piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 14.

Byłam w dalszym ciągu przyszpilona do tej ściany. Moje nadgarstki były rozłożone i tworzyły kąt prosty po jednej i po drugiej stronie sasiadując z moją twarzą. Czułam na nich cały ciężar jaki przenosił na mnie Ross. Starałam się uspokoić swój oddech. To był pierwszy raz, w którym zaczęłam się go bać . Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Jego czekoladowe oczy, które niedawno wnosiły tyle słodyczy w moje życie miały jeszcze kilka sekund temu taki wyraz, jakby ktoś wyciągnął z nich całą tę słodycz, a w zamian wypełnił je cykutą. To było jak śmierć dla mojego podniebienia.
To nie był mój Ross! Nie takiego go poznałam. Nie chciałam dopuścić myśli, że cała ta jego czarująca osoba to tylko piękne kłamstwo. Jedno jest pewne. Jestem przekonana, że nie zamierzam zaleźć za skórę takiemu Rossowi. To byłoby zbyt ryzykowne.
Teraz z kolei dodatkowy nacisk sprawiały mi jego usta, które wbiły się we mnie tak nagle. Jednak to nie sprawiało mi już takiej przyjemności jak kiedyś. Na początku to było jak rozkoszowanie się słodkim jabłkiem, ale nagle ktoś kazał mi umyć zęby, a potem znowu wpychał ten sam owoc. Co prawda, w wyglądzie nadal jabłko, ale w smaku w ogóle niepodobne. Takie właśnie odnosiłam wrażenie oddając pocałunki Rossowi, jednak ile można jeść ten kwaśny owoc? Odsunęłam swoje usta.
Spojrzał na mnie zdziwiony, poirytowany (?) Zadrżałam
- Ross- odetchnęłam- Boję się ciebie- wyszeptałam patrząc w jego oczy. Może to już nie cykuta, ale gorzka czekolada
- Strach to jedyna pewna droga- przejechał dłonią po moim policzku. Czuję, że jestem blada na twarzy.
- Jak możesz mówić mi takie rzeczy?- po jego słowach nabrałam większych obaw
- Po prostu mówię jak jest- próbował znowu dorwać się do moich ust. Przymknęłam oczy
- Ross, ja nie chcę- moje słowa odbiły się natychmiastowo na moich nadgarstkach. Znowu trwały w jego mocnym uścisku. Tym razem naprawdę było widać, że jest poirytowany
- Do jasnej cholery, o co tobie znowu chodzi?- zmarszczył brwi
- Okłamałeś mnie. Nie jesteś aniołem- po moim policzku spłynęła łza.
- Ależ jestem- odpowiedział pewnie
- Będziesz teraz łgał mi w żywe oczy?- spuściłam głowę
- Nie okłamałem cię wtedy mówiąc, że jestem aniołem- przerwał- To ty zrobiłaś błąd, ponieważ nie interesowało cię czy mam związek z dobrem. Liczył się dla ciebie ten jeden, jedyny fakt. Nie prosiłaś o szczegóły
Podniosłam głowę
- Kim ty jesteś?- miałam wizję rozmazaną z powodu łez, które jedna po drugiej spływały w dół mojej twarzy
- Niczego się nie domyślasz?- uwolnił jedną moją rękę, by móc przetrzeć mi łzy. Dopiero teraz zrozumiałam. Wzdrygnęłam się na tę myśl. Nie, to nie może być prawda! Momentalnie zalałam się zimnym potem.
- Słabo mi- próbowałam zsunąć się na ziemię, ale Ross ponownie zacisnął dłonie wokół moich nadgarstków usztywniając mnie na miejscu
- Lauro, nie ważne kim jestem, ważne co do ciebie czuję- zapewniał nie dając mi zemdleć
- Jesteś..
- Ćś..- położył mi palec na ustach, a potem przejechał nim po mojej szyi i zaczął mnie całować aż mi zabrakło tchu. Oderwałam się od jego ust, żeby zaczerpnąć powietrza
- Ross, powiedz, że mnie kochasz! Błagam, powiedz to!- prosiłam czując, że zaraz zemdleję z napływu emocji. On nachylił się i szepnął mi w ucho
- Kocham cię, Luavio- właśnie to pragnęłam teraz usłyszeć. Dawało mi to jakiś dziwny spokój i satysfakcję.
Nie trwało to długo zanim Ross znowu przybliżył się do moich ust muskając je lekko. Jeden raz, drugi raz, a gdy nie spotkał się z moim sprzeciwem zaczął całować mnie z pasją. Pierwszy raz z własnej woli pragnęłam czegoś, co jest w stanie zabić moją moralność.
