POSTACIE

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 10.

Powoli podnoszę swoje ociężałe powieki, czuję ostry ból w plecach
- Co się stało?- pytam podnosząc się z miejsca. Syczę z bólu
- Straciłeś przytomność i spadłeś- słyszę głos Rokadamusa. Widzę jak się nade mną nachyla. Głowa mi pulsuje. Rozglądam się dookoła. Znajdujemy się na jakimś starym cmentarzu, a ja jestem na dachu jakiejś kaplicy. Nagle wszystko mi się przypomina. Więc, to jednak nie był sen. Serio ścigają mnie Anioły Śmierci! Słońce już wstało. Czuję rażące promienie na mojej twarzy. Nagle coś mi się przypomina
- Selena!- krzyczę do siebie wstając z miejsca i wzbijając się w powietrze
- Kto?- pyta Rocky i podąża za mną.
Wlatuję do kaplicy razem ze smugą światła, która przebija się przez dziurę w witrażu. Po chwili widzę ją. Jest dalej związana i podkurcza nogi tak, by światło słoneczne nie tknęło jej skóry. Nie ma się gdzie cofnąć. Szarpie się na wszystkie strony. Podchodzę do niej i rozwiązuję jej ręce, a następnie przytrzymuję ją. Przestaje się szarpać. Jest wdzięczna, że światło już nie sprawia jej bólu
- Idziesz z nami- mówię beznamiętnie nie puszczając jej rąk
- Niby jak? Słońce dopiero wstało. Czy ty chcesz mnie spalić żywcem?- syczy. Macham Rokadamusowi, by podszedł do mnie. Każę mu przytrzymać Selenę, a sam rozglądam się po pomieszczeniu. Zauważam jakiś gruby kawał materiału, który zwisa nad ołtarzem. Zrywam go gwałtownie i podaję Selenie
- Masz. Narzuć to na siebie- rozkazuję. Patrzy się na mnie przez chwilę, a potem wyrywa mi materiał z ręki i zarzuca go na głowę, a potem dokładnie się nim owija
- To cię powinno chronić przed słońcem- oznajmiam, a potem ponownie związuję jej ręce
- Gdzie idziemy?- pyta
- Ukryć się- odpowiadam wprost.
 Dziewczyna zaczyna się irytująco śmiać. Marszczę brwi
- O co ci chodzi?- pytam
- Przecież nie jestem w stanie latać w tym czymś- wskazuje na materiał, który okrywa jej plecy- A przedzieranie się przez ten las zajmie wieczność!- powoli analizuję to, co do mnie mówi
- O, cholera! Na śmierć zapomniałem!- mówię podenerwowany. Selena patrzy na mnie dziwnie. Dopiero po chwili stałem się świadom swoich słów. Odwracam wzrok i się zamyślam
- Rokadamusie- wskazuję palcem- Weź Selenę na ręce- chłopak podchodzi do ciemnowłosej i wykonuje moje polecenie
- Woah, jaka jesteś lekka- komentuje Rokadamus podnosząc Selenę.
- Musimy się spieszyć- dodaję rozprostowując skrzydła. Zaraz po mnie to samo robi brunet i oboje wylatujemy przez tą samą szparę w witrażu. Najpierw ja, a za mną Rokadamus z Seleną na rękach.
**********
Szybowałam chwilę po błękitnym niebie nad dachem starej dzwonnicy, a potem wleciałam do środka przez otwór, w którym był umieszczony ogromny dzwon pokryty rdzą. To tutaj chowam się wraz z Ridianą, no i Valerią. Przecisnęłam się przez ten wąski otwór, a potem stanęłam na nogach. Pomieszczenie ogarniała głucha cisza, gdy nagle poczułam, że ktoś do mnie podbiega i łapie od tyłu
- Luv, gdzie ty byłaś?- była to oczywiście Ridiana, która zachowywała się jakby nie widziała mnie pół wieku- Ja i Valeria martwiłyśmy się o ciebie!- kontynuowała. Spojrzałam na Val stojącą z boku z założonymi rękoma
- Chyba tylko ty- powiedziałam mimochodem
- Bo tylko jej na tobie zależy- syknęła Val
- Vally, Luvcia. Możecie się wreszcie uspokoić?- Rid przewróciła oczami
- Nazwałaś mnie Luvcia?/ Nazwałaś mnie Vally?- krzyknęłyśmy z Valerią jednocześnie
- Zachowujecie się jak dzieci, więc tak! Tak was właśnie nazwałam!- przytaknęła głową- Obydwie jesteście anielicami! Powinnyście się kochać, a nie zachowywać jak jakieś rozwrzeszczane dziewczynki!- skarciła nas
- Skoro już o tym mowa. Zauważ Rid, że ja i Luv zaczęłyśmy się kłócić odkąd "pan ładny" pojawił się w naszym życiu!- Valeria machnęła teatralnie ręką
- Nie zrzucaj winy na Rossa!- zwężyłam swoje piwne oczy
- Widzę, że ten przystojny demon nieźle namieszał ci w główce- prychnęła
- Słucham?! Jaki znowu demon?!- zezłościłam się. Val serio przegięła!
