sobota, 2 maja 2015

Rozdział 15.

Złość. Zażenowanie. Smutek. Właśnie te trzy rzeczy teraz czułem.
- Głupi anioł! Wszystko zepsuł! - mamrotałem pod nosem
- Riker! Zaczekaj, proszę! - dobiegł mnie od tyłu głos zdyszanej Sary.
Odwróciłem się na pięcie
- Ugh, czego jeszcze chcesz? Wracaj do tego swojego białasa! - odpowiedziałem nieprzyjemnie na jej nawoływania
- Riker, ja naprawdę nie wiedziałam, że Ellington się zjawi! - próbowała złapać mnie za ramię, jednak unieruchomiłem jej rękę
- Rademesus miał rację, Sarino. Z resztą jak zwykle - przewróciłem oczami - Nie pasujemy do siebie - zacisnąłem zęby i puściłem jej rękę
- Co cię skłoniło do takiego myślenia? - zaszkliły jej się oczy - Rik, ja nie chcę być z Ectaviusem! - odparła
- A co tobie tak nagle zależy? Przecież i tak mnie nie kochasz! - rzuciłem odwracając się do niej plecami
- Ale to wcale nie tak! - wypaliła. Podeszłem do niej
- Co masz na myśli? - rzekłem spokojnie
- Wiem, że nie powinnam wtedy mówić, że nic do ciebie nie czuję - spuściła głowę. Serce zabiło mi szybciej - Rik, ja chciałam cię chronić
- Przed czym? - uniosłem jej głowę
- Przed Rademesusem - szepnęła
- Dlaczego? - nie ukrywałem swojego zdziwienia
- Rikardo, wiesz dobrze, że on mnie nienawidzi! Gdyby wiedział, że się spotykamy, zamordowałby cię, albo wpadłby w furię i zamordowałby nas obojga! - uroniła łzę
- Wolałbym zginąć z twojego powodu niż ukrywać się jak tchórz przed Rademesusem - odparłem szczerze. To, co powiedziała Sarina wywołało kłucie w moim sercu. Z pewnością miała rację, ale nie mogę pozwolić na to, by Rademesus nami dyrygował. Nawet, jeśli przyjdzie mi za to zginąć z jego rąk.
- Może ty byłbyś gotów na takie poświęcenie! Ale nie ja! - wybuchła gorzkim płaczem - Rik, nie darowałabym sobie, gdyby coś ci się stało! Prędzej sama popełniłabym samobójstwo! - załkała
- Sarino, już dobrze - przytuliłem ją do siebie
- Tak strasznie mi na tobie zależy - wymamrotała chowając twarz w mojej koszuli
- Sarino, mi też, ale... - nie dokończyłem, bo blondynka wpiła mi się w usta. Pewnie nie o to jej chodziło, ale właśnie w tej chwili poczułem jak nigdy, że jestem gotów oddać za nią życie. Odsunęła się ode mnie
- Rikardo, idź już - nakazała rozglądając się na boki
- Sarino, proszę
- Nie. Błagam, idź już - pchnęła mnie lekko do przodu - Zapomnij o wszystkim, zapomnij o mnie - zadrżała jej warga
- Wiesz, że nie dam rady! Nie chcę takiego zakończenia! - sprzeciwiałem się
- Tak będzie najlepiej. Wierzę, że nie zrobisz nic głupiego - łzy spływały po jej twarzy. Jedna za drugą. Było jej ciężko to mówić. Widać, że serio jej na mnie zależało. Stałem jak wryty
- Odejdź, jeśli kochasz - wydukała, wycofując się. Patrzyłem na nią przez chwilę, a potem rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Miałem pustkę w sercu i dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo zapomnieć o Sarinie na znak naszej miłości, albo pamiętać o niej i ponieść wszystkie konsekwencje z tym związane. Tak czy siak, żadne z tych wyjść nie było mi na rękę.
***
Siedząc na szczycie starej dzwonnicy, rozmyślałam o tym wszystkim, co miało miejsce z godzinę temu. Mój chłopak to DEMON. Ciężko było mi się pogodzić z tą myślą, ale w miarę, gdy to sobie powtarzałam, zaczęłam się przyzwyczajać. Ross mnie kocha, a ja kocham jego. Dlaczego tak ciężko to ze sobą pogodzić? W duchu obwiniałam siebie za to, że zakochałam się akurat w demonie. Chciałam nawet obwinić Rossa za to, że nim jest. Zastanawiało mnie dlaczego odszedł od aniołów. Pewnie miał ku temu jakieś powody. W końcu niczego nie robi się bezpodstawnie. I jeszcze jego władcza natura. Nie powiem. Momentami mnie przerażał, ale byłam przekonana, że nie zawsze taki był. Coś w nim pękło i zniszczyło go moralnie. Może miał trudną przeszłość? A może zwyczajnie próbuję usprawiedliwić jego ciężki charakter? Jak nie patrząc, jest niezwykle barwną postacią w czarnym odzieniu. Poza tym, wszyscy mamy wady. A ja jestem w stanie zaakceptować go takiego jakim jest, tylko nie wiem, czy jestem w stanie nadal mu ufać. Chociaż, jakkolwiek na to spojrzeć, ani razu mnie jeszcze nie skrzywdził.
Czułam, że przed nami jeszcze długa droga i nie będzie łatwo. To w końcu zakazana miłość. Pytanie tylko, ile jestem w stanie znieść, by te drzewo miłości nie wyrwała wraz z korzeniami pierwsza lepsza wichura komplikacji.
Było mi głupio przyznać się przed Ridianą i Valerią, że były bezbłędne wobec Rossa. Najbardziej obawiałam się Valerii. To ona była najbardziej przeciwna temu związkowi.
- Luv? - o wilku mowa
- Tak? - odwracam się w jej stronę
- Jest dość późno. Nie śpisz? - dosiada się do mnie
- Rozmyślam
- Co takiego strąca ci sen z powiek? Powiedz - spogląda na mnie
- Nic takiego - oszukuję sama siebie - Idź spać, Val
- Luv, na pewno nie ma takiej rzeczy, o której chcesz pogadać? - Owszem, jest! Mój chłopak to demon! Miałaś rację! Jesteś zadowolona?
- Nie - kiwam jedynie głową
- No dobrze - mówi obojętnie, zbierając się do lotu
- Mogę cię prosić o jedno? - pyta jeszcze.
Wzruszam ramionami.
 - Możesz oszukiwać innych, ale nigdy nie próbuj oszukiwać siebie, Luavio - kładzie mi rękę na ramieniu
- Valerio, ja... - przerwała mi
- Nie musisz mi się tłumaczyć - rzekła odchodząc - Wracaj do spania, dzieciaku - dodała zgryźliwie. Ech, cała Valeria. Przewróciłam oczami. Jednak miała rację. Anielice Czystych Intencji wiedzą, gdy ktoś kręci. Czułam się winna nie będąc szczera wobec przyjaciółek. Chciałam się jak najszybciej spotkać z Rossem. On zawsze powtarzał, że to nie moja wina i że wcale nie muszę być taką, jaką inni chcą żebym była. Zawsze wiedział jak mnie pocieszyć. Za każdym razem zrzucał ze mnie całą tę presję. Byłam przekonana, że i tym razem tak będzie. Położyłam się na dachu dzwonnicy, podpierając sobie głowę rękoma. Spojrzałam w gwieździste niebo. Od razu pomyślałam o tym, że może akurat gdzieś tam daleko, Ross też właśnie spogląda w gwiazdy. Wyobraziłam go sobie, leżącego obok mnie. Wiatr leciutko muskał mi skórę. Zaczęłam śnić o tym, że to nie on, a Ross delikatnie łapie mnie za rękę, którą wyciągnęłam ku niebu. Zimny chłód na mojej twarzy to dotyk jego ust muskających moje czoło, policzki i odkryte ramiona, a szum wiatru to jego niezrównoważony oddech na mojej twarzy. Od razu życie wydawało mi się lepsze. Swoimi fantazjami, przemieniłam zwyczajny wiatr w coś przyjemnego. Możecie nazwać mnie kłamczynią, ale według mnie, tak właśnie wygląda szczęście.
Sztuką nie jest brać od życia jak najwięcej, sztuką jest docenić to, co się ma i wykorzystać to jak najlepiej.
***
I znowu zostałem sam. Nawet nie pragnąłem teraz niczyjego towarzystwa. Wszyscy mamy takie momenty, w których czujemy, że musimy pobyć sami. Siedziałem teraz na gałęzi. Od własnych rozmyślań, bardziej ciekawsze wydawały mi się tylko gwiazdy. To zabawne. Co one mają takiego w sobie, że chcąc nie chcąc, każdej nocy chociaż raz spoglądamy w niebo? Mniejsza o to. Mam na głowie tyle przeróżnych spraw. W tym wszystkim nie ma miejsca na zmartwienia. Śmiertelnicy zbytnio rozczulają się nad sobą. Co im to daje? Jedynie pogrążają się jeszcze bardziej. Świat to nie miejsce na czułe słówka i rozklejanie się. To jedna wielka dżungla i tylko niektórzy - ci nieugięci i nieustraszeni - są w stanie w niej przeżyć. Tutaj nawet łowca może stać się zwierzyną. Nikomu nie wolno ufać. Wszyscy śmiertelnicy to wygłodniałe bestie, które tylko czekają aż drugiemu podwinie się noga, by tylko dopaść go i rozszarpać na strzępy.
Leviatanus potępił mnie zsyłając na tę nieurodzajną ziemię. Nie szukam na nim zemsty, bo są granice, ale nie zamierzam ukrywać urazy. Gdy tylko wrócę na należne mi miejsce, wszyscy inni odczują na sobie mój gniew.
Spoglądam na kartkę papieru, którą kurczowo trzymam w dłoniach, a raczej na koślawo zapisane na niej litery. "Świat jest tylko iluzją" - czytam na głos i zastanawiam się przez chwilę, a potem bezlitośnie zgniatam w ręce ową kartkę papieru i ciskam ją na ziemię. W dwie niecałe godziny napisałem tylko tyle?! Luavia jest w błędzie. Nie jestem żadnym poetą. Po prostu staram się udawać kogoś, kim nie jestem. Podkurczam nogi i chowam głowę w ramionach. Nawet ja miewam chwile słabości. Rzecz w tym, że nikt nie ma prawa o tym wiedzieć. Budzę strach, niepokój i zaciekawienie. Wolę żeby tak zostało. Luavia dobrze wie o czym mówię. Ma świadomość tego, jaki jestem, ale mimo wszystko trwa przy moim boku. Jestem pewien, że z biegiem czasu, zrobiłaby dla mnie wszystko. W tym momencie coś mnie olśniło. Dlaczego mam sam załatwiać wszystkie swoje problemy, gdy mam pomocnicę? Dlaczego miałbym tego faktu nie wykorzystać? Tylko... od czego by tu zacząć?
----------------------------
Po bardzo, bardzo, ale to bardzo długiej nieobecności wracam z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że wybaczycie mi mój brak weny. Mam nadzieję, że teraz wszystko powoli się ureguluje :)
Jeszcze raz bardzo przepraszam.

poniedziałek, 2 lutego 2015

NOWY ROZDZIAŁ ?! ;3

Z racji tego, że teraz nie miałam zbytnio czasu ani weny, przepraszam. Nie napisałam rossdziau na tego bloga, ale za to nabazgrałam cuś na mojego drugiego :)
ZAPRASZAM!
http://till-the-love-runs-out.blogspot.com/2015/02/rozdzia-16.html?m=1

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 14.