Czułam jak jego ręce puszczają moje nadgarstki i zsuwają się na moje uda. Po raz pierwszy nie byłam w stanie zaprotestować. Nie teraz. Trwałam w transie. Coś kazało mi podskoczyć i zapleść nogi wokół jego bioder. Zrobiłam tak. Czułam się w tej chwili jak zwykła śmiertelniczka narażona na oddziaływanie innych.
 Moje lekko obolałe ręce też zaplotłam wokół jego szyi pogłębiając nasz pocałunek. Czułam jak drętwieją mi dłonie. Spóźniona reakcja na skutek niedokrwienia uprzedzona poprzednim strachem, który miarowo z każdym dotknięciem naszych warg ulatniał się teraz gdzieś daleko w manowce.
- Dotykaj mnie, Ross- wysapałam odrywając się od jego ust. Reakcja blondyna była natychmiastowa. Jego ręce z początku delikatnie wodziły po moich ramionach zsuwając szelki z mojej białej koronkowej sukienki, jego ręce masowały mnie po nagich ramionach, potem zsunęły się stopniowo na mój biust i talię, ostatecznie z powrotem zjechały na moje biodra i uda wsuwając się delikatnie pod cienki materiał mojej sukienki. Cały ten czas tkwiliśmy w namiętnym pocałunku, gdy nagle to Ross odsunął się od moich ust i nachylił się do mojego ucha
- Luavio, uczyń ze mnie swojego przewodnika duchowego i bądź moja- szepnął- Porzuć to wszystko, by móc ze mną dzielić swoją wieczność. Uwierz mi na słowo, że bezbożne życie ofiaruje ci dużo więcej. Uwolnisz się w końcu od wszystkich zakazów i nakazów. Jesteś niewolnicą własnego sumienia. Daj mi się prowadzić przez życie i bądź wolna przy moim boku. Jestem w stanie dać ci więcej przyjemności niż myślisz i wiedz, że mogę wyciągnąć cię spod całej tej presji, którą nieustannie wywierają na tobie inni. Nie daj mi się prosić dwa razy- zaczął muskać moją szyję i ramiona.
Otworzyłam usta i zamknęłam oczy, by rozkoszować się tym doznaniem. Nie do końca byłam świadoma tego co mówi. Nadal rodziła się we mnie pewna obawa
- Ross, nie jestem pewna czy zrobię dobrze zgadzając się na twoją propozycję
- Jesteś pewna? Będziesz całkowicie wyciągnięta spod bożego prawa, a w skutek tego wolna jak nigdy. Zastanów się dobrze- musnął jeszcze raz moje usta, a potem zsunął ręce z moich ud stawiając mnie na ziemi.
- Zastanów się- szepnął jeszcze raz do mojego ucha tak, że przeszły mnie ciarki, a potem ucałował skromnie mój policzek i tak po prostu mnie opuścił zostawiając we mnie pewien niedosyt.
Czułam gdzieś w głębi, że nawet byłabym w stanie kochać się z nim pod tą ścianą. Chociażby zaraz. Chwila. Czy ja naprawdę tak pomyślałam? To takie absurdalne, że ten chłopak potrafi wywołać we mnie tak silne pozytywne i negatywne emocje za jednym razem. Strach miesza się z pożądaniem. To takie nietypowe, lecz za razem pociągające.
**********
Siedziałem na ziemi i patrzyłem jak Sara śpi na moim ramieniu.
 Jej jasna cera była delikatnie okryta blond kosmykami włosów, a usta miała w dalszym ciągu spuchnięte od płaczu. Od czasu do czasu wydobywały się z nich delikatne pomruki. Mógłbym tak na nią patrzeć godzinami.
Ułożyłem się w wygodniejszej pozycji tak, że teraz jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej. Zaspana dziewczyna podniosła się lekko. Musiałem ją najwyraźniej obudzić
- Nie, śpij spokojnie- mruknąłem, a Sara z miejsca ułożyła się z powrotem do snu. Leżeliśmy tak przez chwilę.
- Riker?- odezwała się leżąc w bezruchu
- Mhm?- mruknąłem
- Tak się teraz zastanawiam.. ciekawe jakby te życie wyglądałoby, gdybym teraz stąd zniknęła- zamyśliła się
- Okropnie- wypaliłem- To wszystko nie miałoby sensu. Zostałyby jedynie wzgórza rozpaczy, lasy niepamięci, morza łez, doliny smutku. Cały świat byłby pogrążony w żałobie. Wiatr nie wiałby już tak przyjemnie, słońce nie świeciłoby już tak jasno, trawa nie byłaby już taka zielona, a noc taka gwieździsta. Jednym słowem pozostałaby pustka, której nic nie byłoby w stanie wypełnić- mówiąc to, pogrążyłem się w zamysłach
- Poeta- Sara podniosła głowę i spojrzała na mnie miną marzycielki. Wyglądała przeuroczo. Ocknąłem się
- Co? Nie! To akurat domena Rossa
- Rossa?- zdziwiła się
- To znaczy.. ja nie wiem jak to z nim wygląda, ale potrafi używać wyszukanego słownictwa- dziewczyna mrugnęła- No wiesz.. gdy bajeruje panienki
- Ty też w ten sposób bajerujesz?- uśmiechnęła się cynicznie
- Oczywiście, że nie!- prychnąłem
- To skąd ta poezja?- dopytywała się
- Nie wiem.. to tak jakoś.. no ten..przyszło pod wpływem emocji- tłumaczyłem się jak głupi
- Aż tak okropne byłoby życie beze mnie? Musi ci bardzo zależeć- zmieniła temat
Nic nie odpowiedziałem. Odwróciłem głowę, by nie widziała jak oblewam się rumieńcem.
