałem się jej tłumaczyć, ale gdyby dowiedziała się prawdy, że moim celem jest poderwanie pewnej anielicy, wpadłaby w furię. Czym Lana wie mniej, tym i lepiej dla mnie. Dzisiaj spotykam się z Laurą, więc muszę się jakoś ogarnąć. Myśląc o tym, dopiąłem dwa ostatnie guziki w koszuli i ułożyłem swoje rozczochrane włosy. Teraz wystarczyło tylko odnaleźć Rikarda i Rokadamusa. Rozprostowałem skrzydła i poszybowałem wysoko.
****************
- Aua!- syczałam, gdy Valeria i Ridiana próbowały rozdzielać moje posklejane piórka
- No, sorry Luvi. Chcesz być ładna to musisz pocierpieć- Val spojrzała na mnie wzrokiem beztroskiej dziewczynki i w dalszym ciągu kontynuowała "naprawianie" moich skrzydeł
- Pięknie- skrzyżowałam ręce udając obrażoną
- Nie jest tak źle! Większość puszcza bez problemu!- Rid próbowała mnie pocieszyć
- Super. No, a ile piórek musiałyście mi powyrywać?- spytałam ze słyszalnym zaciekawieniem w głosie pomieszanym ze złością
- Umm- Rid zaczęła odruchowo drapać się po karku. Czułam, że to zły znak. Odwróciłam głowę do tyłu i pisknęłam widząc przed sobą całą masę pozlepianych ze sobą białych piór.
- Umm.. no właśnie tyle- Rydel zrobiła minę w stylu "nie bij mnie".
- No nieźle! Wyglądam jak anioł, który wpadł pod ciągnik!- załamałam się
- Albo pod ciężarówkę- zaśmiała się Valeria, ale ucichła, gdy tylko zmierzyłam ją lodowatym spojrzeniem.
- Lari, spokojnie. Przecież pióra odrastają, prawda?- Ridiana objęła mnie ramieniem
- No tak, ale latami będą odrastać mi te pióra!- westchnęłam
- Czy z piórami czy bez, dla nas i tak zawsze będziesz prześliczną anielicą- Val ucałowała mój polik, wywołując na mojej twarzy uśmiech- Ale może lepiej nie lataj na nich przez pewien czas- skrzywiła się lekko. Mój uśmiech zwiędnął
- Odejdź, złośnico nieczysta- pchnęłam ją dla zabawy, a anieliczka wybuchnęła donośnym śmiechem
*******************
Szybowałem po nowojorskim niebie, gdy nagle zauważyłem moich kolegów demonów. Wylądowałem na ziemi i schowałem się za szerokim pniem. Usłyszałem śmiechy jakie dochodziły zza moich pleców. Wychyliłem się, by móc zobaczyć co się tam dzieje. Zauważyłem Rika i Rocky'ego w otoczeniu jakichś dwóch dziewczyn. Swoją drogą niezłych. Wyszedłem zza pnia i stanąłem im na drodze
- A wy gdzie się wybieracie beze mnie?- spytałem z irytacją w głosie
- Oh, Ross. To ty- powiedział Rikardo z lekkim zawodem
- Coś ci się nie podoba?- zmarszczyłem brwi
- Nie, po prostu.. Riker chciał powiedzieć, że..- próbował tłumaczyć się Rokadamus
- Chłopaki, a może tak przedstawicie nam swojego kolegi- zaproponowała jedna z dziewczyn stając po moim boku
- Ech.. to jest Ross. Ross, to jest Mikayla..- Riker wskazał na blondynkę stojąco koło mnie. Uśmiechnąłem się do niej.
- Siemka- powiedziała uwodzicielskim głosem
-... A to jest Ana- wskazał na koleżankę Mikayli o płomienistych włosach, która stała obok niego
- Cześć, Ross- pomachała mi Ana. Uczyniłem to samo.
- Okej, to może skoro już się wszyscy znają to niech Ross- Rocky użył nacisku słownego na moje imię- ruszy swoje cztery litery i zajmie się czymś pożytecznym- obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem
- Chłopaki, a Rossy nie może iść z nami?- Mikayla przytuliła się do mojego ramienia. Uśmiechnąłem się przebiegle
- W zasadzie Ross musi..- zaczął Rik
- Mam pewną sprawę do załatwienia- dokończyłem szybko- A wy chłopaki, jesteście mi potrzebni- stanąłem między nimi ukazując swoją dominację
- Ale spotkamy się jeszcze, prawda?- Ana posmutniała
- Z miłą chęcią- mrugnąłem do niej i jej kumpeli
- Okej, to cześć chłopaki!- pożegnały się z nami. Rikardo i Rokadamus spojrzeli na mnie z mordem w oczach
- Co wam jest?- spytałem prześmiewczo
- Ty to każdą zabawę potrafisz zepsuć- burknął Rocky
- Musiałeś pojawić się właśnie teraz? Nie mogłeś zaczekać?- rozzłościł się Rik
- Mogłem, ale nie chciałem- powiedziałem triumfalnie. Zobaczyłem jak obydwaj zabijają mnie wzrokiem. Musiałem coś z tym zrobić.