Byłam w dalszym ciągu przyszpilona do tej ściany. Moje nadgarstki były rozłożone i tworzyły kąt prosty po jednej i po drugiej stronie sasiadując z moją twarzą. Czułam na nich cały ciężar jaki przenosił na mnie Ross. Starałam się uspokoić swój oddech. To był pierwszy raz, w którym zaczęłam się go bać . Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Jego czekoladowe oczy, które niedawno wnosiły tyle słodyczy w moje życie miały jeszcze kilka sekund temu taki wyraz, jakby ktoś wyciągnął z nich całą tę słodycz, a w zamian wypełnił je cykutą. To było jak śmierć dla mojego podniebienia.
To nie był mój Ross! Nie takiego go poznałam. Nie chciałam dopuścić myśli, że cała ta jego czarująca osoba to tylko piękne kłamstwo. Jedno jest pewne. Jestem przekonana, że nie zamierzam zaleźć za skórę takiemu Rossowi. To byłoby zbyt ryzykowne.
Teraz z kolei dodatkowy nacisk sprawiały mi jego usta, które wbiły się we mnie tak nagle. Jednak to nie sprawiało mi już takiej przyjemności jak kiedyś. Na początku to było jak rozkoszowanie się słodkim jabłkiem, ale nagle ktoś kazał mi umyć zęby, a potem znowu wpychał ten sam owoc. Co prawda, w wyglądzie nadal jabłko, ale w smaku w ogóle niepodobne. Takie właśnie odnosiłam wrażenie oddając pocałunki Rossowi, jednak ile można jeść ten kwaśny owoc? Odsunęłam swoje usta.
Spojrzał na mnie zdziwiony, poirytowany (?) Zadrżałam
- Ross- odetchnęłam- Boję się ciebie- wyszeptałam patrząc w jego oczy. Może to już nie cykuta, ale gorzka czekolada
- Strach to jedyna pewna droga- przejechał dłonią po moim policzku. Czuję, że jestem blada na twarzy.
- Jak możesz mówić mi takie rzeczy?- po jego słowach nabrałam większych obaw
- Po prostu mówię jak jest- próbował znowu dorwać się do moich ust. Przymknęłam oczy
- Ross, ja nie chcę- moje słowa odbiły się natychmiastowo na moich nadgarstkach. Znowu trwały w jego mocnym uścisku. Tym razem naprawdę było widać, że jest poirytowany
- Do jasnej cholery, o co tobie znowu chodzi?- zmarszczył brwi
- Okłamałeś mnie. Nie jesteś aniołem- po moim policzku spłynęła łza.
- Ależ jestem- odpowiedział pewnie
- Będziesz teraz łgał mi w żywe oczy?- spuściłam głowę
- Nie okłamałem cię wtedy mówiąc, że jestem aniołem- przerwał- To ty zrobiłaś błąd, ponieważ nie interesowało cię czy mam związek z dobrem. Liczył się dla ciebie ten jeden, jedyny fakt. Nie prosiłaś o szczegóły
Podniosłam głowę
- Kim ty jesteś?- miałam wizję rozmazaną z powodu łez, które jedna po drugiej spływały w dół mojej twarzy
- Niczego się nie domyślasz?- uwolnił jedną moją rękę, by móc przetrzeć mi łzy. Dopiero teraz zrozumiałam. Wzdrygnęłam się na tę myśl. Nie, to nie może być prawda! Momentalnie zalałam się zimnym potem.
- Słabo mi- próbowałam zsunąć się na ziemię, ale Ross ponownie zacisnął dłonie wokół moich nadgarstków usztywniając mnie na miejscu
- Lauro, nie ważne kim jestem, ważne co do ciebie czuję- zapewniał nie dając mi zemdleć
- Jesteś..
- Ćś..- położył mi palec na ustach, a potem przejechał nim po mojej szyi i zaczął mnie całować aż mi zabrakło tchu. Oderwałam się od jego ust, żeby zaczerpnąć powietrza
- Ross, powiedz, że mnie kochasz! Błagam, powiedz to!- prosiłam czując, że zaraz zemdleję z napływu emocji. On nachylił się i szepnął mi w ucho
- Kocham cię, Luavio- właśnie to pragnęłam teraz usłyszeć. Dawało mi to jakiś dziwny spokój i satysfakcję.
Nie trwało to długo zanim Ross znowu przybliżył się do moich ust muskając je lekko. Jeden raz, drugi raz, a gdy nie spotkał się z moim sprzeciwem zaczął całować mnie z pasją. Pierwszy raz z własnej woli pragnęłam czegoś, co jest w stanie zabić moją moralność.
Czułam jak jego ręce puszczają moje nadgarstki i zsuwają się na moje uda. Po raz pierwszy nie byłam w stanie zaprotestować. Nie teraz. Trwałam w transie. Coś kazało mi podskoczyć i zapleść nogi wokół jego bioder. Zrobiłam tak. Czułam się w tej chwili jak zwykła śmiertelniczka narażona na oddziaływanie innych.
 Moje lekko obolałe ręce też zaplotłam wokół jego szyi pogłębiając nasz pocałunek. Czułam jak drętwieją mi dłonie. Spóźniona reakcja na skutek niedokrwienia uprzedzona poprzednim strachem, który miarowo z każdym dotknięciem naszych warg ulatniał się teraz gdzieś daleko w manowce.
- Dotykaj mnie, Ross- wysapałam odrywając się od jego ust. Reakcja blondyna była natychmiastowa. Jego ręce z początku delikatnie wodziły po moich ramionach zsuwając szelki z mojej białej koronkowej sukienki, jego ręce masowały mnie po nagich ramionach, potem zsunęły się stopniowo na mój biust i talię, ostatecznie z powrotem zjechały na moje biodra i uda wsuwając się delikatnie pod cienki materiał mojej sukienki. Cały ten czas tkwiliśmy w namiętnym pocałunku, gdy nagle to Ross odsunął się od moich ust i nachylił się do mojego ucha
- Luavio, uczyń ze mnie swojego przewodnika duchowego i bądź moja- szepnął- Porzuć to wszystko, by móc ze mną dzielić swoją wieczność. Uwierz mi na słowo, że bezbożne życie ofiaruje ci dużo więcej. Uwolnisz się w końcu od wszystkich zakazów i nakazów. Jesteś niewolnicą własnego sumienia. Daj mi się prowadzić przez życie i bądź wolna przy moim boku. Jestem w stanie dać ci więcej przyjemności niż myślisz i wiedz, że mogę wyciągnąć cię spod całej tej presji, którą nieustannie wywierają na tobie inni. Nie daj mi się prosić dwa razy- zaczął muskać moją szyję i ramiona.
Otworzyłam usta i zamknęłam oczy, by rozkoszować się tym doznaniem. Nie do końca byłam świadoma tego co mówi. Nadal rodziła się we mnie pewna obawa
- Ross, nie jestem pewna czy zrobię dobrze zgadzając się na twoją propozycję
- Jesteś pewna? Będziesz całkowicie wyciągnięta spod bożego prawa, a w skutek tego wolna jak nigdy. Zastanów się dobrze- musnął jeszcze raz moje usta, a potem zsunął ręce z moich ud stawiając mnie na ziemi.
- Zastanów się- szepnął jeszcze raz do mojego ucha tak, że przeszły mnie ciarki, a potem ucałował skromnie mój policzek i tak po prostu mnie opuścił zostawiając we mnie pewien niedosyt.
Czułam gdzieś w głębi, że nawet byłabym w stanie kochać się z nim pod tą ścianą. Chociażby zaraz. Chwila. Czy ja naprawdę tak pomyślałam? To takie absurdalne, że ten chłopak potrafi wywołać we mnie tak silne pozytywne i negatywne emocje za jednym razem. Strach miesza się z pożądaniem. To takie nietypowe, lecz za razem pociągające.
**********
Siedziałem na ziemi i patrzyłem jak Sara śpi na moim ramieniu.
 Jej jasna cera była delikatnie okryta blond kosmykami włosów, a usta miała w dalszym ciągu spuchnięte od płaczu. Od czasu do czasu wydobywały się z nich delikatne pomruki. Mógłbym tak na nią patrzeć godzinami.
Ułożyłem się w wygodniejszej pozycji tak, że teraz jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej. Zaspana dziewczyna podniosła się lekko. Musiałem ją najwyraźniej obudzić
- Nie, śpij spokojnie- mruknąłem, a Sara z miejsca ułożyła się z powrotem do snu. Leżeliśmy tak przez chwilę.
- Riker?- odezwała się leżąc w bezruchu
- Mhm?- mruknąłem
- Tak się teraz zastanawiam.. ciekawe jakby te życie wyglądałoby, gdybym teraz stąd zniknęła- zamyśliła się
- Okropnie- wypaliłem- To wszystko nie miałoby sensu. Zostałyby jedynie wzgórza rozpaczy, lasy niepamięci, morza łez, doliny smutku. Cały świat byłby pogrążony w żałobie. Wiatr nie wiałby już tak przyjemnie, słońce nie świeciłoby już tak jasno, trawa nie byłaby już taka zielona, a noc taka gwieździsta. Jednym słowem pozostałaby pustka, której nic nie byłoby w stanie wypełnić- mówiąc to, pogrążyłem się w zamysłach
- Poeta- Sara podniosła głowę i spojrzała na mnie miną marzycielki. Wyglądała przeuroczo. Ocknąłem się
- Co? Nie! To akurat domena Rossa
- Rossa?- zdziwiła się
- To znaczy.. ja nie wiem jak to z nim wygląda, ale potrafi używać wyszukanego słownictwa- dziewczyna mrugnęła- No wiesz.. gdy bajeruje panienki
- Ty też w ten sposób bajerujesz?- uśmiechnęła się cynicznie
- Oczywiście, że nie!- prychnąłem
- To skąd ta poezja?- dopytywała się
- Nie wiem.. to tak jakoś.. no ten..przyszło pod wpływem emocji- tłumaczyłem się jak głupi
- Aż tak okropne byłoby życie beze mnie? Musi ci bardzo zależeć- zmieniła temat
Nic nie odpowiedziałem. Odwróciłem głowę, by nie widziała jak oblewam się rumieńcem.
Nachyliła się w moją stronę
- Wiesz, jesteś słodki, gdy się rumienisz- zachichotała
- To nie prawda. Nie rumienię się- stanowczo zaprzeczyłem
- Ależ oczywiście, że ci wierzę- odpowiedziała sarkastycznie. Spojrzała na mnie z przechyloną głową
- Nawet jak kłamiesz jesteś słodki- zamrugała
Mimowolnie się uśmiechnąłem, jednak po kilkusekundowej radości- zmarkotniałem. Sara w dalszym ciągu uśmiechała się do mnie zalotnie
- Mogłabyś zaprzestać?
- Czego?- zdziwiła się
- Dawania mi złudnej nadziei na coś więcej - przygryzła usta i spuściła wzrok. Lazurowe wybrzeże w ciągu ułamka sekundy przykryła fala rzęs.
- Ja.. kłamałam wtedy, że nic do ciebie nie czuję- rozdziawiłem usta będąc w niemałym szoku
- Na prawdę? - po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, jednak coś mi ciągle nie dawało spokoju
- Więc, dlaczego powiedziałaś, że..
- Słuchaj, Riker..- dziewczyna założyła kosmyk włosów za ucho.
Po jej twarzy widać było, że szykuje się na jakąś długą wypowiedź i nie przychodzi jej to łatwo.
Czekałem aż wreszcie coś powie, jednak jej uwagę rozproszył trzepot jakichś skrzydeł. Obydwoje zwróciliśmy głowy w kierunku tych dźwięków.
Przed nami stanął znajomy mi anioł
- Ectavius?- Sara zerwała się na równe nogi
- Cześć, Sarino- odpowiedział skruszony
- Co ty tu robisz?
- Doszedłem do wniosku, że źle zrobiłem zostawiając damę swojego serca Zaniepokojony stanąłem obok dziewczyny
- Zaraz, ale o co tu chodzi?- zmarszczyłem brwi
Anioł zareagował identycznie
- Sarino, co tu robi ten demon?- objął ją ramieniem
- Ell, to jest Riker, i spokojnie. On nie jest taki jak Ross- próbowała rozładować napięcie
- Kto?- zdziwił się anioł
Dziewczyna westchnęła
- Rademesus. To on ci wtedy powiedział, że...
- Sarino, nie zmienisz tego co było. Zapomnijmy o tym. To nie powinno stawać nam na przeszkodzie do szczęścia- złapał anielicę za ręce
- Wy.. jesteście razem?- wykrztusiłem
- Byliśmy- dodała szybko anielica
- Bo ja właśnie w tej sprawie- odparł szatyn. Byłem już świadom, tego co za chwilę powie ten anioł. Postanowiłem oszczędzić sobie cierpień i poniżenia
- To ja już pójdę- rzuciłem i wkładając ręce do kieszeni zacząłem iść przed siebie
- Riker, zaczekaj!- usłyszałem za sobą wołanie blondynki.