Nachyliła się w moją stronę
- Wiesz, jesteś słodki, gdy się rumienisz- zachichotała
- To nie prawda. Nie rumienię się- stanowczo zaprzeczyłem
- Ależ oczywiście, że ci wierzę- odpowiedziała sarkastycznie. Spojrzała na mnie z przechyloną głową
- Nawet jak kłamiesz jesteś słodki- zamrugała
Mimowolnie się uśmiechnąłem, jednak po kilkusekundowej radości- zmarkotniałem. Sara w dalszym ciągu uśmiechała się do mnie zalotnie
- Mogłabyś zaprzestać?
- Czego?- zdziwiła się
- Dawania mi złudnej nadziei na coś więcej - przygryzła usta i spuściła wzrok. Lazurowe wybrzeże w ciągu ułamka sekundy przykryła fala rzęs.
- Ja.. kłamałam wtedy, że nic do ciebie nie czuję- rozdziawiłem usta będąc w niemałym szoku
- Na prawdę? - po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, jednak coś mi ciągle nie dawało spokoju
- Więc, dlaczego powiedziałaś, że..
- Słuchaj, Riker..- dziewczyna założyła kosmyk włosów za ucho.
Po jej twarzy widać było, że szykuje się na jakąś długą wypowiedź i nie przychodzi jej to łatwo.
Czekałem aż wreszcie coś powie, jednak jej uwagę rozproszył trzepot jakichś skrzydeł. Obydwoje zwróciliśmy głowy w kierunku tych dźwięków.
Przed nami stanął znajomy mi anioł
- Ectavius?- Sara zerwała się na równe nogi
- Cześć, Sarino- odpowiedział skruszony
- Co ty tu robisz?
- Doszedłem do wniosku, że źle zrobiłem zostawiając damę swojego serca Zaniepokojony stanąłem obok dziewczyny
- Zaraz, ale o co tu chodzi?- zmarszczyłem brwi
Anioł zareagował identycznie
- Sarino, co tu robi ten demon?- objął ją ramieniem
- Ell, to jest Riker, i spokojnie. On nie jest taki jak Ross- próbowała rozładować napięcie
- Kto?- zdziwił się anioł
Dziewczyna westchnęła
- Rademesus. To on ci wtedy powiedział, że...
- Sarino, nie zmienisz tego co było. Zapomnijmy o tym. To nie powinno stawać nam na przeszkodzie do szczęścia- złapał anielicę za ręce
- Wy.. jesteście razem?- wykrztusiłem
- Byliśmy- dodała szybko anielica
- Bo ja właśnie w tej sprawie- odparł szatyn. Byłem już świadom, tego co za chwilę powie ten anioł. Postanowiłem oszczędzić sobie cierpień i poniżenia
- To ja już pójdę- rzuciłem i wkładając ręce do kieszeni zacząłem iść przed siebie
- Riker, zaczekaj!- usłyszałem za sobą wołanie blondynki.

_____________________

Więc, powracam z nowym rozdziałem :)
W sumie to nie mam tu o czym pisać. Hmm.. nwm czy się spodziewaliście tego, że Luv tak szybko zaakceptuje fakt, że jej chłopak to DEMON! ;O szpoko, to się jeszcze bd zmieniać I guess. Zdałam sb sprawę jak teraz namieszałam pomiędzy Rikiem a Sarą. O, ja zua!! XD
Nwm o czym więcej pisać. Jestem zbyt podekscytowana tym, że jutro pojawi się nowiusieńki teledysk R5 do piosenki pt. "Smile" xD też macie taką podjarkę jak ja?
To ja spadam. Bajoo, dziewoje ;**

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 13.

Valeria patrzyła na mnie niemrawym wzrokiem, a potem dosiadła się do mnie i Ridiany
- Woah, to się nazywa miłość- skomentowała głosem brzmiącym dla mnie jak kpina
- Czy ty się ze mnie nabijasz?- zmarszczyłam brwi- Val, przecież powiedziałaś, że..