- No, bo- zaczęła Rid- Wydaje nam się, że Ross.. to demon- przygryzła wargę
- Tak strasznie nienawidzicie Rossa, że musicie go oczerniać?!- poczerwieniałam ze złości- I ty też, Rydel?- spojrzałam ze smutkiem na blondynkę
- Luv, to nie tak! Po prostu...- westchnęła- Ja cię chcę tylko chronić- spojrzałam na nią czule, jednak chwilę potem przymknęłam oczy i zacisnęłam pięści- Nie potrzebuję twojej ochrony!- wysyczałam, a potem spojrzałam na nią- Nie potrzebuję nikogo- Rydel stanęła jak wryta, a ja tak po prostu odwróciłam się od niej i poszłam. Przechodząc koło Val, popatrzyłam na nią kątem oka. Stała niewzruszona, toteż rozprostowałam skrzydła i zostawiłam je same. Jak one mogą oczerniać Rossa?! Jaki znowu demon?! Skoro tak stawiają sprawę to nie ma sensu się z nimi więcej zadawać! Nie chcę ich znać! O, matko! Czy ja naprawdę tak pomyślałam? Co się ze mną dzieje? Czuję, że rodzi się we mnie dziwne uczucie, którego jeszcze nie jestem w stanie odgadnąć. Może jednak powinnam wrócić do Rid i Val i je przeprosić? Nie! One nie zasłużyły na żadne przeprosiny! Co się ze mną dzieje? Czuję jak coś targa moją duszą na wszystkie strony!
**********
Jesteśmy w locie już od dobrych kilku minut. Wydawałoby się, że las nad którym lecimy nie ma końca. To zabawne, że śmiertelnicy jak do tej pory ani razu nie zauważyli szybujących nastolatków z czarnymi skrzydłami. Można stwierdzić, że ludzie to takie pośpieszne istoty. Każdy z nich żyje w ciągłym biegu, wszyscy dokądś zmierzają. Nikt nie pyta dlaczego. Nie mają nawet czasu spojrzeć w błękitne niebo, by zauważyć pewną niezgodność, pewien absurd. Ludzie ze skrzydłami? Nie. Istoty nie z tego świata. Szczerze mówiąc jak nie patrzeć, to ze strony śmiertelnika brzmi to jednak dziwnie. Chociaż ludzie wierzą we wszystko, co mogą zobaczyć, a tu nagle ktoś pewnego dnia im mówi, że jest taki ktoś jak Bóg i taki ktoś jak Szatan. Nie są w stanie ich zobaczyć, a jednak mają w nich wierzyć. Absurd dla człowieka! Wierzyć w coś, czego nie można zobaczyć ani dotknąć? A jednak. Ten ciągły popęd ze strony śmiertelników jest jednak dla nas plusem. Nikt nas nie zauważa, jeśli sami tego nie zechcemy i nikt nie zadaje nam zbędnych pytań, co tu robimy, czego chcemy?
Każdy z nich żyje w tym pośpiechu, no a co potem? Potem okazuje się, że ma przyjść po nas jakaś tajemnicza istota, która żąda naszej duszy, tylko nikt nie wie, kiedy i gdzie się zjawi. Śmierć jest jak przelotne złudzenie. Nie wierzysz w nią, póki nie przyjdzie i nie spojrzy ci w oczy. Chociaż nie wiem, czy nie jestem czasem pierwszą taką osobą, której przyszło nieść Śmierć na rękach. To zabawne, że widzisz piękną, młodą dziewczynę, a tak naprawdę masz styczność z istotą, która w każdej chwili jest w stanie odesłać cię do odchłani.