_____________________

Więc, powracam z nowym rozdziałem :)
W sumie to nie mam tu o czym pisać. Hmm.. nwm czy się spodziewaliście tego, że Luv tak szybko zaakceptuje fakt, że jej chłopak to DEMON! ;O szpoko, to się jeszcze bd zmieniać I guess. Zdałam sb sprawę jak teraz namieszałam pomiędzy Rikiem a Sarą. O, ja zua!! XD
Nwm o czym więcej pisać. Jestem zbyt podekscytowana tym, że jutro pojawi się nowiusieńki teledysk R5 do piosenki pt. "Smile" xD też macie taką podjarkę jak ja?
To ja spadam. Bajoo, dziewoje ;**

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 13.

Valeria patrzyła na mnie niemrawym wzrokiem, a potem dosiadła się do mnie i Ridiany
- Woah, to się nazywa miłość- skomentowała głosem brzmiącym dla mnie jak kpina
- Czy ty się ze mnie nabijasz?- zmarszczyłam brwi- Val, przecież powiedziałaś, że..
- Luv!- przerwała mi- Mówiłam, że dostaniesz moje wsparcie? Mówiłam! Więc ci je dam, ale i tak uważam, że jesteś z lekka naiwna- skrzyżowała ręce
- Możemy przestać gadać na temat Rossa?- przymknęłam oczy, by się uspokoić
- Tego blondyna, który zdominował cię całkowicie już przy drugim spotkaniu, a ty jak ślepa wierzysz we wszystko co mówi nawet, jeśli nie widziałaś jego skrzydeł, a myślisz, że jest..- zmroziłam Val spojrzeniem- I już się zamykam- dodała, a potem ułożyła usta w cienką linię. Czasami naprawdę nie rozumiem jej zaufania. Raz mówi, że jest po mojej stronie, a za chwilę się czegoś czepia. Spojrzałam na Ridianę, której oglądanie swoich końcówek włosów wydało się ciekawsze od naszej rozmowy. Jak kto lubi.
Siedziałyśmy w milczeniu. Zauważyłam, że już nie ma pomiędzy nami takiej więzi jak kiedyś. Oddalamy się od siebie. Czuję to. Pytanie brzmi, dlaczego?
**********
W końcu udało mi się oddzielić nasze usta. Choć prędzej wykonywana przez nas czynność należała do jednej z naszych ulubionych, to pragnąłem jak najszybciej pozbyć się tej natarczywej dziewuchy. Jednym zdecydowanym ruchem odsunąłem się od ciemnowłosej wywołując w niej oburzenie
- Ross, co jest?- podniosła jedną brew
- Umm.. nic. Po prostu- zamyśliłem się- Nienajlepiej się czuję- załgałem
- Faktycznie wyglądasz jakoś blado- dotknęła mojego czoła. Jest taka naiwna. Mam bladą cerę, bo taka moja uroda. Lana jak widać jest podatna na sugestie
- Kochanie, ja mogę przy tobie posiedzieć- przejechała ręką po moich włosach
- Nie trzeba. Może lepiej pójdę się przespać- jeszcze tego mi brakowało, by Lana nie odstępowała mnie na krok
- No dobrze- wzruszyła ramionami i już zamierzała sobie pójść, gdy przystanęła i odwróciła się na pięcie- Słuchaj, Ross. Nie interesuje mnie co robisz i z kim tak długo, póki tego nie wiem, więc udajmy, że nic mi nie mówiłeś o tej lafiryndzie. Zapomnijmy o całej tej sprawie. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich- mówiła to ze stoickim spokojem, ale zachowywała się tak, jakby zaraz miało coś w niej wybuchnąć od środka
- A i jeszcze jedno. Ja wiem, że masz tą swoją misję, ale gdy kiedykolwiek zobaczę tę szmatę jak się klei do ciebie to przysięgam, że ją rozszarpię na miejscu- zacisnęła zęby, a potem wysłała mi cyniczny uśmiech. Nic nie odpowiedziałem. Patrzyłem przez chwilę jak odchodzi zadowolona, jakby wygrała życie, a potem zacząłem analizować sprawę. Lana nie może zobaczyć mnie z Luv, bo ją ukatrupi, a ja nie mogę zerwać z Laną, bo ona ukatrupi mnie, więc co mi zostało? Muszę w jakiś dyskretny sposób pozbyć się Lany. Tylko jak? Nie mogę zabić jej osobiście, bo sam już zostałem opieczętowany. Nie potrzebuję większych zatargów ze śmiercią. Muszę znaleźć jakiegoś pośrednika. Tylko kogo?
**********
Nie rozumiem zachowania Luavii, ale to pewnie dlatego, że nigdy nie byłam zakochana. Wiem, że odnośnie tej sprawy zmieniam zdanie szybciej niż gronostaj futro na zimę, ale nie potrafię się zdobyć na zaufanie do Rossa. Mam przeczucie, że jest w stanie skrzywdzić naszą małą Luv.
Spojrzałam na niską brunetkę zaciskającą swoje dłonie w piąstki na rąbku białej koronkowej sukienki. Wyglądała na zamyśloną. Przymknęła oczy, na twarzy pełne skupienie. Chwilę potem zmarszczyła brwi. Co ona kombinuje? Czy to o mnie chodzi?
- Luv- odchrząknęłam
Nie zdążyłam się pożądnie zastanowić o co chcę ją spytać, bo zerwała się z głazu, na którym siedziałyśmy jak z procy
- Ross, kochanie!- podbiegła do owego blondyna, a ten ją z miejsca przytulił. Uśmiechnęłam się ukradkiem
- Martwiłam się o ciebie! Próbowałam nawiązać z tobą kontakt telepatyczny, a ty go nie odbierałeś!- chłopakowi zrzedła mina
- Wybacz, Luv. Miałem pewną sprawę do załatwienia- podrapał się po karku
- A cóż to za sprawę miał do załatwienia nasz jakże kochany Rossy?- spytałam zgryźliwie
Chłopak uniósł głowę na mnie i odsunął się od Laury
- Otóż, najdroższa Valerio, nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?- spytał z cynicznym uśmiechem na twarzy. Zwężyłam oczy. Autorytet się znalazł
- A kim ty jesteś, by mnie pouczać?- splotłam ręce
- Aniołem- wzruszył ramionami
- Och, doprawdy? Bo ja również jestem aniołem- rzekłam dumnie
- Pozbawionym wszelkich manier i pokory?- zacisnęłam zęby
- Słucham?!- z oburzenia aż wstałam z głazu
- Bo wiesz, anioły odznaczają się pokorą i nigdy nie unoszą pychą. Nadal twierdzisz, że jesteś jednym z nich?- znowu miał na twarzy ten złośliwy uśmieszek
- Właśnie, Ross. Jesteś pewny, bo jakoś Laura nie widziała twoich anielskich skrzydeł- westchnęłam z udawanym przejęciem. Spojrzał na Laurę, która była lekko podenerwowana naszą rozmową, ale również tak samo jak ja ciekawa odpowiedzi
- Przemawia przez ciebie chęć upokorzenia mnie przed Luavią. Nie chodzi ci o dobro wspólne- odpowiedział- Czy naprawdę w taki sposób postępuje anioł?- dodał. Ten chłopak działał mi już na nerwy
- Ty z kolei jesteś bardzo przemądrzały jak na anioła- odwinęłam się
- Kto pyta, ten odpowiedzi dostaje. Masz mi za złe, że jestem w stanie odpowiedzieć ci na twoje pytania, Valerio?- dobra, dosyć! Ta rozmowa nie miała sensu od początku! Postawiłam na milczenie.
- Nie jesteś w stanie już nic więcej mi odpowiedzieć?- spytał zadziornie
- Ta sprzeczka z tobą nie jest warta nawet złamanego pióra- fuknęłam
- Więc, dlaczego ją zaczęłaś?- zadał kolejne irytujące pytanie
- Ja ją zaczęłam?!
- Tak, ty! Widać, że z pamięcią u ciebie też nienajlepiej
- Ty się nie czepiaj mojej pamięci, panie ideale!
- Chciałoby się być ideałem, co?
- Ross, nie boli cię twarz od tego ciągłego bredzenia?
- Możecie łaskawie przestać!- zdenerwowana Luv spojrzała najpierw na mnie, a potem na Rossa
- Mam dość! Nie lubicie się?! Okej! Ale możecie nie ukazywać tego publicznie?! Przynajmniej nie przede mną?!- rzuciła nam jeszcze jedno spojrzenie, a potem stojąc między nami odepchnęła nas rękoma wydostając się z naszego potrzasku
- Val, obiecałaś mi coś!- odwróciła się nagle twarzą do mnie
- Luv, to on mnie do tego spro..
- Ross, idziemy!- przerwała mi i złapała blondyna za rękę
**********
Laura szarpnęła mnie ot tak za rękę. Nie powiem. Zaskoczyło mnie trochę jej zachowanie. Była taka władcza, taka... moja. Czyżby bańka zwana "nieśmiałość" pękła w niej na dobre? Zaraz się przekonamy.
Luavia odciągnęła nas na bezpieczną odległość
- Ross, nie myśl, że na tobie się też nie zawiodłam! Po co wchodzisz w dyskusję z Valerią? Czy skakanie sobie nawzajem do gardeł serio sprawiało wam przyjemność? - zmarszczyła brwi
- Luv, kochanie. Spokojnie. Przynajmniej nie doszło do rękoczynów
- Ross, to nie jest zabawne! Valeria jest dla mnie ważna! Nie chcę by moja przyjaciółka i mój narzeczony rzucali się obelgami za każdym razem, gdy się zobaczą! - zacisnęła pięści
- Kochanie, to ona na mnie naskoczyła! Miałem się poddać uprzednio nie próbując zawalczyć?! - co Luavia sobie wyobrażała?! Że tak po prostu odpuszczę?!
- A co takiego wygrałeś?! Zachwyty?! Oklaski?! Cokolwiek?!- splotła dłonie
- Swoją godność- powiedziałem spokojnie
- I co jeszcze!- prychnęła
 Przymknąłem oczy
- Luv, denerwujesz mnie- starałem uspokoić narastającą we mnie złość
- Ja cię denerwuję?! - wskazała na siebie- A ja to niby skakałam z radości, gdy dogryzałeś Valerii!- ta sarkastyczna Luv już dawno przestała mi się podobać
- Dosyć tego!- złapałem ją za nadgarstki i przyszpiliłem do muru. Nie pozwolę dziewczynie dominować nade mną! Wyjątkiem jest Lana. Ona jest niebezpieczna, a ja jestem tego świadom
- Mówiłem, że działasz mi na nerwy, więc albo się w tej chwili uspokoisz, albo będzie niemiło!- zacisnąłem mocniej dłonie na jej nadgarstkach
- Grozisz mi?- spytała nieco spokojniej
- Na razie tylko ostrzegam- powiedziałem chłodno. Czułem jak przyśpiesza jej oddech i tętno
- Ross, nie poznaję cię- powiedziała drżącym głosem
- Czy już się uspokoiłaś?- spytałem szorstko. Przytaknęła głową. Wyglądała na wystraszoną
- To dobrze- rozluźniłem uścisk na jej nadgarstkach- Uwierz, że jestem świadom tego co robię. Nie potrzebuję niczyjej aprobaty- zagryzła dolną wargę. W jej oczach dalej widziałem lęk
- Kochanie- położyłem dłoń na jej policzku- Wystarczy, że dasz mi wolną rękę, a wszystko będzie dobrze- uśmiechnąłem się lekko, a potem wpiłem się zaskoczonej dziewczynie w usta.