- Luv!- przerwała mi- Mówiłam, że dostaniesz moje wsparcie? Mówiłam! Więc ci je dam, ale i tak uważam, że jesteś z lekka naiwna- skrzyżowała ręce
- Możemy przestać gadać na temat Rossa?- przymknęłam oczy, by się uspokoić
- Tego blondyna, który zdominował cię całkowicie już przy drugim spotkaniu, a ty jak ślepa wierzysz we wszystko co mówi nawet, jeśli nie widziałaś jego skrzydeł, a myślisz, że jest..- zmroziłam Val spojrzeniem- I już się zamykam- dodała, a potem ułożyła usta w cienką linię. Czasami naprawdę nie rozumiem jej zaufania. Raz mówi, że jest po mojej stronie, a za chwilę się czegoś czepia. Spojrzałam na Ridianę, której oglądanie swoich końcówek włosów wydało się ciekawsze od naszej rozmowy. Jak kto lubi.
Siedziałyśmy w milczeniu. Zauważyłam, że już nie ma pomiędzy nami takiej więzi jak kiedyś. Oddalamy się od siebie. Czuję to. Pytanie brzmi, dlaczego?
**********
W końcu udało mi się oddzielić nasze usta. Choć prędzej wykonywana przez nas czynność należała do jednej z naszych ulubionych, to pragnąłem jak najszybciej pozbyć się tej natarczywej dziewuchy. Jednym zdecydowanym ruchem odsunąłem się od ciemnowłosej wywołując w niej oburzenie
- Ross, co jest?- podniosła jedną brew
- Umm.. nic. Po prostu- zamyśliłem się- Nienajlepiej się czuję- załgałem
- Faktycznie wyglądasz jakoś blado- dotknęła mojego czoła. Jest taka naiwna. Mam bladą cerę, bo taka moja uroda. Lana jak widać jest podatna na sugestie
- Kochanie, ja mogę przy tobie posiedzieć- przejechała ręką po moich włosach
- Nie trzeba. Może lepiej pójdę się przespać- jeszcze tego mi brakowało, by Lana nie odstępowała mnie na krok
- No dobrze- wzruszyła ramionami i już zamierzała sobie pójść, gdy przystanęła i odwróciła się na pięcie- Słuchaj, Ross. Nie interesuje mnie co robisz i z kim tak długo, póki tego nie wiem, więc udajmy, że nic mi nie mówiłeś o tej lafiryndzie. Zapomnijmy o całej tej sprawie. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich- mówiła to ze stoickim spokojem, ale zachowywała się tak, jakby zaraz miało coś w niej wybuchnąć od środka
- A i jeszcze jedno. Ja wiem, że masz tą swoją misję, ale gdy kiedykolwiek zobaczę tę szmatę jak się klei do ciebie to przysięgam, że ją rozszarpię na miejscu- zacisnęła zęby, a potem wysłała mi cyniczny uśmiech. Nic nie odpowiedziałem. Patrzyłem przez chwilę jak odchodzi zadowolona, jakby wygrała życie, a potem zacząłem analizować sprawę. Lana nie może zobaczyć mnie z Luv, bo ją ukatrupi, a ja nie mogę zerwać z Laną, bo ona ukatrupi mnie, więc co mi zostało? Muszę w jakiś dyskretny sposób pozbyć się Lany. Tylko jak? Nie mogę zabić jej osobiście, bo sam już zostałem opieczętowany. Nie potrzebuję większych zatargów ze śmiercią. Muszę znaleźć jakiegoś pośrednika. Tylko kogo?
**********
Nie rozumiem zachowania Luavii, ale to pewnie dlatego, że nigdy nie byłam zakochana. Wiem, że odnośnie tej sprawy zmieniam zdanie szybciej niż gronostaj futro na zimę, ale nie potrafię się zdobyć na zaufanie do Rossa. Mam przeczucie, że jest w stanie skrzywdzić naszą małą Luv.
Spojrzałam na niską brunetkę zaciskającą swoje dłonie w piąstki na rąbku białej koronkowej sukienki. Wyglądała na zamyśloną. Przymknęła oczy, na twarzy pełne skupienie. Chwilę potem zmarszczyła brwi. Co ona kombinuje? Czy to o mnie chodzi?
