Uczucie, które w tej chwili mnie ogarniało wywołało dziwne ciepło w mojej klatce piersiowej. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Ona mi ufała. Ona naprawdę mi zaufała. Miałem przed nią wiele dziewczyn, ale było to coś w stylu wulkanu namiętności, który eksplodował, by następnie wygasnąć już na wieki. Taka jednorazowa przygoda. Luavia była inna. Może to właśnie fakt, że była anielicą nie pozwalał jej wyrzucić z siebie wszystkich emocji, które mogłaby przelać na mnie. To wszystko ulatniało się z niej powoli. Miarowo posuwała się coraz dalej. Stawała się coraz pewniejsza. Widać było, że czuła się z tym nieswojo. Momentalnie oderwała od mojej dłoni swoją, by chwilę później zalać się rumieńcem. To właśnie jej wewnętrzna nieśmiałość była w niej tak pociągająca. Wiedziałem, że to wszystko skończy się w chwili, gdy przeciągnę Luavię na złą stronę. Nie chciałem jednak kończyć tego zbyt szybko. Nie zdążyłem jej jeszcze dobrze poznać. Chcę to zrobić zanim ją rzucę i zostawię na lodzie.
**********
Wciąż nie mogę zapomnieć o Sarinie. Rozum podpowiada: "Daj sobie z nią spokój", jednak serce krzyczy: "Walcz o nią!". Co mam począć? Moje wszystkie myśli ukierunkowane są w jej stronę i jej pięknej twarzy o delikatnych rysach, pulchnych, czerwonych ustach, dużych oczach mieniących się w kolorach lazurowego wybrzeża, blond włosach z lekkim połyskiem, zgrabnej sylwetce. O, tak. Można ją kochać za całokształt. Jednak to nie jej uroda przyciąga mnie do niej jak magnes, a ten zniewalająco zmienny charakter, z którym uwielbiam mieć styczność. Sara od początku była inna. Taka niewinna. Można było przewidzieć, że i tak w końcu się nawróci. Ta szorstkość i kompletna znieczulica stanowiły tylko pozory maskujące jej wewnętrzną delikatność. Owszem, Sara jest silna psychicznie, ale to wszystko. Gdy czyniła zło to nie robiła tego z premedytacją. Była do tego zmuszana przez.. Rademesusa! Zacisnąłem pięści. Rozkochał w sobie Sarinę i doprowadził do jej upadku. To ON ją zniszczył, a teraz jeszcze bezczelnie poniżył! Za co? Za to, że wygarnęła mu prawdę na jego temat? Należało mu się! Czyżby prawda go zabolała i emocje wzięły górę? Ktoś też powinien mu tak kiedyś zniszczyć życie. Nie żałowałbym go. Zaśmiałem się w duchu. Nagle usłyszałem za sobą znajomy głos przypominający o swojej obecności. Obróciłem się do tyłu
- Lana?- nie ukrywałem zdziwienia
- Cześć, Rikardo. Umm.. widziałeś może Rademesusa? Nie mogę go znaleźć- powiedziała tym swoim spokojnym głosem rozglądając się dookoła.
Wzruszyłem ramionami i już szykowałem się do powiedzenia coś w stylu "Nie obchodzi mnie to, gdzie przebywa", ale byłem na niego tak wściekły, że wypaliłem znienacka
- Pewnie gdzieś się włóczy z tą swoją panienką- dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałem na głos. Lana z miejsca poczerwieniała
- Co?! Z jaką panienką?!- krzyknęła wściekła. Wydałem już Rossa, więc i tak czeka mnie pewna śmierć z jego rąk. Nie mam już nic do stracenia. Najpierw Ross ukatrupi mnie, a potem Lana jego. Mało tego jestem zły na niego w dalszym ciągu, więc dlaczego niby nie mam pomóc Lanie?