- Z tego, co pamiętam, to chcieliście mi pomóc, prawda? Więc, ruszcie się łaskawie i zacznijcie mi pomagać! Mamy misję do wypełnienia!

--------------
No to mamy kolejny rozdział. Nwm co więcej napisać. Pogoda mnie załamuje :/
KOMENTUJECIE=MOTYWUJECIE

wtorek, 9 września 2014

Rozdział 2.

Siedziałam z Ridianą na szczycie Statuy Wolności. Rozmyślałam o wczorajszym wieczorze. Ridiana musiała zauważyć, że coś mnie trapi, bo chwilę potem zadała mi pytanie
-Luavio, nad czym rozmyślasz?
-Mam się dzisiaj znowu spotkać z tym chłopcem z klubu. A co jak robię źle? Coś czuję, że nie powinnam tam iść-schowałam twarz między kolana. Nagle usłyszałyśmy trzepotanie skrzydeł i leciutkie tąpnięcie na gruncie
-Valeria!- krzyknęła podekscytowana Rid. Podniosłam głowę
-Cześć dziewczyny!- pomachała do nas
-Dostałaś misję od Pana?- spytała Rydel
- W rzeczy samej. Przydzielono mi podopiecznego-stanęła przed nami chowając swoje skrzydła- A co z Luavią?- spytała spoglądając na mnie
- Luvi się zakochała!- pisnęła podekscytowana Ridiana. Podniosłam się z miejsca -To nieprawda!- odwróciłam się w kierunku barierki
-Doprawdy? Przystojny jest? Jaką ma rozpiętość skrzydeł?- zaśmiała się Val
-Błagam. Nie mam ochoty na żarty-westchnęłam- Przystojny, ale to człowiek- odwróciłam się do nich- Wydaje się miły, ale nie potrafię wyczuć, czy ma dobre zamiary. Czuję, że otacza go jakaś dziwna aura- ponownie westchnęłam
-Chyba mam pomysł!- wypaliła Rid-Val, jesteś Aniołem Czystych Intencji, prawda?
-No tak-pokiwała głową
-Więc, spróbujesz się zapoznać z tym chłopakiem i przeniknąć do jego duszy
-Jasne!- uśmiechnęła się
-Nie wiem czy to dobry pomysł- zawahałam się
-Luavio, jako Anioł Rozsądnych Decyzji powinnaś wziąć ten pomysł pod uwagę-Rid położyła mi rękę na ramieniu
-Niech ci będzie, Anielico Dobrej Woli- przewróciłam oczyma
-Tak się nazywam- zaśmiała się- A na poważnie, pozwól Valerii przetestować tego chłopca, jeśli coś będzie nie tak, dasz sobie z nim spokój. Nie martw się, wszystko się ułoży-przytuliła mnie
- Tak się cieszę, że was mam-uśmiechnęłam się- Ale niestety czasami czuję, że nie pasuję do roli Anioła Rozsądnych Decyzji
- A ta znowu swoje- Rydel puściła moje ramiona i spojrzała mi w oczy- Jak mówię, że będzie dobrze to będzie dobrze
- Wierzę ci- pokiwałam głową i uśmiechnęłam się, a potem wzbiłam się powietrze, by móc czuwać nad Emily.
********************
Był środek nocy. Po tym jak pożegnałem się z brunetką, jeszcze długo zabawiałem się w klubie. Riker i Rocky wyrwali jakieś śmiertelniczki i się gdzieś ulotnili. Nie wnikam. W każdym razie zostałem sam. Oczywiście mogłem robić teraz to, co oni, ale rozmyślałem o tej anielicy-Laurze. Siedziałem na szczycie bloku w jakiejś mało znanej dzielnicy Nowego Jorku. Cisza. Od czasu do czasu było słychać tylko ujadanie psów. Nagle poczułem jak ktoś oplata mnie rękoma
- Nie zimno ci?- usłyszałem
- Lana? Co ty tu robisz?- spojrzałem na znaną mi postać
- Przyszłam do ciebie- dosiadła się- Nie cieszysz się?
- Owszem, cieszę. Leviatanus wie?
- Uprosiłam go. Mam wrócić nad ranem- zarzuciła grzywkę za ucho- Rademesusie, kochanie. Dlaczego uciekłeś z Królestwa Upadłych?- Lana nie wiedziała o mojej kłótni z Panem Ciemności. Lepiej dla mnie
- Leviatanus powierzył mi misję- odparłem
- Rozumiem. A kiedy wrócisz? Tęsknię za tobą- wtuliła się we mnie
- Przecież mnie widzisz, więc o co chodzi?