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 12.

Szedłem drogą kopiąc kamyk. Rozmyślałem o tym czy Lana dopadła już Rossa i Laurę oraz czy coś z tego wyniknęło. W sumie gdyby nie ja, Lana nie wyparowałaby przepełniona jadem i chęcią pozbycia się rywalki. Jak niepatrząc mam ostro przerąbane, jeśli zejdzie na mój temat. Walić to! Po co mi takie życie, skoro jestem tylko podwładnym Rademesusa. Chciałbym uwolnić się z tego wszystkiego. Chociaż to Ross ma bardziej przerąbane ode mnie. Rokadamus wspominał o jego zatargiem z Aniołem Śmierci. To nie są żarty.
Nie dokończyłem swoich rozmyślań, bo przerwał mi jakiś szloch. Ciekawość wzięła górę i podążyłem za tym dźwiękiem. Nie minęła chwila, gdy ujrzałem znajomą mi postać. Zapłakana blondynka w podartej sukni, kurczliwie trzymająca ręce mocno ze sobą splecione. Wyglądała tragicznie. Jej szloch przypominał bardziej jęki przerywane łkaniem. Podszedłem do niej
- Sarina?
Dziewczyna podniosła na mnie swoje napuchnięte oczy
- Co się dzieje?- spytałem klękając koło niej
- Nic- wydukała po chwili zaciskając oczy
- Mi możesz powiedzieć- chwyciłem ją za rękę i zamarłem widząc nacięcia na jej nadgarstkach. Zawstydzona dziewczyna szybko splotła ręce z powrotem
- Sarino, dlaczego?- zacisnąłem pięści i zagryzłem dolną wargę. Widok samookaleczającej się dziewczyny wywołał we mnie nieznane mi przedtem emocje
- Rikardo, odejdź. Proszę- załkała. Jej drżące usta posiniały od płaczu
- Dlaczego chciałaś się zabić?- pogłaskałem ją po policzku
- Nie jestem tu potrzebna. Tylko spójrz na mnie. Jedynie robię zamieszanie! - spuściła głowę- Rademesus miał rację. Jestem słaba.
- Co?! Nawet tak nie mów!- podniosłem głos
- Rikardo..
- Nie będziesz słuchać Rademesusa! Sarino, to on chce żebyś źle o sobie myślała- spojrzała na mnie z lekką rezygnacją
- To już nie ma znaczenia. On mnie zniszczył. To on wygrał walkę z wewnętrzną mną- podkurczyła nogi do siebie
- Szukałam drogi życiowej i byłam pewna, że ją znalazłam , ale Rademesus uświadomił mi, że wcale tak nie jest. To była tylko ślepa uliczka zwana złudzeniem- po tych słowach po jej policzku spłynęła srebrzysta łza
- To nie złudzenie. Naprawdę jesteś na dobrej drodze. Wystarczy tylko zdmuchnąć tę mgłę rozmazującą całą twoją wizję
- Do czego zmierzasz?- zdziwiła się
- Masz przestać słuchać Rossa- powiedziałem nieco chłodno
- To on jest tą mgłą, prawda?- pociągnęła nosem
- Złą passą i źródłem twoich problemów. Zapomnij o tym co mówił. Żyj dalej!- dodałem. Sara zamyśliła się
- Rik, dlaczego mi pomagasz?
Zakryłem jej dłonie swoimi i spojrzałem w lazurowe wybrzeże w jej tęczówkach
- Ponieważ chcę twojego dobra- ucałowałem dłoń Sary
- Chcesz mojego dobra? Przecież jesteś demonem- przygryzła dolną wargę
- Ale nie jestem Rossem- pokręciłem głową
- Daleko ci do piekielnego ideału- uniosła delikatnie kąciki ust ku górze
- To obelga?- spytałem ze śmiechem
- Raczej słodka prawda okryta szarawą powłoką- również się zaśmiała, jednak chwilę potem spoważniała- Nie boisz się, że Ross będzie zły, że mi pomagasz?
- Nie obchodzi mnie to nawet, jeśli miałbym zginąć z jego rąk- westchnąłem.
 Spojrzeliśmy sobie w oczy. Powoli zbliżałem swoją twarz do jej twarzy, gdy nagle Sara mnie zatrzymała
- Rik, ja mówiłam ci, że...
- Dobrze pamiętam- przerwałem jej- Nie bój się. Chciałem tylko ucałować twoje czoło- zapewniłem ją, a potem złożyłem delikatny pocałunek powyżej linii jej brwi
- Cieszę się, że tu jesteś- wymruczała
**********
- Lana, kochanie. Co tu robisz?- spytałem zdziwiony. W jej oczach widziałem iskierki gniewu. Nie świadczy to dobrze
- Raczej co ty tu robisz i z kim?!- krzyknęła
- Przecież widzisz, że stoję sam- wzruszyłem ramionami
- Ross, nie rób ze mnie idiotki! Lepiej gadaj co to za szmata!- spytała bez owijania. Zdziwiłem się, ale też zaniepokoiłem
- Widziałaś?
- A jak myślisz?! Zatłukę ją, słyszysz?! Niech ją tylko jeszcze raz zobaczę w twojej obecności! Ross, ja jej nie chce więcej widzieć! Zatłukę ją i ciebie, jeśli jeszcze raz ujrzę was razem!- wydarła się. Zorientowałem się, że Lana nie żartuje, a mało tego może mi pokrzyżować moje plany w stosunku do Luv i raczej nie kupi gadki, że to moja koleżanka. Ja i koleżanki. Dobre! Wie jaki jestem. Nie przyszło mi nic innego jak powiedzieć prawdę
- Lana..- zacząłem
- Ta laska nie wie z kim zadarła! Rozszarpię ją! Poćwiartuję na kawałki! ..- kontynuowała swoje zamiary
- Ej, kochanie..- chciałem ją uspokoić
- Doigrała się ta ruda zołza! Jeszcze pożałuje, że kiedykolwiek cię spotkała! Będzie błagać o litość!..- wykrzykiwała pod wpływem emocji. Znudziło mnie lamentowanie ciemnowłosej
- Lana!- krzyknąłem. Dziewczyna zamarła
- Laura nie jest moją kochanką. Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie- złapałem ją za ręce. Dziewczyna spojrzała na mnie z nieufnością
- Więc, kim jest?- podniosła jedną brew
- Jest anielicą, okej?- przymknąłem oczy i wypaliłem. Dziewczyna już się zbierała do tego, by na mnie nakrzyczeć, ale szybko jej przerwałem
- Zanim zaczniesz mnie wyzywać, musisz wiedzieć, że ta dziewczyna jest celem mojej misji. Leviatanus chciał, żebym uwiódł jakąś anielicę i doprowadził do jej upadku- powiedziałem jednym tchem
- Ale ty nic do niej nie czujesz?- pyta niepewnie. Na te słowa wybucham niepohamowanym śmiechem
- Kompletnie nic- odpowiadam po chwili
- To dobrze. Mam tylko nadzieję, że mnie też nie oszukujesz- zwężyła swoje zielone oczy
- Gdzież bym śmiał- odpowiadam unosząc ręce w geście obrony. To poniekąd prawda, że nie okłamuję Lany. Przynajmniej w sprawie Luavii. To z Laną jestem najszczerszy, za to z Luavią jestem najbliżej.
Fakt, że to była trochę taka wymuszona prawda. Byłem świadom tego, że Lana nie kupi żadnych innych tłumaczeń. Trzymam rękę na pulsie. Czuję jak krew obija się o moje żyły. Lana przeczesuje włosy jedną ręką, a potem rzuca mi się na szyję
- Kochanie?- gładzi mnie po włosach
- Tak?- chwytam ją rękoma w talii
- Masz szczęście- mruczy mi do ucha- Inaczej rozszarpałabym ją żywcem- dodaje i przejeżdża ręką po moim policzku. Odruchowo łapię ją za udo i umieszczam jej nogę na moim biodrze. Krążę kciukiem po jej udzie, a ona odrzuca głowę do tyłu. Wykorzystuję ten fakt i całuję ją w szyję. Nie sprzeciwia się, więc schodzę ustami na jej obojczyk. Lana łapie mnie jedną ręką za ramię i przyciąga bliżej siebie
- Pocałuj mnie-prostuje swoją głowę i patrzy mi w oczy. Jej głos przybiera niemalże błagalny ton. Sam nie wierzę, że tak łatwo udało mi się wygasić ten rozszalały wulkan wewnątrz niej, który jeszcze tak niedawno szykował się do erupcji. Teraz zastąpiła go lawina pożądania. Lana była zawsze łasa na pieszczoty. Moja teoria sprawdziła się i tym razem. Oplatam delikatnie swoimi ustami usta ciemnowłosej, by potem utonąć w tej namiętności. Mam szczęście, że Laura tego nie widzi.
**********
Od pewnego czasu już strzegę Emily. Nie spuszczam z niej oka. Jednakowoż z jakiegoś powodu nie czerpię już tej samej radości z jej dobrych uczynków. Właściwie, gdy tak o tym pomyślę to nie widzę w nich głębszej korzyści, no bo co one takiego nam dają? No dobrze, występuje tu pewna zależność. Gdy człowiek czyni dobrze to jego Anioł Stróż się cieszy, ale właściwie dlaczego? Dlaczego tak jest? Nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy. Co niby skłoniło mnie do takich przemyśleń? Nigdy nad tym nie rozmyślałam, co powoduje u mnie tą radość. Im dłużej nad tym myślę, tym mniejszą odczuwam radość z dobrych uczynków mojej podopiecznej. I znowu te dziwne uczucie, które mi towarzyszyło w chwili, w której powiedziałam, że nie potrzebuję Ridiany ani Valerii. To było kłamstwo! Potrzebuję je. Tak bardzo teraz chcę, żeby tu były.
- Luv!- słyszę po chwili za sobą wołanie. Czyżby moje życzenie spełniło się szybciej niż myślę?
- Ridiana? Valeria?- niedowierzam
Obydwie podbiegają i zaczynają mnie tulić
- Luvi, nic ci nie jest?- pyta Rid odruchowo potrząsając moimi ramionami
- Nie, jest dobrze- uspokajam ją, a potem zakładam kosmyk włosów za ucho
- Słuchajcie, bo to nie jest tak, że was nie potrzebuję. Byłam na was zła, ale już mi minęło i.. no wiecie.. ja...-nie potrafiłam wydusić tego słowa
- Przyjmujemy twoje przeprosiny- dokończyła za mnie Val i uśmiechnęła się do mnie
- Słuchaj, Luv. Nie powinnam ci stawać na drodze do szczęścia- złapała mnie za dłonie- Fakt, jestem trochę przewrażliwiona na punkcie Rossa, bo nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia- wyznała- Ale.. uszanuję twoją decyzję, jeśli jesteś szczęśliwa- odparła
- Ja naprawdę kocham Rossa- westchnęłam
- Dlatego razem z Val postanowiłyśmy cię w tym wspierać- wtrąciła się Ridiana
- Rid, na poważnie? Mówiłaś, że..- przerwała jej Valeria
- Wiem co mówiłam. Po prostu wcześniej martwiłam się czy nic jej nie jest- przytuliła mnie do siebie- Ale teraz widzę, że jest cała i zdrowa- Rid pogłaskała mnie po głowie. Drażniło mnie trochę jej zachowanie
- Rid, możesz mnie puścić?- nalegałam
- Co? Ach, tak. Wybacz Luv- wypuściła mnie z uścisku- To.. jak tam z Rossem?- podrapała się po głowie
- Fantastycznie. Świetnie się dogadujemy. Wiedziałyście, że on pisze wiersze?
- Prawdziwy romantyk- rozmarzyła się Val. Spojrzałyśmy na nią
- No co?- spytała
- Przecież mówiłaś, że nie lubisz Rossa- upomniałam ją
- Bo nie lubię!- broniła się- Marzy mi się facet interesujący się poezją- dodała szybko. Zamyśliłam się i usiadłam na głazie
- Coś nie tak, Luv?- spytała Rydel dosiadając się do mnie
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu.. jesteśmy już ze sobą na tyle blisko, a jeszcze ani razu Ross nie przedstawił mnie swoim kumplom jako swoją narzeczoną, poza tym ani razu nie widziałam jego skrzydeł- dmuchnęłam w opadającą mi na czoło grzywkę- Rid, czy on się mnie wstydzi?- zaszkliły mi się oczy
- Jasne, że nie. Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie. Ma szczęście, że poznał właśnie ciebie- pocieszała mnie
- Serio tak myślisz?- uśmiechnęłam się lekko
- Ja tak nie myślę. Ja to wiem. Daj mu trochę czasu. Może w środku jest nieśmiały i nie ma tyle odwagi, by zrobić taki krok w swoim życiu- Ridiana poprawiła mi kołnierz
- Może i masz rację- przytuliłam przyjaciółkę- Ale kocham go i jestem w stanie zaakceptować go takiego jakim jest.
**********

poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 11.

Uczucie, które w tej chwili mnie ogarniało wywołało dziwne ciepło w mojej klatce piersiowej. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Ona mi ufała. Ona naprawdę mi zaufała. Miałem przed nią wiele dziewczyn, ale było to coś w stylu wulkanu namiętności, który eksplodował, by następnie wygasnąć już na wieki. Taka jednorazowa przygoda. Luavia była inna. Może to właśnie fakt, że była anielicą nie pozwalał jej wyrzucić z siebie wszystkich emocji, które mogłaby przelać na mnie. To wszystko ulatniało się z niej powoli. Miarowo posuwała się coraz dalej. Stawała się coraz pewniejsza. Widać było, że czuła się z tym nieswojo. Momentalnie oderwała od mojej dłoni swoją, by chwilę później zalać się rumieńcem. To właśnie jej wewnętrzna nieśmiałość była w niej tak pociągająca. Wiedziałem, że to wszystko skończy się w chwili, gdy przeciągnę Luavię na złą stronę. Nie chciałem jednak kończyć tego zbyt szybko. Nie zdążyłem jej jeszcze dobrze poznać. Chcę to zrobić zanim ją rzucę i zostawię na lodzie.
**********
Wciąż nie mogę zapomnieć o Sarinie. Rozum podpowiada: "Daj sobie z nią spokój", jednak serce krzyczy: "Walcz o nią!". Co mam począć? Moje wszystkie myśli ukierunkowane są w jej stronę i jej pięknej twarzy o delikatnych rysach, pulchnych, czerwonych ustach, dużych oczach mieniących się w kolorach lazurowego wybrzeża, blond włosach z lekkim połyskiem, zgrabnej sylwetce. O, tak. Można ją kochać za całokształt. Jednak to nie jej uroda przyciąga mnie do niej jak magnes, a ten zniewalająco zmienny charakter, z którym uwielbiam mieć styczność. Sara od początku była inna. Taka niewinna. Można było przewidzieć, że i tak w końcu się nawróci. Ta szorstkość i kompletna znieczulica stanowiły tylko pozory maskujące jej wewnętrzną delikatność. Owszem, Sara jest silna psychicznie, ale to wszystko. Gdy czyniła zło to nie robiła tego z premedytacją. Była do tego zmuszana przez.. Rademesusa! Zacisnąłem pięści. Rozkochał w sobie Sarinę i doprowadził do jej upadku. To ON ją zniszczył, a teraz jeszcze bezczelnie poniżył! Za co? Za to, że wygarnęła mu prawdę na jego temat? Należało mu się! Czyżby prawda go zabolała i emocje wzięły górę? Ktoś też powinien mu tak kiedyś zniszczyć życie. Nie żałowałbym go. Zaśmiałem się w duchu. Nagle usłyszałem za sobą znajomy głos przypominający o swojej obecności. Obróciłem się do tyłu
- Lana?- nie ukrywałem zdziwienia
- Cześć, Rikardo. Umm.. widziałeś może Rademesusa? Nie mogę go znaleźć- powiedziała tym swoim spokojnym głosem rozglądając się dookoła.
Wzruszyłem ramionami i już szykowałem się do powiedzenia coś w stylu "Nie obchodzi mnie to, gdzie przebywa", ale byłem na niego tak wściekły, że wypaliłem znienacka
- Pewnie gdzieś się włóczy z tą swoją panienką- dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałem na głos. Lana z miejsca poczerwieniała
- Co?! Z jaką panienką?!- krzyknęła wściekła. Wydałem już Rossa, więc i tak czeka mnie pewna śmierć z jego rąk. Nie mam już nic do stracenia. Najpierw Ross ukatrupi mnie, a potem Lana jego. Mało tego jestem zły na niego w dalszym ciągu, więc dlaczego niby nie mam pomóc Lanie?
- Z jakąś Lau.. Laurą czy jakoś tak- odpowiedziałem po chwili
- Co to za szmata?! Jest demonicą ładniejszą ode mnie?!- wysyczała
- Ja tam nie wiem- wzruszyłem ramionami. Po namyśle wolałem się już bardziej nie pogrążać
- Zatłukę! Najpierw ją, a potem jego!- wrzeszczała- Zachciało mu się dziwek, tak?! O nie, kochanie! Tak się nie będziemy bawić! Chciałeś być ze mną, to ze mną bądź, do cholery!
- A to nie jest czasem tak, że to ty chcesz z nim być, a nie on z tobą?- wypaliłem
- Odszczekaj to!- zmierzyła mnie wzrokiem- Kocham Rossa, a on kocha mnie, rozumiesz?!- naskoczyła na mnie
- Z tego co wiem to on się nie wiąże, poza tym, gdyby naprawdę cię kochał to nie miałby innej
- No i wkrótce jej nie będzie miał!- zaśmiała się jak wariatka
- Wiem, że jesteś zdolna do wszystkiego, ale..
- To dobrze, że wiesz- przerwała mi, a potem rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Z tego będą jeszcze kłopoty. Coś tak czuję. Jestem świadom tego, że Lana urządzi tej dwójce istne piekło na ziemi. No chyba, że uprzednio Ross znajdzie jakąś dobrą wymówkę.
**********
- O, matko! Co tu począć?- Ridiana od dłuższego czasu kręciła się po pomieszczeniu. Tam i z powrotem. Działało mi to na nerwy. W końcu nie wytrzymałam
- Rid, przestań kursować i powiedz o co chodzi- powiedziałam z nieukrytą irytacją. Słysząc to przystanęła na chwilę i spojrzała na mnie
- Jak to o co chodzi? Słyszałaś co powiedziała Luv? Ona nas nie potrzebuje!- wypaliła w końcu
- No i co się przejmujesz? Spali się na tym swoim chłoptasiu jeden raz, drugi raz i wróci- zakpiłam zakładając nogę na nogę
- Val, ty chyba nie rozumiesz. To nie było takie "nie potrzebuję was, bo się obraziłam", to było takie "nie potrzebuję was, bo... bo was nie potrzebuję"!- zaniepokoiła się
- Rid, twój tok myślenia mnie powala- powiedziałam spokojnie
- Val, skup się! Wiesz o co mi chodzi!- zbeształa mnie- A co jak nasza mała Luvi jest w niebezpieczeństwie?- zaniepokoiła się jeszcze bardziej- Może Ross jest faktycznie demonem? Val, ja nie chcę, by Luv przeszła na ciemną stronę!- zaczęła potrząsać mymi ramionami
- Rid, weź przestań! Ross wcale nie musi być demonem. Fakt, jest trochę mroczny. Zbyt mroczny- podniosłam jedną brew- Ale powiedziałam tak tylko po to, by zniechęcić Luavię do Rossa. Po prostu myślę, że on nie jest dla niej idealny. Niepokoi mnie trochę jego zaufanie, no i ubiór. Chociaż muszę przyznać, że jest zabójczo przystojny- nieświadomie zrobiłam minę marzycielki
- Val, czy on ci się podoba?- Ridiana wyszczerzyła się do mnie
- W sensie, że Ross? - zdziwiłam się- Jasne, że nie. Okej, wiem, że brzmiałam trochę dziwnie przez chwilę, ale chciałam ci dać do zrozumienia, że może zbyt powierzchownie go potraktowałam. Dajmy się mu wykazać!- mimowolnie się uśmiechnęłam
- Czy ty na głowę upadłaś?! Z tego co pamiętam, to ty najbardziej byłaś przeciwna tej znajomości! Co się stało z tamtą Valerią? - wybuchnęła- Jasne, dajmy mu się wykazać! Niech zaciągnie Luv w jakiś ciemny zaułek i zgwałci! Czy wtedy będziesz zadowolona?!
- Rid, za bardzo dramatyzujesz- uspokajałam ją. To była pierwsza taka sytuacja, w której to ja musiałam panować nad sytuacją
- Ja dramatyzuję?! Przypominam ci, że to ty kazałaś Luv odseparować się od tego chłopaka!- splotła ręce- Gdybyś tak na nią nie naskoczyła to może teraz nie uciekałaby od nas!- kontynuowała. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam znaleźć sensownej odpowiedzi
- Ja..- westchnęłam- Może powinnyśmy jej poszukać
Ridiana spojrzała na mnie z lekką ulgą i jedynie skinęła głową.
**********
Luavia przystępuje z nogi na nogę idąc wąskim pasem oddzielającym drogę od zatoki. Kurczliwie trzyma się mojej dłoni. Powierza mi odpowiedzialność nad sobą. Ma tę świadomość, że gdybym puścił jej rękę to wpadłaby do wody. Ufa mi. To ja jestem jej przewodnikiem. Również kultowym. Daje mi się prowadzić nie tylko przez ten wąski mur. Trochę rozbraja mnie jej naiwność, ale w końcu o to mi chodziło. Póki co, nie mogę złamać jej zaufania do mnie.
Spojrzałem na Luv. Na jej twarzy widzę pełne skupienie, zaciska mocniej dłoń w dalszym ciągu krocząc przed siebie. Wiatr okrywa jej twarz pojedyńczymi kosmykami, a ona niesfornie odgarnia je drugą ręką. Zauważa, że się jej przypatruję. Wysyła mi niewinny uśmieszek. Nagle traci równowagę i ląduje w moich ramionach. Przytulam ją mocniej. Chwilę potem się wyrywa i znowu wchodzi na ten murek nie puszczając mojej ręki. Idzie tak przez chwilę, a potem łapię ją w talii i okręcam kilka razy dookoła
- Ej, co ty robisz?- oburza się
- Trudno utrzymać równowagę, gdy nie można sobie pomagać skrzydełkami, co Luv?- śmieję się
- Ciiii, bo jeszcze ktoś usłyszy- karci mnie, a potem obejmuje, gdy odkładam ją z powrotem
- I zorientuje się, że jesteś aniołem- prycham
- Ross!- natychmiastowo mnie puszcza klepiąc lekko w ramię
- No, dobrze. Już- uspokajam ją
- No- przytula się z powrotem
- Albo gorzej. Pomyśli, że jesteś demonem- zacząłem się śmiać
- Ross!- sprzedaje mi kuśtańca w bok- Mów tak dalej, a na kolejny spacer pójdziesz sam- grozi mi palcem
- A co jak ktoś się spyta, gdzie podziały się twoje różki i widełki?- znowu wybucham śmiechem
- Powiem, że Ross mi je ukradł- odpowiada złośliwie
- Nie wiedziałem, że w tamtym wcieleniu byłaś diabełkiem- znowu ją prowokuję. Przewraca oczami- A znasz jakieś fajne diabelskie sztuczki?- kontynuuję
- Okej, dosyć tego!- odpycha mnie od siebie i robi kilka kroków przede mną
- Laura, amore mio!- wołam za nią
- Nie wyskakuj mi tu z "amore mio"! Chcesz zobaczyć diabelską sztuczkę? To patrz jak znikam z twoich oczu!- mówi obrażona, a potem przyspiesza kroku
- Nie obrażaj się! To były tylko żarty!- próbuję zrównać nasze kroki
- Bardzo głupie żarty- komentuje oschłym głosem i obraca głowę w bok, gdy stoję przy niej
- Kochanie, już nie będę- oplatam ją ramieniem
- Obiecujesz?- pyta spoglądając na mnie niepewnie
- Będę się starał, dobrze?- przez myśl, by mi nie przeszło składać komuś tak błachą obietnicę
- Niech ci będzie. Wybaczam ci- po raz kolejny się we mnie wtula
- Ale serio byłabyś seksowną demonicą- uśmiecham się na samą myśl wiele ryzykując
- Ross, znowu zaczynasz?- pyta
- Tym razem to nie było dogadywanie, tylko myśl wypowiedziana na głos- odpowiadam szybko
- Zachowaj takie myśli dla siebie- mruknęła
- Nie poradzę na to, że lubię dużo gadać- wzruszyłem niewinnie ramionami
- To skoro tak lubisz gadać, to powiedz mi coś, czego nie wiem o tobie- splotła ręce wyczekując odpowiedzi. Zaskoczyła mnie tym pytaniem
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz- powiedziałem zgodnie z prawdą
- Na przykład?- ciągnęła. Oboje przystanęliśmy, by usiąść na ławce. Zamyśliłem się. Nie mogę jej powiedzieć prosto z mostu, że jestem demonem. Muszę wymyślić coś innego
- Kiedyś pisałem wiersze- wypaliłem. Podniosła jedną brew
- Naprawdę? - spojrzała na mnie z delikatnym niedowierzaniem. Skinąłem lekko głową.
- No, a..- odchrząknęła- No wiesz.. mógłbyś mi je pokazać?- spytała niepewnie. Jej pytanie przyniosło mi niemiłe wspomnienia
- Nie mogę- spuściłem głowę
- Co? Dlaczego? Nie będę się przecież śmiać- zapewniała. Zauważyła, że mówię całkiem poważnie
- To nie o to chodzi- wytłumaczyłem szybko- Po prostu.. pewnego dnia miałem je przed sobą wszystkie, no i nagle stwierdziłem, że tak naprawdę są tylko złym odzwierciedleniem ludzkiej rzeczywistości, a nawet egzystencji. A czym jest ludzka egzystencja? Tak naprawdę niczym. Przecież ludzkie życie można porównać do takiej klepsydry, z której piasek zaczyna się przesypywać w dół w chwili narodzin, a gdy ostatnie ziarenko tego piasku opuści górną część klepsydry, życie dobiega końca. Nad czym tu się zastanawiać? Jest początek i koniec, alfa i omega. Nie ma tu miejsca na czas cykliczny. Ludzka egzystencja jest czasem linearnym. Wszystko zmierza ku końcu. Wiesz co jest absurdalne? To ludzie piszą historię, ale niewielu z nich wpadło na to, że to Biblia zawiera jej zakończenie. Dobrze wiemy ku czemu to zmierza, mimo wszystko ludzie wolą żyć bez tej świadomości. Wszystko to co teraz mają jest takie ulotne i kruche. Młodość przemija wraz z urodą. Po wszystkim zostają tylko prochy. To właśnie spotkało moje wiersze- skończyłem swój monolog
- Spaliłeś je?- spytała będąc w lekkim szoku
- Jestem artystycznym pogożelcem- westchnąłem
- To smutne- dodała
- Nawet bardzo. Zwykle pocieszam się myślą, że w naszym przypadku nie musimy się przejmować upływem czasu. Przeżywamy czas cykliczny w przeciwieństwie do śmiertelników. Jesteśmy jak powtórka z lekcji historii. My przeżywamy kolejne epoki, a życie biegnie dalej, mimo że nie widzimy znaczącej różnicy, chociaż ostatnim czasem doszukuję się coraz więcej podobieństw. Przeznaczenie jest jak wyrok, od którego nie ma ucieczki- w tym momencie przypomniałem sobie o Aniele Śmierci, który pragnie odebrać mi życie. Zostałem opieczętowany. To jest jak znamię, którego nie można się pozbyć. Można jedynie próbować je czymś zakryć i udawać, że wszystko w porządku
- Do czego zmierzasz?- pyta wyrywając mnie z kontekstu
- Nie przejmuj się. To tylko puste myśli rzucone na wiatr- uspokajam ją
- Przecież każdej myśli odpowiada jakieś szersze rozwinięcie. Co masz na myśli mówiąc, że przeznaczenie jest jak wyrok bez odwrotu?- pyta wprowadzając mnie w zakłopotanie
- A czy można zmienić swoje przeznaczenie?- odpowiadam pytaniem na pytanie
- No, nie- stwierdza
- Więc, zgodzisz się, że jest to jak wyrok bez odwrotu?- upewniam się
- Teraz rozumiem- kiwa głową, a ja robię niedosłyszalnie odetchnąłem z ulgą, ponieważ jakoś udało mi się wybrnąć z sytuacji. Idziemy chwilę w milczeniu
- Odnośnie ludzi- odzywa się po chwili Luv- Chyba muszę wracać do Emily. Dziecko powinno mieć anioła stróża nieustannie, a nie okresowo przy sobie- chciałem coś powiedzieć, ale zamiast tego odparłem jedynie
- Leć, jeśli musisz-robi skinięcie głową, a potem odwraca się w przeciwnym kierunku. Innym razem namówię Luavię do czynienia zła. Na razie jest zdezorientowana i potrzebuje czasu, by oswoić się z nową sytuacją. Moja natarczywość mogłaby wzbudzić u niej pewne podejrzenia. Lepiej nie ryzykować. Do wszystkiego trzeba podchodzić powoli
- A i Ross- odwraca się jeszcze do mnie- Wiersze wcale nie są złym odzwierciedleniem rzeczywistości, jeśli masz szersze pojęcie i wiesz dokładnie o czym chcesz napisać. To są według mnie takie nieuchwytne momenty, którym zwykle nie poświęca się uwagi, a opisane bardzo drobiazgowo dopiero po przeczytaniu wzbudzają w nas konkretne emocje. Jeśli lubisz pisać, nie odrzucaj tego, ponieważ to właśnie jest sposób w jaki siebie wyrażasz- uśmiecha się do mnie, a potem ochodzi. Odwzajemniam szybko uśmiech. To, co powiedziała Luv wzbudziło u mnie nowe perspektywy na świat. Włożyłem ręce do kieszeni, a potem jeszcze chwilę patrzyłem jak Luv powoli się ode mnie oddala. Gdy całkowicie straciłem ją z oczu, odwróciłem się i ujrzałem kogoś, kto nie wywołał zbytnio uśmiechu na mojej twarzy. Wręcz przeciwnie. Jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, uśmiech zniknął mi z twarzy.