- Z jakąś Lau.. Laurą czy jakoś tak- odpowiedziałem po chwili
- Co to za szmata?! Jest demonicą ładniejszą ode mnie?!- wysyczała
- Ja tam nie wiem- wzruszyłem ramionami. Po namyśle wolałem się już bardziej nie pogrążać
- Zatłukę! Najpierw ją, a potem jego!- wrzeszczała- Zachciało mu się dziwek, tak?! O nie, kochanie! Tak się nie będziemy bawić! Chciałeś być ze mną, to ze mną bądź, do cholery!
- A to nie jest czasem tak, że to ty chcesz z nim być, a nie on z tobą?- wypaliłem
- Odszczekaj to!- zmierzyła mnie wzrokiem- Kocham Rossa, a on kocha mnie, rozumiesz?!- naskoczyła na mnie
- Z tego co wiem to on się nie wiąże, poza tym, gdyby naprawdę cię kochał to nie miałby innej
- No i wkrótce jej nie będzie miał!- zaśmiała się jak wariatka
- Wiem, że jesteś zdolna do wszystkiego, ale..
- To dobrze, że wiesz- przerwała mi, a potem rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Z tego będą jeszcze kłopoty. Coś tak czuję. Jestem świadom tego, że Lana urządzi tej dwójce istne piekło na ziemi. No chyba, że uprzednio Ross znajdzie jakąś dobrą wymówkę.
**********
- O, matko! Co tu począć?- Ridiana od dłuższego czasu kręciła się po pomieszczeniu. Tam i z powrotem. Działało mi to na nerwy. W końcu nie wytrzymałam
- Rid, przestań kursować i powiedz o co chodzi- powiedziałam z nieukrytą irytacją. Słysząc to przystanęła na chwilę i spojrzała na mnie
- Jak to o co chodzi? Słyszałaś co powiedziała Luv? Ona nas nie potrzebuje!- wypaliła w końcu
- No i co się przejmujesz? Spali się na tym swoim chłoptasiu jeden raz, drugi raz i wróci- zakpiłam zakładając nogę na nogę
- Val, ty chyba nie rozumiesz. To nie było takie "nie potrzebuję was, bo się obraziłam", to było takie "nie potrzebuję was, bo... bo was nie potrzebuję"!- zaniepokoiła się
- Rid, twój tok myślenia mnie powala- powiedziałam spokojnie
- Val, skup się! Wiesz o co mi chodzi!- zbeształa mnie- A co jak nasza mała Luvi jest w niebezpieczeństwie?- zaniepokoiła się jeszcze bardziej- Może Ross jest faktycznie demonem? Val, ja nie chcę, by Luv przeszła na ciemną stronę!- zaczęła potrząsać mymi ramionami
- Rid, weź przestań! Ross wcale nie musi być demonem. Fakt, jest trochę mroczny. Zbyt mroczny- podniosłam jedną brew- Ale powiedziałam tak tylko po to, by zniechęcić Luavię do Rossa. Po prostu myślę, że on nie jest dla niej idealny. Niepokoi mnie trochę jego zaufanie, no i ubiór. Chociaż muszę przyznać, że jest zabójczo przystojny- nieświadomie zrobiłam minę marzycielki
- Val, czy on ci się podoba?- Ridiana wyszczerzyła się do mnie
- W sensie, że Ross? - zdziwiłam się- Jasne, że nie. Okej, wiem, że brzmiałam trochę dziwnie przez chwilę, ale chciałam ci dać do zrozumienia, że może zbyt powierzchownie go potraktowałam. Dajmy się mu wykazać!- mimowolnie się uśmiechnęłam
- Czy ty na głowę upadłaś?! Z tego co pamiętam, to ty najbardziej byłaś przeciwna tej znajomości! Co się stało z tamtą Valerią? - wybuchnęła- Jasne, dajmy mu się wykazać! Niech zaciągnie Luv w jakiś ciemny zaułek i zgwałci! Czy wtedy będziesz zadowolona?!