- No, tak. Ale chciałam coś razem porobić- zaczęła bawić się guzikami mojej koszuli rozpinając przy okazji pierwsze trzy z góry
- Porobić?- podniosłem znacząco brew-
- W sumie zostało jeszcze trochę czasu do rana. Wypadałoby go jakoś dobrze spędzić- dziewczyna zrozumiała przekaz i wpiła mi się w usta
- Nie- odepchnąłem ją. Spojrzała się na mnie pytająco
- Nie tutaj- uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę. Włamaliśmy się przez balkon do jakiegoś pustego apartamentu. Zaczęliśmy się całować, gdy ledwo co weszliśmy do środka.
******************
Moja podopieczna cicho pomrukiwała przez sen. Okryłam ją szczelniej kołdrą i wymknęłam się z domu Winsonów. Stanęłam na patio i wzbiłam się w powietrze. Nie poleciałam zbyt daleko, bo chwilę potem się rozpadało. Skrzydła przesiąknęły mi wodą, więc byłam zmuszona do awaryjnego lądowania. Ponadto nie wiedziałam, gdzie szukać Ridiany i Valerii. Ciężar nasiąkniętych wodą skrzydeł przyprawiał mnie o zbędny balast. Nawet nie wiem kiedy runęłam z hukiem na ziemię wprost do kałuży. Moje przemoknięte skrzydła zostały doprawione błotem. Podniosłam się obolała z ziemi. Teraz wiem co czują ludzie. Naprawdę im tego współczuję. Stałam na jakimś kompletnym bezludziu. Podążyłam jakąś polną ścieżką natykając się na jakąś starą opuszczoną stodołę. Tak bardzo chciałabym, że Val i Rid były teraz przy mnie. Schowałam się w środku i wyczerpana zasnęłam na sianie.
******************
Leżałem na łóżku, a Lana wtulała się we mnie. Gładziłem ją po nagim ramieniu
- Wiesz, jako człowiek jesteś w tym jeszcze lepszy- pocałowała mnie w policzek
- Yhym- odparłem obojętnie. Ciemnowłosa zmarszczyła brwi
- Wiesz, mam dość! Po raz kolejny mnie olewasz! Nie dość, że teraz rzadko cię widuję, to jeszcze zamyślasz się za każdym razem, gdy próbuję z tobą pogadać! Czy mogę wiedzieć o czym ty tak ciągle myślisz?!- krzyknęła. Miała rację. Rozmyślałem o Laurze. Znowu. Ale przecież nie powiem tego Lanie. Zabiłaby ją żywcem, a ja w końcu musiałem jakoś przeprowadzić tą anielicę na ciemną stronę, by wypełnić swoje zadanie
- To nie twoja sprawa!- wypaliłem- Z resztą, powinnaś już iść. Dostałaś już to co chciałaś
- A nie wpadłeś na to, że oczekiwałam od ciebie więcej?!- podniosła głowę z mojego ramienia
- Niby czego? Jesteś tylko moją kochanką-wzruszyłem ramionami
- No właśnie! A co jak to mi to nie wystarcza?!- wstała owijając się prześcieradłem i wyszła na balkon. Przewróciłem oczami. Założyłem na siebie spodnie i wyszedłem za nią. Nie chciałem mieć nikogo na stałe, ale nie chciałem stracić Lany. Za dobrze się z nią bawiłem. Objąłem ją od tyłu
- Kochanie, powiedz czego ode mnie oczekujesz, a postaram się ci to dać- odwróciła się do mnie. Miała już lepszy humor
- Chcę być cała twoja- zarzuciła mi ręce na szyję
- Jesteś cała moja
- Tylko twoja- musnęła moje usta
- Tylko moja- oddałem jej pocałunek
- Powtórz to- wyszeptała
- Jesteś cała moja i tylko moja- objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie
- Właśnie to chciałam usłyszeć- wpiła mi się w usta. Weszliśmy z powrotem do środka nie odrywając się od siebie. Kawał grubego materiału, w który była owinięta Lana wylądował na podłodze. Popchnąłem ją na łóżko, a sam rzuciłem się na seksowną demonicę.
----------------------

To już drugi rozdział :D cieszę się, że powstał. Chyba nie mam nic więcej do powiedzenia.
KOMENTUJECIE=MOTYWUJECIE

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 1.