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 10.

Powoli podnoszę swoje ociężałe powieki, czuję ostry ból w plecach
- Co się stało?- pytam podnosząc się z miejsca. Syczę z bólu
- Straciłeś przytomność i spadłeś- słyszę głos Rokadamusa. Widzę jak się nade mną nachyla. Głowa mi pulsuje. Rozglądam się dookoła. Znajdujemy się na jakimś starym cmentarzu, a ja jestem na dachu jakiejś kaplicy. Nagle wszystko mi się przypomina. Więc, to jednak nie był sen. Serio ścigają mnie Anioły Śmierci! Słońce już wstało. Czuję rażące promienie na mojej twarzy. Nagle coś mi się przypomina
- Selena!- krzyczę do siebie wstając z miejsca i wzbijając się w powietrze
- Kto?- pyta Rocky i podąża za mną.
Wlatuję do kaplicy razem ze smugą światła, która przebija się przez dziurę w witrażu. Po chwili widzę ją. Jest dalej związana i podkurcza nogi tak, by światło słoneczne nie tknęło jej skóry. Nie ma się gdzie cofnąć. Szarpie się na wszystkie strony. Podchodzę do niej i rozwiązuję jej ręce, a następnie przytrzymuję ją. Przestaje się szarpać. Jest wdzięczna, że światło już nie sprawia jej bólu
- Idziesz z nami- mówię beznamiętnie nie puszczając jej rąk
- Niby jak? Słońce dopiero wstało. Czy ty chcesz mnie spalić żywcem?- syczy. Macham Rokadamusowi, by podszedł do mnie. Każę mu przytrzymać Selenę, a sam rozglądam się po pomieszczeniu. Zauważam jakiś gruby kawał materiału, który zwisa nad ołtarzem. Zrywam go gwałtownie i podaję Selenie
- Masz. Narzuć to na siebie- rozkazuję. Patrzy się na mnie przez chwilę, a potem wyrywa mi materiał z ręki i zarzuca go na głowę, a potem dokładnie się nim owija
- To cię powinno chronić przed słońcem- oznajmiam, a potem ponownie związuję jej ręce
- Gdzie idziemy?- pyta
- Ukryć się- odpowiadam wprost.
 Dziewczyna zaczyna się irytująco śmiać. Marszczę brwi
- O co ci chodzi?- pytam
- Przecież nie jestem w stanie latać w tym czymś- wskazuje na materiał, który okrywa jej plecy- A przedzieranie się przez ten las zajmie wieczność!- powoli analizuję to, co do mnie mówi
- O, cholera! Na śmierć zapomniałem!- mówię podenerwowany. Selena patrzy na mnie dziwnie. Dopiero po chwili stałem się świadom swoich słów. Odwracam wzrok i się zamyślam
- Rokadamusie- wskazuję palcem- Weź Selenę na ręce- chłopak podchodzi do ciemnowłosej i wykonuje moje polecenie
- Woah, jaka jesteś lekka- komentuje Rokadamus podnosząc Selenę.
- Musimy się spieszyć- dodaję rozprostowując skrzydła. Zaraz po mnie to samo robi brunet i oboje wylatujemy przez tą samą szparę w witrażu. Najpierw ja, a za mną Rokadamus z Seleną na rękach.
**********
Szybowałam chwilę po błękitnym niebie nad dachem starej dzwonnicy, a potem wleciałam do środka przez otwór, w którym był umieszczony ogromny dzwon pokryty rdzą. To tutaj chowam się wraz z Ridianą, no i Valerią. Przecisnęłam się przez ten wąski otwór, a potem stanęłam na nogach. Pomieszczenie ogarniała głucha cisza, gdy nagle poczułam, że ktoś do mnie podbiega i łapie od tyłu
- Luv, gdzie ty byłaś?- była to oczywiście Ridiana, która zachowywała się jakby nie widziała mnie pół wieku- Ja i Valeria martwiłyśmy się o ciebie!- kontynuowała. Spojrzałam na Val stojącą z boku z założonymi rękoma
- Chyba tylko ty- powiedziałam mimochodem
- Bo tylko jej na tobie zależy- syknęła Val
- Vally, Luvcia. Możecie się wreszcie uspokoić?- Rid przewróciła oczami
- Nazwałaś mnie Luvcia?/ Nazwałaś mnie Vally?- krzyknęłyśmy z Valerią jednocześnie
- Zachowujecie się jak dzieci, więc tak! Tak was właśnie nazwałam!- przytaknęła głową- Obydwie jesteście anielicami! Powinnyście się kochać, a nie zachowywać jak jakieś rozwrzeszczane dziewczynki!- skarciła nas
- Skoro już o tym mowa. Zauważ Rid, że ja i Luv zaczęłyśmy się kłócić odkąd "pan ładny" pojawił się w naszym życiu!- Valeria machnęła teatralnie ręką
- Nie zrzucaj winy na Rossa!- zwężyłam swoje piwne oczy
- Widzę, że ten przystojny demon nieźle namieszał ci w główce- prychnęła
- Słucham?! Jaki znowu demon?!- zezłościłam się. Val serio przegięła!
- No, bo- zaczęła Rid- Wydaje nam się, że Ross.. to demon- przygryzła wargę
- Tak strasznie nienawidzicie Rossa, że musicie go oczerniać?!- poczerwieniałam ze złości- I ty też, Rydel?- spojrzałam ze smutkiem na blondynkę
- Luv, to nie tak! Po prostu...- westchnęła- Ja cię chcę tylko chronić- spojrzałam na nią czule, jednak chwilę potem przymknęłam oczy i zacisnęłam pięści- Nie potrzebuję twojej ochrony!- wysyczałam, a potem spojrzałam na nią- Nie potrzebuję nikogo- Rydel stanęła jak wryta, a ja tak po prostu odwróciłam się od niej i poszłam. Przechodząc koło Val, popatrzyłam na nią kątem oka. Stała niewzruszona, toteż rozprostowałam skrzydła i zostawiłam je same. Jak one mogą oczerniać Rossa?! Jaki znowu demon?! Skoro tak stawiają sprawę to nie ma sensu się z nimi więcej zadawać! Nie chcę ich znać! O, matko! Czy ja naprawdę tak pomyślałam? Co się ze mną dzieje? Czuję, że rodzi się we mnie dziwne uczucie, którego jeszcze nie jestem w stanie odgadnąć. Może jednak powinnam wrócić do Rid i Val i je przeprosić? Nie! One nie zasłużyły na żadne przeprosiny! Co się ze mną dzieje? Czuję jak coś targa moją duszą na wszystkie strony!
**********
Jesteśmy w locie już od dobrych kilku minut. Wydawałoby się, że las nad którym lecimy nie ma końca. To zabawne, że śmiertelnicy jak do tej pory ani razu nie zauważyli szybujących nastolatków z czarnymi skrzydłami. Można stwierdzić, że ludzie to takie pośpieszne istoty. Każdy z nich żyje w ciągłym biegu, wszyscy dokądś zmierzają. Nikt nie pyta dlaczego. Nie mają nawet czasu spojrzeć w błękitne niebo, by zauważyć pewną niezgodność, pewien absurd. Ludzie ze skrzydłami? Nie. Istoty nie z tego świata. Szczerze mówiąc jak nie patrzeć, to ze strony śmiertelnika brzmi to jednak dziwnie. Chociaż ludzie wierzą we wszystko, co mogą zobaczyć, a tu nagle ktoś pewnego dnia im mówi, że jest taki ktoś jak Bóg i taki ktoś jak Szatan. Nie są w stanie ich zobaczyć, a jednak mają w nich wierzyć. Absurd dla człowieka! Wierzyć w coś, czego nie można zobaczyć ani dotknąć? A jednak. Ten ciągły popęd ze strony śmiertelników jest jednak dla nas plusem. Nikt nas nie zauważa, jeśli sami tego nie zechcemy i nikt nie zadaje nam zbędnych pytań, co tu robimy, czego chcemy?
Każdy z nich żyje w tym pośpiechu, no a co potem? Potem okazuje się, że ma przyjść po nas jakaś tajemnicza istota, która żąda naszej duszy, tylko nikt nie wie, kiedy i gdzie się zjawi. Śmierć jest jak przelotne złudzenie. Nie wierzysz w nią, póki nie przyjdzie i nie spojrzy ci w oczy. Chociaż nie wiem, czy nie jestem czasem pierwszą taką osobą, której przyszło nieść Śmierć na rękach. To zabawne, że widzisz piękną, młodą dziewczynę, a tak naprawdę masz styczność z istotą, która w każdej chwili jest w stanie odesłać cię do odchłani.
Jednak teraz Selena wydawała się taka bezbronna. Trzymałem ją na swoich rękach. Jej czarne kosmyki powiewały na wietrze. Twarz miała schowaną pod kapturem zrobionym z materiału, który Rademesus zabrał z kaplicy. Kurczliwie trzymała się tego okrycia swoimi długimi, chudymi palcami, ale robiła to tak żeby promienie słoneczne nie tknęły jej skóry. Jedynie co zostawało na wierzchu to jej obcasy, których stukot przyprawiał Rademesusa o ciarki.