- Rid, za bardzo dramatyzujesz- uspokajałam ją. To była pierwsza taka sytuacja, w której to ja musiałam panować nad sytuacją
- Ja dramatyzuję?! Przypominam ci, że to ty kazałaś Luv odseparować się od tego chłopaka!- splotła ręce- Gdybyś tak na nią nie naskoczyła to może teraz nie uciekałaby od nas!- kontynuowała. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam znaleźć sensownej odpowiedzi
- Ja..- westchnęłam- Może powinnyśmy jej poszukać
Ridiana spojrzała na mnie z lekką ulgą i jedynie skinęła głową.
**********
Luavia przystępuje z nogi na nogę idąc wąskim pasem oddzielającym drogę od zatoki. Kurczliwie trzyma się mojej dłoni. Powierza mi odpowiedzialność nad sobą. Ma tę świadomość, że gdybym puścił jej rękę to wpadłaby do wody. Ufa mi. To ja jestem jej przewodnikiem. Również kultowym. Daje mi się prowadzić nie tylko przez ten wąski mur. Trochę rozbraja mnie jej naiwność, ale w końcu o to mi chodziło. Póki co, nie mogę złamać jej zaufania do mnie.
Spojrzałem na Luv. Na jej twarzy widzę pełne skupienie, zaciska mocniej dłoń w dalszym ciągu krocząc przed siebie. Wiatr okrywa jej twarz pojedyńczymi kosmykami, a ona niesfornie odgarnia je drugą ręką. Zauważa, że się jej przypatruję. Wysyła mi niewinny uśmieszek. Nagle traci równowagę i ląduje w moich ramionach. Przytulam ją mocniej. Chwilę potem się wyrywa i znowu wchodzi na ten murek nie puszczając mojej ręki. Idzie tak przez chwilę, a potem łapię ją w talii i okręcam kilka razy dookoła
- Ej, co ty robisz?- oburza się
- Trudno utrzymać równowagę, gdy nie można sobie pomagać skrzydełkami, co Luv?- śmieję się
- Ciiii, bo jeszcze ktoś usłyszy- karci mnie, a potem obejmuje, gdy odkładam ją z powrotem
- I zorientuje się, że jesteś aniołem- prycham
- Ross!- natychmiastowo mnie puszcza klepiąc lekko w ramię
- No, dobrze. Już- uspokajam ją
- No- przytula się z powrotem
- Albo gorzej. Pomyśli, że jesteś demonem- zacząłem się śmiać
- Ross!- sprzedaje mi kuśtańca w bok- Mów tak dalej, a na kolejny spacer pójdziesz sam- grozi mi palcem
- A co jak ktoś się spyta, gdzie podziały się twoje różki i widełki?- znowu wybucham śmiechem
- Powiem, że Ross mi je ukradł- odpowiada złośliwie
- Nie wiedziałem, że w tamtym wcieleniu byłaś diabełkiem- znowu ją prowokuję. Przewraca oczami- A znasz jakieś fajne diabelskie sztuczki?- kontynuuję
- Okej, dosyć tego!- odpycha mnie od siebie i robi kilka kroków przede mną
- Laura, amore mio!- wołam za nią
- Nie wyskakuj mi tu z "amore mio"! Chcesz zobaczyć diabelską sztuczkę? To patrz jak znikam z twoich oczu!- mówi obrażona, a potem przyspiesza kroku
- Nie obrażaj się! To były tylko żarty!- próbuję zrównać nasze kroki
- Bardzo głupie żarty- komentuje oschłym głosem i obraca głowę w bok, gdy stoję przy niej
- Kochanie, już nie będę- oplatam ją ramieniem
- Obiecujesz?- pyta spoglądając na mnie niepewnie
- Będę się starał, dobrze?- przez myśl, by mi nie przeszło składać komuś tak błachą obietnicę
- Niech ci będzie. Wybaczam ci- po raz kolejny się we mnie wtula
- Ale serio byłabyś seksowną demonicą- uśmiecham się na samą myśl wiele ryzykując
- Ross, znowu zaczynasz?- pyta
- Tym razem to nie było dogadywanie, tylko myśl wypowiedziana na głos- odpowiadam szybko
- Zachowaj takie myśli dla siebie- mruknęła
- Nie poradzę na to, że lubię dużo gadać- wzruszyłem niewinnie ramionami
- To skoro tak lubisz gadać, to powiedz mi coś, czego nie wiem o tobie- splotła ręce wyczekując odpowiedzi. Zaskoczyła mnie tym pytaniem
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz- powiedziałem zgodnie z prawdą
- Na przykład?- ciągnęła. Oboje przystanęliśmy, by usiąść na ławce. Zamyśliłem się. Nie mogę jej powiedzieć prosto z mostu, że jestem demonem. Muszę wymyślić coś innego
- Kiedyś pisałem wiersze- wypaliłem. Podniosła jedną brew
- Naprawdę? - spojrzała na mnie z delikatnym niedowierzaniem. Skinąłem lekko głową.