- Luv- odchrząknęłam
Nie zdążyłam się pożądnie zastanowić o co chcę ją spytać, bo zerwała się z głazu, na którym siedziałyśmy jak z procy
- Ross, kochanie!- podbiegła do owego blondyna, a ten ją z miejsca przytulił. Uśmiechnęłam się ukradkiem
- Martwiłam się o ciebie! Próbowałam nawiązać z tobą kontakt telepatyczny, a ty go nie odbierałeś!- chłopakowi zrzedła mina
- Wybacz, Luv. Miałem pewną sprawę do załatwienia- podrapał się po karku
- A cóż to za sprawę miał do załatwienia nasz jakże kochany Rossy?- spytałam zgryźliwie
Chłopak uniósł głowę na mnie i odsunął się od Laury
- Otóż, najdroższa Valerio, nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?- spytał z cynicznym uśmiechem na twarzy. Zwężyłam oczy. Autorytet się znalazł
- A kim ty jesteś, by mnie pouczać?- splotłam ręce
- Aniołem- wzruszył ramionami
- Och, doprawdy? Bo ja również jestem aniołem- rzekłam dumnie
- Pozbawionym wszelkich manier i pokory?- zacisnęłam zęby
- Słucham?!- z oburzenia aż wstałam z głazu
- Bo wiesz, anioły odznaczają się pokorą i nigdy nie unoszą pychą. Nadal twierdzisz, że jesteś jednym z nich?- znowu miał na twarzy ten złośliwy uśmieszek
- Właśnie, Ross. Jesteś pewny, bo jakoś Laura nie widziała twoich anielskich skrzydeł- westchnęłam z udawanym przejęciem. Spojrzał na Laurę, która była lekko podenerwowana naszą rozmową, ale również tak samo jak ja ciekawa odpowiedzi
- Przemawia przez ciebie chęć upokorzenia mnie przed Luavią. Nie chodzi ci o dobro wspólne- odpowiedział- Czy naprawdę w taki sposób postępuje anioł?- dodał. Ten chłopak działał mi już na nerwy
- Ty z kolei jesteś bardzo przemądrzały jak na anioła- odwinęłam się
- Kto pyta, ten odpowiedzi dostaje. Masz mi za złe, że jestem w stanie odpowiedzieć ci na twoje pytania, Valerio?- dobra, dosyć! Ta rozmowa nie miała sensu od początku! Postawiłam na milczenie.
- Nie jesteś w stanie już nic więcej mi odpowiedzieć?- spytał zadziornie
- Ta sprzeczka z tobą nie jest warta nawet złamanego pióra- fuknęłam
- Więc, dlaczego ją zaczęłaś?- zadał kolejne irytujące pytanie
- Ja ją zaczęłam?!
- Tak, ty! Widać, że z pamięcią u ciebie też nienajlepiej
- Ty się nie czepiaj mojej pamięci, panie ideale!
- Chciałoby się być ideałem, co?
- Ross, nie boli cię twarz od tego ciągłego bredzenia?
- Możecie łaskawie przestać!- zdenerwowana Luv spojrzała najpierw na mnie, a potem na Rossa
- Mam dość! Nie lubicie się?! Okej! Ale możecie nie ukazywać tego publicznie?! Przynajmniej nie przede mną?!- rzuciła nam jeszcze jedno spojrzenie, a potem stojąc między nami odepchnęła nas rękoma wydostając się z naszego potrzasku
- Val, obiecałaś mi coś!- odwróciła się nagle twarzą do mnie
- Luv, to on mnie do tego spro..
- Ross, idziemy!- przerwała mi i złapała blondyna za rękę
**********
Laura szarpnęła mnie ot tak za rękę. Nie powiem. Zaskoczyło mnie trochę jej zachowanie. Była taka władcza, taka... moja. Czyżby bańka zwana "nieśmiałość" pękła w niej na dobre? Zaraz się przekonamy.
Luavia odciągnęła nas na bezpieczną odległość
- Ross, nie myśl, że na tobie się też nie zawiodłam! Po co wchodzisz w dyskusję z Valerią? Czy skakanie sobie nawzajem do gardeł serio sprawiało wam przyjemność? - zmarszczyła brwi
- Luv, kochanie. Spokojnie. Przynajmniej nie doszło do rękoczynów
- Ross, to nie jest zabawne! Valeria jest dla mnie ważna! Nie chcę by moja przyjaciółka i mój narzeczony rzucali się obelgami za każdym razem, gdy się zobaczą! - zacisnęła pięści
- Kochanie, to ona na mnie naskoczyła! Miałem się poddać uprzednio nie próbując zawalczyć?! - co Luavia sobie wyobrażała?! Że tak po prostu odpuszczę?!