Emily to dobre dziecko. Nie pyskuje, jest miła i pomocna. Właśnie opieka nad takimi ludźmi o kryształowym sercu sprawia aniołowi największą frajdę. Uśmiechnęłam się widząc jak dziewczyna radośnie opiekuje się młodszym bratem w parku. Takie chwile sprawiają, że niekiedy się wzruszam. Obserwowałam sobie moją podopieczną siedząc na ławeczce.
-Luavio, gdzie jesteś?- usłyszałam głos mojej przyjaciółki
-Szszsz.. jestem tutaj. I nie mów na mnie Luavia tylko Laura, pamiętasz, że mamy wtapiać się w tłum? - skarciłam moją przyjaciółkę Ridianę, czyli Rydel
-Wybacz, zapomniałam. Siedziałam na dębie. Aż mi skrzydełka zdrętwiały-rzekła rozmasowując sobie kark
-Ani mi się waż ich tu prostować! Chcesz nas zdemaskować?- krzyknęłam szeptem łapiąc blondynkę za ręce
-Oczywiście, że nie! Pan Bóg chyba, by mi je powyrywał-jęknęła-To co? Krótka przerwa? Należy nam się-powiedziała zachęcająco
-Cała Ridiana. Nie napracować się, a byle odpocząć-przewróciłam oczami, a ona spojrzała na mnie miną smutnego szczeniaczka
-No dobrze, ale tylko na chwilkę-westchnęłam
************
Błądziłem właśnie ulicami Nowego Jorku. Miasto, które dobrze znałem, bo zabawiałem się tu już nie raz, wydawało mi się teraz takie obce
-Rademesus, ty znowu tu?- usłyszałem za sobą znajomy głos
-Czego chcecie?- warknąłem do stojących za mną dwóch znajomych mi demonów- Rokadamusa i Rikarda
-Dostaliśmy pozwolenie na wyjście od Leviatanusa. Przyszliśmy zobaczyć jak sobie radzisz- odparł Rikardo
-Widzę, że już wiecie- zazgrzytałem zębami
-Trudno byłoby nie wiedzieć. Na całe królestwo było słychać jak się na ciebie drze-prychnął Rokadamus
-Jeśli przyszliście się ze mnie ponabijać to spieprzajcie mi stąd-fuknąłem
-Nie, przyszliśmy ci pomóc-dodał Rikardo
-Nie potrzebuję niczyjej pomocy-splotłem ręce
-To lepiej pośpiesz się z tym zadaniem. Te twoje laski tęsknią. Najbardziej Lana. Też chciała z nami lecieć, ale nie mogła. Pozostałe wypytują tylko "Gdzie Rademesus?"-Rikardo przewrócił oczami
-Przymknij japę. Od teraz jestem Ross, a nie Rademesus. Mam wtapiać się w tłum-skarciłem go
-Spoko, Ross-prychnął-To ja od tej pory jestem Riker-zaśmiał się-A to będzie Rocky-wskazał na Rokadamusa
-Jak mnie nazwałeś?- oburzył się demon
-Jesteś Rocky-prychnął śmiechem Rikardo
-Ty, Riker! Nie zapędzaj się tak- pchnął go lekko
-Zamknijcie wreszcie mordy i chodźcie za mną!- rozkazałem. Nawet pozbawiony posady czułem się na władzy
-Dobrze, Rossy!- obydwaj prychnęli śmiechem. Obdarowałem ich tylko chłodnym spojrzeniem i machnąłem ręką, że mają iść za mną.

Trójka demonów weszła do klubu
-Wow, stary! Tu zawsze tak wygląda?- zachwycał się Riker widząc wszystkie zgrabne tancerki-Nic dziwnego, że Leviatanus nie pozwala wchodzić do świata ludzi. Tu jest jak w niebie!- zaśmiał się
-A może być tylko lepiej- uśmiechnąłem się
-Te, stary! Ale wątpię, że tu poderwiesz jakiegoś aniołeczka. Prędzej całą masę diabełków. Tych pierwszych to chyba musisz w kościele poszukać!- zaśmiał się Rocky
-Panowie, dajcie spokój! Traktujcie to jak wakacje! Najpierw trzeba się zabawić!- uśmiechnąłem się do grupki dziewczyn
*************
Tak, wiem, że to nie miejsce dla dwójki anielic, ale to był pomysł Ridiany. No a jak mam odmówić mojej przyjaciółce? Zakręconej anieliczce? Dziwne, prawda? Siedziałam właśnie przy barze, podczas gdy Ridiana bawiła sie w najlepsze na parkiecie
-Laura, chodź tu! Będzie fajnie!- nalegała