Jednak teraz Selena wydawała się taka bezbronna. Trzymałem ją na swoich rękach. Jej czarne kosmyki powiewały na wietrze. Twarz miała schowaną pod kapturem zrobionym z materiału, który Rademesus zabrał z kaplicy. Kurczliwie trzymała się tego okrycia swoimi długimi, chudymi palcami, ale robiła to tak żeby promienie słoneczne nie tknęły jej skóry. Jedynie co zostawało na wierzchu to jej obcasy, których stukot przyprawiał Rademesusa o ciarki.
Spojrzałem na niego. To on tworzył nam drogę. Wyglądał na zdesperowanego. Co chwilę zaczesywał do tyłu swoje włosy i obracał się do tyłu, by sprawdzić czy za nim lecimy. Czasami zerkał z nienawiścią na Selenę. Odruchowo przytuliłem ją mocniej do siebie. Nie miało w tej chwili dla mnie żadnego znaczenia, że przytulam do siebie Śmierć. W tej chwili była dla mnie zwykłą bezbronną dziewczyną uprowadzoną przez dwójkę demonów. No, w sumie przez jednego, bo to był plan Rademesusa. Nie poczuwałem się do roli oprawcy. Byłem bardziej kimś w rodzaju ubezwłasnowolnionego pracownika, gdzie funkcję despotycznego szefa pełnił Ross, i biada każdemu kto odważyłby mu się sprzeciwić.
Nareszcie udało nam się minąć ten wstrętny las. Byliśmy na prowincji. Wszędzie tylko pola i polne ścieżki. Rademesus rozejrzał się dookoła, a potem kiwnął, że mam lecieć za nim.
**********
Minęliśmy tę całą prowincję, a potem dostaliśmy się do jakiejś starej, opuszczonej miejscówki. Wylądowałem przy wejściu i zacząłem się rozglądać. Pusto dookoła. Bez wahania szarpnąłem za klamkę
- Cholera, zamknięte!- zaklnąłem pod nosem
- A czego się spodziewałeś, geniuszu- zaśmiał się Rokadamus lądując z Seleną na rękach. Ucichł, gdy tylko zmroziłem go spojrzeniem
- Lepiej zacznij kombinować jak wejdziemy do środka- zacząłem obchodzić budynek dookoła
- To proste. Wyważymy drzwi- odpowiedział
- Chyba chciałeś powiedzieć, że ty to zrobisz- splotłem ręce
- Dlaczego..
- Rób co do ciebie mówię!- krzyknąłem.
Nic nie powiedział, tylko westchnął po czym postawił Selenę na ziemi, a ja szybko złapałem ją za ramię i pociągnąłem w swoim kierunku. Rokadamus stanął przed drzwiami, po czym z całej siły je kopnął
- Ani drgnie!- zmachał się
- Spróbuj jeszcze raz!- zażądałem
Wziął podobny rozmach i tym razem drzwi otworzyły się bez większych przeszkód. Prychnąłem pod nosem
- Nie szło tak od razu?- wszedłem zadowolony do środka oddając mu w ręce Selenę.
On tylko przewrócił oczami
- A może byś tak powiedział " dziękuję "?
- Nie ma za co- wyszczerzyłem się.
Zazgrzytał zębami, a potem wszedł za mną. Zacząłem się rozglądać. Był tam jakiś stół bilardowy, jakaś lada, trochę krzeseł i stolików oraz zejście na dół
- Do piwnicy- wskazałem
Zeszliśmy niżej. Wszędzie ciemno. Zapaliłem światło
- Zostań na górze i pilnuj czy ktoś nie idzie- rzekłem do Rokadamusa, a potem podszedłem do Seleny i gwałtownie ściągnąłem z niej materiał zahaczając nim o związane nadgarstki dziewczyny
- Dziękuję za delikatność- wysyczała sarkastycznie
- Dziękuję za to, że próbowałaś mnie zabić- zmarszczyłem brwi
- Ja wypełniałam tylko swoją misję
- A ja ci tylko w niej przeszkodziłem- powiedziałem bezproblemowo
- No właśnie- oburzyła się- Rademesusie, nie jesteś w stanie uniknąć śmierci- powiedziała to spokojnie jak na nią
- Wiem to- westchnąłem. Tak głupio było przyznać jej rację, ale niestety ją miała. Wiedziałem jakie są konsekwencje moich działań, ale mimo wszystko nie wahałem się ich podjąć, by się ratować
- Więc, co zamierzasz zrobić?- spytała wyrywając mnie z zadumy
- Będę grał na zwłokę- odpowiedziałem po czym przywiązałem jej ręce do rury
- Jak długo zamierzasz mnie tu więzić?- spytała znowu tym spokojnym głosem, który wydawał mi się trochę za spokojny. Chciała uśpić moją uwagę? Nie wnikam
- Wystarczająco długo- rzuciłem na odczep i zakończyłem wiązanie ostatniego supła na linie. Łatwo poszło. Myślałem, że będzie ciężej. Odsunąłem się od niej. Dopiero teraz poruszyła rękami, by sprawdzić jak mocny jest węzeł. Westchnęła
- Słuchaj, a ty boisz się śmierci?- spojrzała na mnie z zaciekawieniem
- Dlaczego pytasz?