- No, a..- odchrząknęła- No wiesz.. mógłbyś mi je pokazać?- spytała niepewnie. Jej pytanie przyniosło mi niemiłe wspomnienia
- Nie mogę- spuściłem głowę
- Co? Dlaczego? Nie będę się przecież śmiać- zapewniała. Zauważyła, że mówię całkiem poważnie
- To nie o to chodzi- wytłumaczyłem szybko- Po prostu.. pewnego dnia miałem je przed sobą wszystkie, no i nagle stwierdziłem, że tak naprawdę są tylko złym odzwierciedleniem ludzkiej rzeczywistości, a nawet egzystencji. A czym jest ludzka egzystencja? Tak naprawdę niczym. Przecież ludzkie życie można porównać do takiej klepsydry, z której piasek zaczyna się przesypywać w dół w chwili narodzin, a gdy ostatnie ziarenko tego piasku opuści górną część klepsydry, życie dobiega końca. Nad czym tu się zastanawiać? Jest początek i koniec, alfa i omega. Nie ma tu miejsca na czas cykliczny. Ludzka egzystencja jest czasem linearnym. Wszystko zmierza ku końcu. Wiesz co jest absurdalne? To ludzie piszą historię, ale niewielu z nich wpadło na to, że to Biblia zawiera jej zakończenie. Dobrze wiemy ku czemu to zmierza, mimo wszystko ludzie wolą żyć bez tej świadomości. Wszystko to co teraz mają jest takie ulotne i kruche. Młodość przemija wraz z urodą. Po wszystkim zostają tylko prochy. To właśnie spotkało moje wiersze- skończyłem swój monolog
- Spaliłeś je?- spytała będąc w lekkim szoku
- Jestem artystycznym pogożelcem- westchnąłem
- To smutne- dodała
- Nawet bardzo. Zwykle pocieszam się myślą, że w naszym przypadku nie musimy się przejmować upływem czasu. Przeżywamy czas cykliczny w przeciwieństwie do śmiertelników. Jesteśmy jak powtórka z lekcji historii. My przeżywamy kolejne epoki, a życie biegnie dalej, mimo że nie widzimy znaczącej różnicy, chociaż ostatnim czasem doszukuję się coraz więcej podobieństw. Przeznaczenie jest jak wyrok, od którego nie ma ucieczki- w tym momencie przypomniałem sobie o Aniele Śmierci, który pragnie odebrać mi życie. Zostałem opieczętowany. To jest jak znamię, którego nie można się pozbyć. Można jedynie próbować je czymś zakryć i udawać, że wszystko w porządku
- Do czego zmierzasz?- pyta wyrywając mnie z kontekstu
- Nie przejmuj się. To tylko puste myśli rzucone na wiatr- uspokajam ją
- Przecież każdej myśli odpowiada jakieś szersze rozwinięcie. Co masz na myśli mówiąc, że przeznaczenie jest jak wyrok bez odwrotu?- pyta wprowadzając mnie w zakłopotanie
- A czy można zmienić swoje przeznaczenie?- odpowiadam pytaniem na pytanie
- No, nie- stwierdza
- Więc, zgodzisz się, że jest to jak wyrok bez odwrotu?- upewniam się