-Weź, przestań! Nawet nie umiem tańczyć!- zacięcię trzymałam się blatu
-No, ale ze mną nie zatańczysz?- zaskomlała po czym szarpnęła mnie za rękę
-Ech.. ale tylko raz-chuchnęłam w grzywkę, która opadła mi na czoło. Poszłam na parkiet za Rydel. Tańczyłyśmy przez chwilę. Nagle ktoś do mnie podszedł- Mogę panienkę prosić do tańca?- spytał, a Rydel popchnęła mnie w objęcia nieznajomego, a sama poszła usiąść przy ladzie. Stałam tyłem, więc nie widziałam jego twarzy, ale czułam jego oddech na mojej szyi. Oplatał mnie rękoma w pasie. Zaczął powoli kołysać moimi biodrami. Był szybki, pewny siebie i.. władczy? Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie. Nie powiem. Nawet mi sie to podobało. Dopiero po chwili jednym zgrabnym ruchem obrócił mnie i przyciągnął do siebie tak, że widzieliśmy się twarzą w twarz. Miał blond włosy i czekoladowe oczy. Był wysoki i umięśniony. Jego całokształt był oblany mrokiem i tajemniczością. To właśnie pociągało mnie w nim najbardziej. Tańczyliśmy powoli, ale z pasją. Nagle przechylił mnie do tyłu-Jestem Ross. A ty, me lady?- wyszeptał przy moim uchu przyciągając mnie z powrotem do siebie-Jestem Laura- powiedziałam jak zaczarowana czując jak przyjemny dreszcz przebiega wzdłuż mojego ciała. Ten chłopak miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągało, ale i coś, co mnie niepokoiło. Czułam się zmieszana. Serce szalało ze szczęścia, ale umysł pozostawał czujny. Kazał mi natychmiast zakończyć znajomość z tym chłopcem, ale nic sobie z tego nie robiłam. Oczarowanie, lęk, uległość. Właśnie te trzy rzeczy wirowały mi w głowie.
************
5 min wcześniej:
Byłem teraz w towarzystwie Rikarda i Rokadamusa. Wkoło było pełno różnych śmiertelników i śmiertelniczek. Sobota wieczór. Weekend.Zabawa taneczna przesączona alkoholem. W końcu tak się bawią żyjący. Weszliśmy w tą maskaradę. Wtopiliśmy się w tłum. Wypiliśmy kilka drinków, które w żaden sposób na nas nie wpłynęły. Na aniołów ciemności nie działają żadne trunki ogłupiające śmiertelników. Co innego z aniołami. Nawet najmniejsza dawka alkoholu jest w stanie uśpić ich czujność. Chwilę potem zaczęliśmy się nudzić, więc postanowiłem pokazać moim kumplom jak wygląda podryw w dobrym stylu. W moim stylu. Upadłe anioły nie odczuwają wstydu, więc flirtowanie nie sprawia nam problemu. Moją uwagę przykuła pewna brunetka tańcząca ze swoją blondwłosą przyjaciółką. Podeszłem do niej i poprosiłem do tańca. Wyglądała na niepewną, ale uległą, więc łatwo się zgodziła. Tańczyliśmy do wolnego kawałka. Przytulałem ją od tyłu. Po chwili postanowiłem obrócić ją przodem do mnie, by móc przyjrzeć się uważniej swojej nowej zdobyczy. Dziewczyna miała brązowe loki, duże piwne oczy i pełne usta. Wyglądała uroczo, a przy tym niewinnie. Różniła się od tych innych śmiertelniczek, które znałem. Przechyliłem ją do tyłu i spytałem jak ma na imię. Wyjawiła je dość szybko, gdy z powrotem przyciągnąłem ją do siebie. Laura-tak właśnie miała na imię-sprawiała wrażenie osoby nieśmiałej i dobrze ułożonej. Wnioskuję, że to kumpela ją tu zaciągnęła. Wyglądała na bardzo grzeczną, ale widać było, że skrywa jakiś sekret. Już moja w tym głowa było dowiedzieć się jaki. Po wyrazie jej twarzy stwierdziłem, że wygląda na oczarowaną moją osobą. W jej oczach dostrzegłem iskierki szczęścia, ale i lęk. Demony potrafią wyczuć lęk, ale i też kłamstwo.