- A co takiego wygrałeś?! Zachwyty?! Oklaski?! Cokolwiek?!- splotła dłonie
- Swoją godność- powiedziałem spokojnie
- I co jeszcze!- prychnęła
 Przymknąłem oczy
- Luv, denerwujesz mnie- starałem uspokoić narastającą we mnie złość
- Ja cię denerwuję?! - wskazała na siebie- A ja to niby skakałam z radości, gdy dogryzałeś Valerii!- ta sarkastyczna Luv już dawno przestała mi się podobać
- Dosyć tego!- złapałem ją za nadgarstki i przyszpiliłem do muru. Nie pozwolę dziewczynie dominować nade mną! Wyjątkiem jest Lana. Ona jest niebezpieczna, a ja jestem tego świadom
- Mówiłem, że działasz mi na nerwy, więc albo się w tej chwili uspokoisz, albo będzie niemiło!- zacisnąłem mocniej dłonie na jej nadgarstkach
- Grozisz mi?- spytała nieco spokojniej
- Na razie tylko ostrzegam- powiedziałem chłodno. Czułem jak przyśpiesza jej oddech i tętno
- Ross, nie poznaję cię- powiedziała drżącym głosem
- Czy już się uspokoiłaś?- spytałem szorstko. Przytaknęła głową. Wyglądała na wystraszoną
- To dobrze- rozluźniłem uścisk na jej nadgarstkach- Uwierz, że jestem świadom tego co robię. Nie potrzebuję niczyjej aprobaty- zagryzła dolną wargę. W jej oczach dalej widziałem lęk
- Kochanie- położyłem dłoń na jej policzku- Wystarczy, że dasz mi wolną rękę, a wszystko będzie dobrze- uśmiechnąłem się lekko, a potem wpiłem się zaskoczonej dziewczynie w usta.

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 12.

Szedłem drogą kopiąc kamyk. Rozmyślałem o tym czy Lana dopadła już Rossa i Laurę oraz czy coś z tego wyniknęło. W sumie gdyby nie ja, Lana nie wyparowałaby przepełniona jadem i chęcią pozbycia się rywalki. Jak niepatrząc mam ostro przerąbane, jeśli zejdzie na mój temat. Walić to! Po co mi takie życie, skoro jestem tylko podwładnym Rademesusa. Chciałbym uwolnić się z tego wszystkiego. Chociaż to Ross ma bardziej przerąbane ode mnie. Rokadamus wspominał o jego zatargiem z Aniołem Śmierci. To nie są żarty.
Nie dokończyłem swoich rozmyślań, bo przerwał mi jakiś szloch. Ciekawość wzięła górę i podążyłem za tym dźwiękiem. Nie minęła chwila, gdy ujrzałem znajomą mi postać. Zapłakana blondynka w podartej sukni, kurczliwie trzymająca ręce mocno ze sobą splecione. Wyglądała tragicznie. Jej szloch przypominał bardziej jęki przerywane łkaniem. Podszedłem do niej
- Sarina?
Dziewczyna podniosła na mnie swoje napuchnięte oczy
- Co się dzieje?- spytałem klękając koło niej
- Nic- wydukała po chwili zaciskając oczy
- Mi możesz powiedzieć- chwyciłem ją za rękę i zamarłem widząc nacięcia na jej nadgarstkach. Zawstydzona dziewczyna szybko splotła ręce z powrotem
- Sarino, dlaczego?- zacisnąłem pięści i zagryzłem dolną wargę. Widok samookaleczającej się dziewczyny wywołał we mnie nieznane mi przedtem emocje
- Rikardo, odejdź. Proszę- załkała. Jej drżące usta posiniały od płaczu
- Dlaczego chciałaś się zabić?- pogłaskałem ją po policzku
- Nie jestem tu potrzebna. Tylko spójrz na mnie. Jedynie robię zamieszanie! - spuściła głowę- Rademesus miał rację. Jestem słaba.
- Co?! Nawet tak nie mów!- podniosłem głos
- Rikardo..
- Nie będziesz słuchać Rademesusa! Sarino, to on chce żebyś źle o sobie myślała- spojrzała na mnie z lekką rezygnacją
- To już nie ma znaczenia. On mnie zniszczył. To on wygrał walkę z wewnętrzną mną- podkurczyła nogi do siebie
- Szukałam drogi życiowej i byłam pewna, że ją znalazłam , ale Rademesus uświadomił mi, że wcale tak nie jest. To była tylko ślepa uliczka zwana złudzeniem- po tych słowach po jej policzku spłynęła srebrzysta łza
- To nie złudzenie. Naprawdę jesteś na dobrej drodze. Wystarczy tylko zdmuchnąć tę mgłę rozmazującą całą twoją wizję
- Do czego zmierzasz?- zdziwiła się
- Masz przestać słuchać Rossa- powiedziałem nieco chłodno
- To on jest tą mgłą, prawda?- pociągnęła nosem
- Złą passą i źródłem twoich problemów. Zapomnij o tym co mówił. Żyj dalej!- dodałem. Sara zamyśliła się
- Rik, dlaczego mi pomagasz?