Spojrzałem na niego. To on tworzył nam drogę. Wyglądał na zdesperowanego. Co chwilę zaczesywał do tyłu swoje włosy i obracał się do tyłu, by sprawdzić czy za nim lecimy. Czasami zerkał z nienawiścią na Selenę. Odruchowo przytuliłem ją mocniej do siebie. Nie miało w tej chwili dla mnie żadnego znaczenia, że przytulam do siebie Śmierć. W tej chwili była dla mnie zwykłą bezbronną dziewczyną uprowadzoną przez dwójkę demonów. No, w sumie przez jednego, bo to był plan Rademesusa. Nie poczuwałem się do roli oprawcy. Byłem bardziej kimś w rodzaju ubezwłasnowolnionego pracownika, gdzie funkcję despotycznego szefa pełnił Ross, i biada każdemu kto odważyłby mu się sprzeciwić.
Nareszcie udało nam się minąć ten wstrętny las. Byliśmy na prowincji. Wszędzie tylko pola i polne ścieżki. Rademesus rozejrzał się dookoła, a potem kiwnął, że mam lecieć za nim.
**********
Minęliśmy tę całą prowincję, a potem dostaliśmy się do jakiejś starej, opuszczonej miejscówki. Wylądowałem przy wejściu i zacząłem się rozglądać. Pusto dookoła. Bez wahania szarpnąłem za klamkę
- Cholera, zamknięte!- zaklnąłem pod nosem
- A czego się spodziewałeś, geniuszu- zaśmiał się Rokadamus lądując z Seleną na rękach. Ucichł, gdy tylko zmroziłem go spojrzeniem
- Lepiej zacznij kombinować jak wejdziemy do środka- zacząłem obchodzić budynek dookoła
- To proste. Wyważymy drzwi- odpowiedział
- Chyba chciałeś powiedzieć, że ty to zrobisz- splotłem ręce
- Dlaczego..
- Rób co do ciebie mówię!- krzyknąłem.
Nic nie powiedział, tylko westchnął po czym postawił Selenę na ziemi, a ja szybko złapałem ją za ramię i pociągnąłem w swoim kierunku. Rokadamus stanął przed drzwiami, po czym z całej siły je kopnął
- Ani drgnie!- zmachał się
- Spróbuj jeszcze raz!- zażądałem
Wziął podobny rozmach i tym razem drzwi otworzyły się bez większych przeszkód. Prychnąłem pod nosem
- Nie szło tak od razu?- wszedłem zadowolony do środka oddając mu w ręce Selenę.
On tylko przewrócił oczami
- A może byś tak powiedział " dziękuję "?
- Nie ma za co- wyszczerzyłem się.
Zazgrzytał zębami, a potem wszedł za mną. Zacząłem się rozglądać. Był tam jakiś stół bilardowy, jakaś lada, trochę krzeseł i stolików oraz zejście na dół
- Do piwnicy- wskazałem
Zeszliśmy niżej. Wszędzie ciemno. Zapaliłem światło
- Zostań na górze i pilnuj czy ktoś nie idzie- rzekłem do Rokadamusa, a potem podszedłem do Seleny i gwałtownie ściągnąłem z niej materiał zahaczając nim o związane nadgarstki dziewczyny
- Dziękuję za delikatność- wysyczała sarkastycznie
- Dziękuję za to, że próbowałaś mnie zabić- zmarszczyłem brwi
- Ja wypełniałam tylko swoją misję
- A ja ci tylko w niej przeszkodziłem- powiedziałem bezproblemowo
- No właśnie- oburzyła się- Rademesusie, nie jesteś w stanie uniknąć śmierci- powiedziała to spokojnie jak na nią
- Wiem to- westchnąłem. Tak głupio było przyznać jej rację, ale niestety ją miała. Wiedziałem jakie są konsekwencje moich działań, ale mimo wszystko nie wahałem się ich podjąć, by się ratować
- Więc, co zamierzasz zrobić?- spytała wyrywając mnie z zadumy
- Będę grał na zwłokę- odpowiedziałem po czym przywiązałem jej ręce do rury
- Jak długo zamierzasz mnie tu więzić?- spytała znowu tym spokojnym głosem, który wydawał mi się trochę za spokojny. Chciała uśpić moją uwagę? Nie wnikam
- Wystarczająco długo- rzuciłem na odczep i zakończyłem wiązanie ostatniego supła na linie. Łatwo poszło. Myślałem, że będzie ciężej. Odsunąłem się od niej. Dopiero teraz poruszyła rękami, by sprawdzić jak mocny jest węzeł. Westchnęła
- Słuchaj, a ty boisz się śmierci?- spojrzała na mnie z zaciekawieniem
- Dlaczego pytasz?
- No, bo.. mnie byłeś w stanie uwięzić, a przecież mam związek ze śmiercią, jednak ty się mnie nie boisz, więc dlaczego boisz się umrzeć?
- Nie boję się umrzeć- westchnąłem- Boję się tego co będzie dalej
- A co ma być?- spytała- Przecież w wielu przypadkach śmierć jest ucieczką od problemów- powiedziała bezproblemowo
- Nie w moim. Moja dusza byłaby skazana na wieczne potępienie. Czy nigdy nie byłaś świadoma skutków swoich działań?- próbowałem zachować spokój, mimo że byłem dobrze świadom tego co mówię
- Ja nie wiem. To moja pierwsza misja- wzruszyła niewinnie ramionami i popatrzyła mi w oczy
- Nikt ci nie powiedział jaki głębszy sens ma to co miałaś zrobić?
Pokiwała przecząco- Nie. Dostałam zadanie i kazali mi ruszać
- Kto ci kazał?- spytałem z niepokojem. W odpowiedzi otrzymałem milczenie
- Gadaj, słyszysz?!- podniosłem głos, jednak nic tym nie wskórałem. Wiedziałem też, że nic jej nie mogę zrobić, bo inaczej zlecą tu się jej mroczni bracia i dopiero będą kłopoty. Mimo wszystko postanowiłem spróbować jeszcze raz. Uklęknąłem koło niej
- Czy gdybym teraz pozwolił ci mnie zabić, powiedziałabyś mi kto ci to zlecił?- spytałem łagodniej
- Chcesz negocjować ze śmiercią? Mało sprytne nawet jak na ciebie, Rademesusie- odezwała się po chwili
- Skoro tak stawiasz sprawę to sobie tu trochę posiedzisz- powiedziałem ze złością i wyszedłem.
**********
Siedziałam na pomoście wymachując nogami. Byłam w dalszym ciągu wściekła na Rid i Val. Niespodziewanie ktoś przysiadł się koło mnie. Nie zdążyłam zobaczyć kto, bo owa postać zasłoniła mi oczy- Zgadnij- usłyszałam znajomy głos, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech- Ross!- wtuliłam się w niego,a po chwili posmutniałam- Pokłóciłam się z Rydel i Valerią- założył mi kosmyk włosów za ucho- Nie martw się. Nie wszyscy są w stanie zaakceptować nasze zdanie
- A myślałam, że mogę im ufać. Ależ byłam naiwna- rzuciłam w taflę wody kamieniem, który miałam przy sobie
- Nie mów tak. Nie jesteś naiwna-
- Więc, jaka jestem, ale tak według ciebie?- spytałam spoglądając na niego
- Jesteś moja- potrząsnął moim ramieniem ręką, którą mnie oplatał- Jesteś wyjątkowa, Luv. Nie zapominaj
- Wyjątkowa, bo twoja?- prychnęłam
- Polenizowałbym, ale z grzeczności ci przytaknę
Zaśmiałam się. Siedzieliśmy tak chwilę, gdy nagle Ross strącił naszą dwójkę do wody.
W pierwszej chwili myślałam, że oszalał. Nie dość, że było mi zimno, to jeszcze byłam mokra. Jednak, gdy poczułam jego gorące usta na moich od razu zrobiło mi się cieplej. Próbowałam zatracić się w tym pocałunku, jednak po chwili Ross złapał mnie za ramiona i zszedł razem ze mną pod wodę. Chwilę się miotałam, jednak on podpłynął bliżej i położył swoje ręce na mojej twarzy. Wówczas otworzyłam moje do tej pory zamknięte oczy i spojrzałam na jego twarz. Była trochę rozmazana, ale wystarczająco widoczna na tyle, że byłam w stanie dojrzeć uśmiech rysujący się na jego bladej twarzy. Nieco długie blond włosy były teraz śmiało noszone przez wodę. Rzucały się na wszystkie strony. Wydawałoby się, że ożyły. Dotyk jego dłoni mnie uspokajał. Nagle oderwał je od mojej twarzy i pociągnął mnie za rękę ku sobie. Teraz stykaliśmy się ciałami. Złapał mnie w talii i bezceremonialnie wpił mi się w usta. Zaczął mnie namiętnie całować. Z każdym muśnięciem robił charakterystyczny uścisk na mojej talii swoimi dłońmi. Chwilę potem, mimo że znajdowaliśmy się w wodzie poczułam jego mokry język na moich ustach. Przejechał nim delikatnie po mojej dolnej wardze. Dobrze wiedziałam czego oczekuje. Z resztą on był moim narzeczonym.