-Powiedz, boisz się mnie?- spytałem, gdy po raz drugi przechyliłem ją do tyłu. Dziewczyna nieco zamarła. Miałem rację. Bała się mnie. Intrygowałem ją, ale i przerażałem w jednym. Przyciągnąłem ją do siebie- Czuję twój strach- wyszeptałem jej do ucha przyprawiając ją o dreszcze
-Skąd ta pewność, że się ciebie boję?-spytała niepewnie
-Po prostu to czuję-uśmiechnąłem się uwodzicielsko znowu obracając ją do siebie tyłem. Umieściłem swoje ręce na jej talii-Jesteś bardzo śmiały, Ross-odparła, a ja zacząłem zjeżdżać rękoma w kierunku jej ud. Złapała mnie za ręce-Nie, proszę-jęknęła
- Podoba ci się, gdy cię dotykam, więc dlaczego się opierasz?- pocałowałem ją w ramię wodząc ustami w stronę jej ust. Czułem jak skóra jej drży gdy całowałem każdy jej milimetr począwszy od obojczyka kończąc na szyi. Czułem bijące od niej ciepło. Narastające pożądanie mieszało się ze strachem wytwarzając u niej nieznane nikomu nowe uczucie. No i stało się. Delikatnie musnąłem jej usta zachęcając ją do dalszego działania. Musiała chyba pierwszy raz znajdować się w takiej sytuacji, bo przeprosiła mnie i wybiegła z klubu chwytając za rękę przyjaciółkę. Zdziwiło mnie to trochę. Przeczesałem ręką włosy, a potem zacząłem analizować zaistniałą sytuację- jeśli teraz za nią nie pobiegnę, to mogę jej już więcej nie zobaczyć, a nie tak planowałem zakończyć te spotkanie-pomyślałem i tak też zrobiłem.
*************
Wybiegłam z klubu z prędkością światła. To, co przed chwilą miało miejsce, momentalnie mnie przerosło
- Okej. Lauro, co to miało być?- Ridianie moje zachowanie też wydało się dziwne
-Rydel, ja tak nie mogę, jasne?- oczy zaszły mi łzami- Nie wolno aniołom wdawać się w relacje międzyludzkie!- złapałam się za głowę-A co jak jeszcze zakocham się w tym śmiertelniku?
-Luv, uspokój się. Zbytnio dramatyzujesz!-Rydel potrząsnęła mymi ramionami
-Rid, chcę jak najszybciej zapomnieć o tym wieczorze! Wracam do pilnowania Emily-upewniłam się, że nie ma nikogo obok nas- Lećmy już!-rozłożyłam skrzydła i już miałam wzbić się w powietrze, gdy nagle..
-Laura!- usłyszałam wołanie
O, nie! To pewnie Ross! Moje skrzydła w ciągu sekundy zniknęły z moich pleców
-Tu jesteś!-chłopak ucieszył się na mój widok. Podbiegł do mnie i położył mi rękę na twarzy. Czułam zimno spowodowane chłodem jego dłoni, ale i wewnętrzne ciepło rozpalające me ciało od środka
-Tu jestem-uśmiechnęłam się zapominając o moich poprzednich troskach. Ten śmiertelnik miał w sobie coś niespotykanego. Wrodzona pewność siebie sprawiała, że nikt nie był w stanie przejść obojętnie obok tego chłopca
- To jak będzie?
- Przepraszam?- wyrwał mnie z zadumy
- Pytałem czy zgodzisz się spotkać jutro ze mną w samo południe na Hudson Street 42?- zauważyłam błysk w jego oku
- Jeśli właśnie w ten sposób cię uszczęśliwię-powiedziałam beztrosko
- Nawet bardzo-uśmiechnął się i pocałował mnie w rękę. Zadrżałam. Czułam się trochę głupio, że ten chłopak nie wie z kim się zadaje. Miałam ochotę rozprostować swoje anielskie skrzydła i wyjawić mu prawdę, jednak w mojej podświadomości usłyszałam głos Ridiany, która nawiązała ze mną kontakt telepatyczny
- Ani mi się waż psuć tej znajomości! Póki nie wie kim jesteś, jest dobrze!-krzyczał do mnie głos blondynki. Tylko anioły mają takie zdolności telepatyczne
- Wiesz, ja muszę już iść. Zrobiło się późno. Nie chcę niepokoić rodziców-starałam się mówić jak zwykła nowojorska nastolatka
- To zrozumiałe. Może cię odprowadzić?- zaproponował
- Co? Nie! Dam sobie radę, spokojnie. Rydel jest przy mnie-starałam się wywinąć jakoś z tej sytuacji
- Do jutra-rzuciłam planując już sobie iść, ale chłopak mnie zatrzymał
- Czekaj, masz coś we włosach. Pozwól, że zdejmę-zdziwiłam się, a on wyciągnął dłoń w kierunku moich włosów wyciągając z nich piórko. Niezauważalnie drgnęłam. Skąd one się tam wzięło? Musiało mi wypaść, gdy w szybkim tempie chowałam skrzydła. Spojrzał na piórko, a potem uśmiechnął się do mnie
- Spójrz, te piórko musiało należeć pewnie do jakiejś białej gołębicy- powiedział znowu na nie spoglądając. Nic nie podejrzewał. Ulżyło mi
- Tak, pewnie masz rację. To.. cześć-odparłam
- Do jutra, Lauro- przytulił mnie i ucałował mój policzek. Uśmiechnęłam się. Podeszłam do Rid, a potem zniknęłyśmy mu z oczu.