Zakryłem jej dłonie swoimi i spojrzałem w lazurowe wybrzeże w jej tęczówkach
- Ponieważ chcę twojego dobra- ucałowałem dłoń Sary
- Chcesz mojego dobra? Przecież jesteś demonem- przygryzła dolną wargę
- Ale nie jestem Rossem- pokręciłem głową
- Daleko ci do piekielnego ideału- uniosła delikatnie kąciki ust ku górze
- To obelga?- spytałem ze śmiechem
- Raczej słodka prawda okryta szarawą powłoką- również się zaśmiała, jednak chwilę potem spoważniała- Nie boisz się, że Ross będzie zły, że mi pomagasz?
- Nie obchodzi mnie to nawet, jeśli miałbym zginąć z jego rąk- westchnąłem.
 Spojrzeliśmy sobie w oczy. Powoli zbliżałem swoją twarz do jej twarzy, gdy nagle Sara mnie zatrzymała
- Rik, ja mówiłam ci, że...
- Dobrze pamiętam- przerwałem jej- Nie bój się. Chciałem tylko ucałować twoje czoło- zapewniłem ją, a potem złożyłem delikatny pocałunek powyżej linii jej brwi
- Cieszę się, że tu jesteś- wymruczała
**********
- Lana, kochanie. Co tu robisz?- spytałem zdziwiony. W jej oczach widziałem iskierki gniewu. Nie świadczy to dobrze
- Raczej co ty tu robisz i z kim?!- krzyknęła
- Przecież widzisz, że stoję sam- wzruszyłem ramionami
- Ross, nie rób ze mnie idiotki! Lepiej gadaj co to za szmata!- spytała bez owijania. Zdziwiłem się, ale też zaniepokoiłem
- Widziałaś?
- A jak myślisz?! Zatłukę ją, słyszysz?! Niech ją tylko jeszcze raz zobaczę w twojej obecności! Ross, ja jej nie chce więcej widzieć! Zatłukę ją i ciebie, jeśli jeszcze raz ujrzę was razem!- wydarła się. Zorientowałem się, że Lana nie żartuje, a mało tego może mi pokrzyżować moje plany w stosunku do Luv i raczej nie kupi gadki, że to moja koleżanka. Ja i koleżanki. Dobre! Wie jaki jestem. Nie przyszło mi nic innego jak powiedzieć prawdę
- Lana..- zacząłem
- Ta laska nie wie z kim zadarła! Rozszarpię ją! Poćwiartuję na kawałki! ..- kontynuowała swoje zamiary
- Ej, kochanie..- chciałem ją uspokoić
- Doigrała się ta ruda zołza! Jeszcze pożałuje, że kiedykolwiek cię spotkała! Będzie błagać o litość!..- wykrzykiwała pod wpływem emocji. Znudziło mnie lamentowanie ciemnowłosej
- Lana!- krzyknąłem. Dziewczyna zamarła
- Laura nie jest moją kochanką. Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie- złapałem ją za ręce. Dziewczyna spojrzała na mnie z nieufnością
- Więc, kim jest?- podniosła jedną brew
- Jest anielicą, okej?- przymknąłem oczy i wypaliłem. Dziewczyna już się zbierała do tego, by na mnie nakrzyczeć, ale szybko jej przerwałem
- Zanim zaczniesz mnie wyzywać, musisz wiedzieć, że ta dziewczyna jest celem mojej misji. Leviatanus chciał, żebym uwiódł jakąś anielicę i doprowadził do jej upadku- powiedziałem jednym tchem
- Ale ty nic do niej nie czujesz?- pyta niepewnie. Na te słowa wybucham niepohamowanym śmiechem
- Kompletnie nic- odpowiadam po chwili
- To dobrze. Mam tylko nadzieję, że mnie też nie oszukujesz- zwężyła swoje zielone oczy
- Gdzież bym śmiał- odpowiadam unosząc ręce w geście obrony. To poniekąd prawda, że nie okłamuję Lany. Przynajmniej w sprawie Luavii. To z Laną jestem najszczerszy, za to z Luavią jestem najbliżej.
Fakt, że to była trochę taka wymuszona prawda. Byłem świadom tego, że Lana nie kupi żadnych innych tłumaczeń. Trzymam rękę na pulsie. Czuję jak krew obija się o moje żyły. Lana przeczesuje włosy jedną ręką, a potem rzuca mi się na szyję
- Kochanie?- gładzi mnie po włosach
- Tak?- chwytam ją rękoma w talii
- Masz szczęście- mruczy mi do ucha- Inaczej rozszarpałabym ją żywcem- dodaje i przejeżdża ręką po moim policzku. Odruchowo łapię ją za udo i umieszczam jej nogę na moim biodrze. Krążę kciukiem po jej udzie, a ona odrzuca głowę do tyłu. Wykorzystuję ten fakt i całuję ją w szyję. Nie sprzeciwia się, więc schodzę ustami na jej obojczyk. Lana łapie mnie jedną ręką za ramię i przyciąga bliżej siebie
- Pocałuj mnie-prostuje swoją głowę i patrzy mi w oczy. Jej głos przybiera niemalże błagalny ton. Sam nie wierzę, że tak łatwo udało mi się wygasić ten rozszalały wulkan wewnątrz niej, który jeszcze tak niedawno szykował się do erupcji. Teraz zastąpiła go lawina pożądania. Lana była zawsze łasa na pieszczoty. Moja teoria sprawdziła się i tym razem. Oplatam delikatnie swoimi ustami usta ciemnowłosej, by potem utonąć w tej namiętności. Mam szczęście, że Laura tego nie widzi.