Jak mogłabym mu na to nie pozwolić? Delikatnie rozchyliłam usta dając mu dostęp. Zaraz potem znowu tonęliśmy w pocałunkach. Przejechał lekko palcami po moich plecach, by następnie wbić w nie swoje paznokcie. Woda stłumiła mój krzyk. On natomiast uśmiechnął się zawadziacko i przeniósł swoje usta na moją szyję i zaczął mnie po niej całować. Przysunęłam jego głowę bliżej, jednocześnie nakręcając na
palce końcówki jego włosów. Chwilo, trwaj! Chciałabym rzec, ale po chwili zrobiło mi się słabo, zaczynało brakować mi powietrza. Odepchnęłam od siebie Rossa. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale widząc moją pobladłą twarz szybko zorientował się o co chodzi. Wziął mnie w ramiona i wypłynął ze mną na powierzchnię. Wzięłam głęboki wdech, a potem zaczęłam kasłać nie puszczając się jego ramion
- Wszystko dobrze?- spytał
- Już tak- zrobiłam jeszcze jeden duży wdech, a potem przeszedł mnie dreszcz- Ross, zimno mi- powiedziałam ochrypniętym głosem
- Zaraz poczujesz się lepiej- pocałował mnie w czoło, a potem wziął na ręce i posadził na pomoście dosiadając się do mnie.
- Luv, ja nie chciałem- usłyszałam po chwili
- Nic się nie stało. Było warto- położyłam mu głowę na ramieniu
Nie czułam swoich kończyn, ale to była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Trwało to bardzo krótko, ale dla mnie była to cała wieczność. Wieczność spędzona przy Jego boku.
************
Nie chciałem utopić Luv, ale gdy siedzieliśmy na pomoście dostrzegłem Lanę idącą tą aleją. Daję głowę, że szukała właśnie mnie, ale nie mogła zobaczyć mnie z Laurą. Musiałem coś wykombinować. Niewiele myśląc, zepchnąłem nas z tego pomostu. Żeby Luv czasem nie wpadł do głowy pomysł się wynurzyć, zacząłem ją całować, a że jest w tym dobra jak na anielicę, szybko straciłem rachubę. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy odepchnęła mnie od siebie. Szybko spostrzegłem, że jest ledwo przytomna, toteż byłem zmuszony szybko ją wyciągnąć. Gdy Laura zaczęła oddychać z wielką ulgą, szybko rozglądnąłem się na boki czy Lany nie ma w pobliżu. Chwilę potem sam odetchnąłem z ulgą nie widząc nigdzie Lany. Posadziłem Luv na pomoście, a sam dosiadłem się do niej. Siedzieliśmy tak chwilę. Niespodziewanie Luavia złączyła nasze dłonie. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-------------------
Ok. Długo nie pisałam, dlatego chcę to wam wynagrodzić długim rozdziałem. Niestety teraz nie będę pisać zbyt często, bo mam sporo nauki. Liceum, a jak! X__X
Ale myślę, że zawsze coś tam zdążę napisać w międzyczasie i nie będzie to trwało wieczność. Oks, ja spadam odrabiać lekcje, byee x3