**************
Zdążyłem już pożegnać się z brunetką. Gdy odeszła, znowu zacząłem badawczo obserwować pióro. Podeszli do mnie Rikardo i Rokadamus
- No, no. Rademesusie, ale z ciebie romantyk!- prychnął. Fakt, potrafiłem czarować kobiety jak nikt. Czułe słówka i troskliwość nie były w moim stylu, ale sprawdzały się idealnie przy podrywaniu dziewczyn. Nie o tym jednak chciałem z nimi pogadać
- Wiecie co to jest?- spytałem pokazując im moje znalezisko
- Pióro- wzruszył ramionami Rokadamus
- To nie jest zwykłe pióro. Należy do anioła- wyostrzyłem zmysły i zaciągnąłem się jego zapachem, od którego mnie zemdliło- Przesłodzona woń będąca mieszanką miłości, dobroci, zaufania i życzliwości. Wiedziałem, że coś było z nią nie tak. Ta dziewczyna musi być anielicą!- podsumowałem. Rikardo i Rokadamus spojrzeli na siebie
- Co zamierzasz z tym zrobić?- spytał Rikardo
- Jutro znowu spotykam się z tą dziewczyną. Doprowadzę do tego, by się we mnie zakochała- uśmiechnąłem się diabelsko- A potem ją zniszczę.

------------------------
No to mamy pierwszy rozdział :) jak zauważyliście spotkanie Raury nastało dość szybko, ale akcja się jeszcze nieźle rozwinie. Ok, to dzisiaj na tyle :) Idę uczyć się na matę. Napiszcie co myślicie :)

KOMENTUJECIE=MOTYWUJECIE

niedziela, 7 września 2014

PROLOG


Jak zwykle ustawiałem do pionu moich kolegów demonów. Byłem ich naczelnym przywódcą, Rademesusem. Potężniejszym ode mnie był jedynie nasz władca-Leviatanus, ale wracając do mnie. Byłem diabelsko doskonały. Pozostałe anioły ciemności mogłyby się ode mnie uczyć. Okrutny, przebiegły, ale i nieziemsko przystojny o czym świadczyło moje powodzenie u demonic. Same do mnie lgnęły i każda jedna chociaż raz miała ze mną styczność, co wprawiało w zazdrość pozostałe demony. Świat upadłych nieśmiertelnych był dla mnie jak raj w czeluściach otchłani. Wszyscy słudzy pana liczyli się ze mną. Lubiłem też robić sobie wypady do świata ludzi. Niektóre śmiertelniczki robiły na mnie wrażenie, toteż sobie nie odmawiałem niczego. Najlepsze jest to, że żadna z nich nie wiedziała z kim się zadaje. Jak, gdyby nigdy nic znikałem nad ranem ze świata żywych, by powrócić do Królestwa Ciemności. Krótko mówiąc "Hulaj dusza, piekła nie ma", co nie do końca pasowało do mojej sytuacji, gdyż właśnie ono było moim domem. Moim jak i pozostałych demonów. Siedziałem właśnie nad Mglistym Stawem, gdy zobaczyłem, że podlatują do mnie znajome mi dwie postacie. Przeczesałem dłonią swoje blond włosy
-Rademesusie, Pan Ciemności chce się z tobą widzieć-oznajmił Rikardo, z którym również przyleciała Lana.
-Mam to gdzieś-fuknąłem rzucając kamyk do zamglonego stawu
- Wydaje mi się czy ogłuchłeś? On chce cię widzieć. Teraz!- upomniał mnie.
-Jak śmiesz odnosić się do mnie takim tonem, sługusie!- zerwałem się z miejsca
-Kochanie, nie denerwuj się-Podeszła do mnie Lana ujmując moją twarz w swoje lodowate dłonie i uśmiechając się iście diabelsko, złożyła na mych ustach namiętny pocałunek, a ja złapałem ją za udo lekko unosząc jej nogę tak, że była swobodnie oparta na moim biodrze. Między nami nie było żadnej przestrzeni. Lana była demonicą o kruczoczarnych włosach. Nadzwyczaj pociągającą i seksowną, toteż odwzajemniłem pocałunek. Znaliśmy się już wystarczająco długo, a nasze relacje polegały głównie na pieszczotach, więc znałem jej ciało aż za dobrze. Nie panowało między nami żadne uczucie oprócz pożądania, więc zdrada była czymś normalnym i nikt się nie czepiał. Więc kim była dla mnie Lana? Kimś w rodzaju kochanki. Cholernie pięknej. Swoją urodą pociągała wszystkich chłopaków z Królestwa Ciemności, czego zazdrościły jej inne demonice. Aż trudno uwierzyć, że taki seksowny diabełek był kiedyś aniołkiem.