**********
Od pewnego czasu już strzegę Emily. Nie spuszczam z niej oka. Jednakowoż z jakiegoś powodu nie czerpię już tej samej radości z jej dobrych uczynków. Właściwie, gdy tak o tym pomyślę to nie widzę w nich głębszej korzyści, no bo co one takiego nam dają? No dobrze, występuje tu pewna zależność. Gdy człowiek czyni dobrze to jego Anioł Stróż się cieszy, ale właściwie dlaczego? Dlaczego tak jest? Nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy. Co niby skłoniło mnie do takich przemyśleń? Nigdy nad tym nie rozmyślałam, co powoduje u mnie tą radość. Im dłużej nad tym myślę, tym mniejszą odczuwam radość z dobrych uczynków mojej podopiecznej. I znowu te dziwne uczucie, które mi towarzyszyło w chwili, w której powiedziałam, że nie potrzebuję Ridiany ani Valerii. To było kłamstwo! Potrzebuję je. Tak bardzo teraz chcę, żeby tu były.
- Luv!- słyszę po chwili za sobą wołanie. Czyżby moje życzenie spełniło się szybciej niż myślę?
- Ridiana? Valeria?- niedowierzam
Obydwie podbiegają i zaczynają mnie tulić
- Luvi, nic ci nie jest?- pyta Rid odruchowo potrząsając moimi ramionami
- Nie, jest dobrze- uspokajam ją, a potem zakładam kosmyk włosów za ucho
- Słuchajcie, bo to nie jest tak, że was nie potrzebuję. Byłam na was zła, ale już mi minęło i.. no wiecie.. ja...-nie potrafiłam wydusić tego słowa
- Przyjmujemy twoje przeprosiny- dokończyła za mnie Val i uśmiechnęła się do mnie
- Słuchaj, Luv. Nie powinnam ci stawać na drodze do szczęścia- złapała mnie za dłonie- Fakt, jestem trochę przewrażliwiona na punkcie Rossa, bo nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia- wyznała- Ale.. uszanuję twoją decyzję, jeśli jesteś szczęśliwa- odparła
- Ja naprawdę kocham Rossa- westchnęłam
- Dlatego razem z Val postanowiłyśmy cię w tym wspierać- wtrąciła się Ridiana
- Rid, na poważnie? Mówiłaś, że..- przerwała jej Valeria
- Wiem co mówiłam. Po prostu wcześniej martwiłam się czy nic jej nie jest- przytuliła mnie do siebie- Ale teraz widzę, że jest cała i zdrowa- Rid pogłaskała mnie po głowie. Drażniło mnie trochę jej zachowanie
- Rid, możesz mnie puścić?- nalegałam
- Co? Ach, tak. Wybacz Luv- wypuściła mnie z uścisku- To.. jak tam z Rossem?- podrapała się po głowie
- Fantastycznie. Świetnie się dogadujemy. Wiedziałyście, że on pisze wiersze?
- Prawdziwy romantyk- rozmarzyła się Val. Spojrzałyśmy na nią
- No co?- spytała
- Przecież mówiłaś, że nie lubisz Rossa- upomniałam ją
- Bo nie lubię!- broniła się- Marzy mi się facet interesujący się poezją- dodała szybko. Zamyśliłam się i usiadłam na głazie
- Coś nie tak, Luv?- spytała Rydel dosiadając się do mnie
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu.. jesteśmy już ze sobą na tyle blisko, a jeszcze ani razu Ross nie przedstawił mnie swoim kumplom jako swoją narzeczoną, poza tym ani razu nie widziałam jego skrzydeł- dmuchnęłam w opadającą mi na czoło grzywkę- Rid, czy on się mnie wstydzi?- zaszkliły mi się oczy
- Jasne, że nie. Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie. Ma szczęście, że poznał właśnie ciebie- pocieszała mnie
- Serio tak myślisz?- uśmiechnęłam się lekko
- Ja tak nie myślę. Ja to wiem. Daj mu trochę czasu. Może w środku jest nieśmiały i nie ma tyle odwagi, by zrobić taki krok w swoim życiu- Ridiana poprawiła mi kołnierz
- Może i masz rację- przytuliłam przyjaciółkę- Ale kocham go i jestem w stanie zaakceptować go takiego jakim jest.
**********