- No, bo.. mnie byłeś w stanie uwięzić, a przecież mam związek ze śmiercią, jednak ty się mnie nie boisz, więc dlaczego boisz się umrzeć?
- Nie boję się umrzeć- westchnąłem- Boję się tego co będzie dalej
- A co ma być?- spytała- Przecież w wielu przypadkach śmierć jest ucieczką od problemów- powiedziała bezproblemowo
- Nie w moim. Moja dusza byłaby skazana na wieczne potępienie. Czy nigdy nie byłaś świadoma skutków swoich działań?- próbowałem zachować spokój, mimo że byłem dobrze świadom tego co mówię
- Ja nie wiem. To moja pierwsza misja- wzruszyła niewinnie ramionami i popatrzyła mi w oczy
- Nikt ci nie powiedział jaki głębszy sens ma to co miałaś zrobić?
Pokiwała przecząco- Nie. Dostałam zadanie i kazali mi ruszać
- Kto ci kazał?- spytałem z niepokojem. W odpowiedzi otrzymałem milczenie
- Gadaj, słyszysz?!- podniosłem głos, jednak nic tym nie wskórałem. Wiedziałem też, że nic jej nie mogę zrobić, bo inaczej zlecą tu się jej mroczni bracia i dopiero będą kłopoty. Mimo wszystko postanowiłem spróbować jeszcze raz. Uklęknąłem koło niej
- Czy gdybym teraz pozwolił ci mnie zabić, powiedziałabyś mi kto ci to zlecił?- spytałem łagodniej
- Chcesz negocjować ze śmiercią? Mało sprytne nawet jak na ciebie, Rademesusie- odezwała się po chwili
- Skoro tak stawiasz sprawę to sobie tu trochę posiedzisz- powiedziałem ze złością i wyszedłem.
**********
Siedziałam na pomoście wymachując nogami. Byłam w dalszym ciągu wściekła na Rid i Val. Niespodziewanie ktoś przysiadł się koło mnie. Nie zdążyłam zobaczyć kto, bo owa postać zasłoniła mi oczy- Zgadnij- usłyszałam znajomy głos, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech- Ross!- wtuliłam się w niego,a po chwili posmutniałam- Pokłóciłam się z Rydel i Valerią- założył mi kosmyk włosów za ucho- Nie martw się. Nie wszyscy są w stanie zaakceptować nasze zdanie
- A myślałam, że mogę im ufać. Ależ byłam naiwna- rzuciłam w taflę wody kamieniem, który miałam przy sobie
- Nie mów tak. Nie jesteś naiwna-
- Więc, jaka jestem, ale tak według ciebie?- spytałam spoglądając na niego
- Jesteś moja- potrząsnął moim ramieniem ręką, którą mnie oplatał- Jesteś wyjątkowa, Luv. Nie zapominaj
- Wyjątkowa, bo twoja?- prychnęłam
- Polenizowałbym, ale z grzeczności ci przytaknę
Zaśmiałam się. Siedzieliśmy tak chwilę, gdy nagle Ross strącił naszą dwójkę do wody.
W pierwszej chwili myślałam, że oszalał. Nie dość, że było mi zimno, to jeszcze byłam mokra. Jednak, gdy poczułam jego gorące usta na moich od razu zrobiło mi się cieplej. Próbowałam zatracić się w tym pocałunku, jednak po chwili Ross złapał mnie za ramiona i zszedł razem ze mną pod wodę. Chwilę się miotałam, jednak on podpłynął bliżej i położył swoje ręce na mojej twarzy. Wówczas otworzyłam moje do tej pory zamknięte oczy i spojrzałam na jego twarz. Była trochę rozmazana, ale wystarczająco widoczna na tyle, że byłam w stanie dojrzeć uśmiech rysujący się na jego bladej twarzy. Nieco długie blond włosy były teraz śmiało noszone przez wodę. Rzucały się na wszystkie strony. Wydawałoby się, że ożyły. Dotyk jego dłoni mnie uspokajał. Nagle oderwał je od mojej twarzy i pociągnął mnie za rękę ku sobie. Teraz stykaliśmy się ciałami. Złapał mnie w talii i bezceremonialnie wpił mi się w usta. Zaczął mnie namiętnie całować. Z każdym muśnięciem robił charakterystyczny uścisk na mojej talii swoimi dłońmi. Chwilę potem, mimo że znajdowaliśmy się w wodzie poczułam jego mokry język na moich ustach. Przejechał nim delikatnie po mojej dolnej wardze. Dobrze wiedziałam czego oczekuje. Z resztą on był moim narzeczonym.