-Dobra. Koniec tego przedstawienia. Rademesusie, pora na ciebie- upomniał się Rikardo, a w jego głosie można było wyczuć zazdrość. Pewnie zazdrościł mi, że Lana leci na mnie, a nie na niego, skubaniec jeden. Niechętnie oderwałem swoje usta od ust demonicy.
-Powodzenia kochanie-pogłaskała mnie jeszcze po policzku, a ja odgarnąłem jej włosy po czym rozprostowałem swoje czarne skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Chwilę potem byłem już u wrót twierdzy Pana Ciemności. Nie zwlekając ani chwili wszedłem do środka wprost do jego komnaty. Siedział na swym potężnym tronie otoczony demonicami i demonami.
-Leviatanusie, wzywałeś mnie?- uklękłem przed jego obliczem udając idealnego sługę
- W rzeczy samej-odrzekł chłodnie
- A cóż takiego jest powodem mojej wizyty?-zdziwiłem się
-Twoja obecność w Królestwie Upadłych
- Nie rozumiem
- Rademesusie, czy jesteś mi posłuszny?- spytał wprost
-Tak, panie
-Śmiem wątpić! Nie wykonujesz moich rozkazów i udajesz się w wyprawy do świata ludzi bez mojej zgody! Tak według ciebie wygląda posłuszeństwo wobec swojego Władcy?!-zagrzmiał
-Słucham?! To oszczerstwo!-broniłem się
-Kłamiesz! Czy nie wyraziłem się jasno, że nie ma wchodzenia do świata żywych bez mojej wiedzy?! Dlaczego ty nigdy mnie nie słuchasz?!-
Jestem upadłym aniołem. Aniołem ciemności. Demonem. Wiadomo, że robię złe rzeczy i nie słucham się nikogo. Jest jedna sprawa. Mam obowiązek słuchać się Pana Ciemności, a szczerze mówiąc, miałem dość tych wszystkich zakazów i tego, że ktoś mną dyryguje. Oczywiście nie powiem tego na głos. To tylko bardziej, by go rozjuszyło. Jak przystało na idealnego diabelskiego sługusa, spuściłem jedynie głowę z udawaną pokorą
-Wyrzucam cię z mojego Królestwa-odrzekł krótko
-Słucham?! To ja tu jestem najważniejszym demonem wśród twoich sługusów!- wykrzyczałem
-Precz z mych oczu!- zezłościł się
-Oni sobie beze mnie nie poradzą! To dzięki mnie w twoim Królestwie panuje porządek! Daj mi jeszcze jedną szansę!
-Skoro jesteś taki "potężny" to daję ci ostatnią szansę. Zwrócę ci pełnioną wcześniej funkcję, jeśli wykonasz pewne zadanie
-Jakie zadanie?-podniosłem brew
- Zsyłam cię na ziemię. Masz rozkochać w sobie i doprowadzić do upadku jedną z anielic. Ma przejść na naszą stronę. Dopóki nie wykonasz tego zadania, nie przyjmę cię z powrotem do mego królestwa-
To nie takie trudne. W końcu ma się ten urok osobisty. Uśmiechnąłem się do siebie.
-Aniołowie i anielice zwykle czuwają nad ludźmi. Masz wtopić się w tłum i obserwować. Nikt obcy nie ma prawa wiedzieć, że jesteś demonem. Zostawiam ci skrzydła i zdolności. Używaj ich mądrze. Niech te zadanie świadczy o twoich możliwościach. Jest to również twoja kara-rzekł sucho
-Nie zawiodę cię, panie-rzekłem
-No , ja myślę. A teraz zjeżdżaj mi stąd!-
Wyszedłem z jego pałacu. Teraz muszę jedynie wykonać powierzone mi zadanie, by wrócić na należne mi miejsce. Mam rozkochać w sobie jednego aniołeczka? Banał! Nasz szanowny "władca" nie docenił moich możliwości. Trochę gorzej będzie z doprowadzeniem tej anielicy do upadku, ale też coś wykombinuję. Nie na darmo zwą mnie Rademesus czyli "przebiegle okrutny". Myśląc o tym wszystkim zbliżałem się do wrót łączących mój świat ze światem ludzkim. Nigdy nie przebywałem w świecie żywych dłużej niż dobę. Nie mam pojęcia jak to jest być śmiertelnikiem. Od tej chwili zaczynam nowe życie jako nieśmiertelny człowiek z mroczną tajemnicą. 

---------------------------------------------
No to mamy prolog ;) Napiszcie czy wam się podobało nawet jeśli nie macie konta. To dla mnie ważne. Od razu mówię, że nie bd dodawać rozdziałów systematycznie, bo liceum, ale bd dodawać je w miarę moich możliwości. Ok, to tyle i pamiętajcie:
KOMENTARZE MOTYWUJĄ :)