Jak mogłabym mu na to nie pozwolić? Delikatnie rozchyliłam usta dając mu dostęp. Zaraz potem znowu tonęliśmy w pocałunkach. Przejechał lekko palcami po moich plecach, by następnie wbić w nie swoje paznokcie. Woda stłumiła mój krzyk. On natomiast uśmiechnął się zawadziacko i przeniósł swoje usta na moją szyję i zaczął mnie po niej całować. Przysunęłam jego głowę bliżej, jednocześnie nakręcając na
palce końcówki jego włosów. Chwilo, trwaj! Chciałabym rzec, ale po chwili zrobiło mi się słabo, zaczynało brakować mi powietrza. Odepchnęłam od siebie Rossa. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale widząc moją pobladłą twarz szybko zorientował się o co chodzi. Wziął mnie w ramiona i wypłynął ze mną na powierzchnię. Wzięłam głęboki wdech, a potem zaczęłam kasłać nie puszczając się jego ramion
- Wszystko dobrze?- spytał
- Już tak- zrobiłam jeszcze jeden duży wdech, a potem przeszedł mnie dreszcz- Ross, zimno mi- powiedziałam ochrypniętym głosem
- Zaraz poczujesz się lepiej- pocałował mnie w czoło, a potem wziął na ręce i posadził na pomoście dosiadając się do mnie.
- Luv, ja nie chciałem- usłyszałam po chwili
- Nic się nie stało. Było warto- położyłam mu głowę na ramieniu
Nie czułam swoich kończyn, ale to była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Trwało to bardzo krótko, ale dla mnie była to cała wieczność. Wieczność spędzona przy Jego boku.
************
Nie chciałem utopić Luv, ale gdy siedzieliśmy na pomoście dostrzegłem Lanę idącą tą aleją. Daję głowę, że szukała właśnie mnie, ale nie mogła zobaczyć mnie z Laurą. Musiałem coś wykombinować. Niewiele myśląc, zepchnąłem nas z tego pomostu. Żeby Luv czasem nie wpadł do głowy pomysł się wynurzyć, zacząłem ją całować, a że jest w tym dobra jak na anielicę, szybko straciłem rachubę. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy odepchnęła mnie od siebie. Szybko spostrzegłem, że jest ledwo przytomna, toteż byłem zmuszony szybko ją wyciągnąć. Gdy Laura zaczęła oddychać z wielką ulgą, szybko rozglądnąłem się na boki czy Lany nie ma w pobliżu. Chwilę potem sam odetchnąłem z ulgą nie widząc nigdzie Lany. Posadziłem Luv na pomoście, a sam dosiadłem się do niej. Siedzieliśmy tak chwilę. Niespodziewanie Luavia złączyła nasze dłonie. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-------------------
Ok. Długo nie pisałam, dlatego chcę to wam wynagrodzić długim rozdziałem. Niestety teraz nie będę pisać zbyt często, bo mam sporo nauki. Liceum, a jak! X__X
Ale myślę, że zawsze coś tam zdążę napisać w międzyczasie i nie będzie to trwało wieczność. Oks, ja spadam odrabiać lekcje, byee x3








5 komentarzy:

  1. Super rozdział ♡
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Ross powoli zaczynał coś do niej czuć??

    OdpowiedzUsuń
  3. Super <3
    Rozdział jest zarąbisty, codziennie odwiedzałam bloga, aż wreszcie natknęłam się na next! :D
    Czekam na next i życzę weny !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojojoj Ross chyba wpada w pułapkę, którą sam zastawił ;)
    Rozdział boski <3 czekam na nexta i dalszy rozwój wydarzeń

    friend-or-lover-r5story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja cie!!! B-) rozdział boski. Mam ciary normalnie :-P czekam na Next :-*

    OdpowiedzUsuń