- Teraz rozumiem- kiwa głową, a ja robię niedosłyszalnie odetchnąłem z ulgą, ponieważ jakoś udało mi się wybrnąć z sytuacji. Idziemy chwilę w milczeniu
- Odnośnie ludzi- odzywa się po chwili Luv- Chyba muszę wracać do Emily. Dziecko powinno mieć anioła stróża nieustannie, a nie okresowo przy sobie- chciałem coś powiedzieć, ale zamiast tego odparłem jedynie
- Leć, jeśli musisz-robi skinięcie głową, a potem odwraca się w przeciwnym kierunku. Innym razem namówię Luavię do czynienia zła. Na razie jest zdezorientowana i potrzebuje czasu, by oswoić się z nową sytuacją. Moja natarczywość mogłaby wzbudzić u niej pewne podejrzenia. Lepiej nie ryzykować. Do wszystkiego trzeba podchodzić powoli
- A i Ross- odwraca się jeszcze do mnie- Wiersze wcale nie są złym odzwierciedleniem rzeczywistości, jeśli masz szersze pojęcie i wiesz dokładnie o czym chcesz napisać. To są według mnie takie nieuchwytne momenty, którym zwykle nie poświęca się uwagi, a opisane bardzo drobiazgowo dopiero po przeczytaniu wzbudzają w nas konkretne emocje. Jeśli lubisz pisać, nie odrzucaj tego, ponieważ to właśnie jest sposób w jaki siebie wyrażasz- uśmiecha się do mnie, a potem ochodzi. Odwzajemniam szybko uśmiech. To, co powiedziała Luv wzbudziło u mnie nowe perspektywy na świat. Włożyłem ręce do kieszeni, a potem jeszcze chwilę patrzyłem jak Luv powoli się ode mnie oddala. Gdy całkowicie straciłem ją z oczu, odwróciłem się i ujrzałem kogoś, kto nie wywołał zbytnio uśmiechu na mojej twarzy. Wręcz przeciwnie. Jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, uśmiech zniknął mi z twarzy.
▼
POSTACIE
▼
poniedziałek, 20 października 2014
czwartek, 16 października 2014
Rozdział 10.
Powoli podnoszę swoje ociężałe powieki, czuję ostry ból w plecach
- Co się stało?- pytam podnosząc się z miejsca. Syczę z bólu
- Straciłeś przytomność i spadłeś- słyszę głos Rokadamusa. Widzę jak się nade mną nachyla. Głowa mi pulsuje. Rozglądam się dookoła. Znajdujemy się na jakimś starym cmentarzu, a ja jestem na dachu jakiejś kaplicy. Nagle wszystko mi się przypomina. Więc, to jednak nie był sen. Serio ścigają mnie Anioły Śmierci! Słońce już wstało. Czuję rażące promienie na mojej twarzy. Nagle coś mi się przypomina
- Selena!- krzyczę do siebie wstając z miejsca i wzbijając się w powietrze
- Kto?- pyta Rocky i podąża za mną.
Wlatuję do kaplicy razem ze smugą światła, która przebija się przez dziurę w witrażu. Po chwili widzę ją. Jest dalej związana i podkurcza nogi tak, by światło słoneczne nie tknęło jej skóry. Nie ma się gdzie cofnąć. Szarpie się na wszystkie strony. Podchodzę do niej i rozwiązuję jej ręce, a następnie przytrzymuję ją. Przestaje się szarpać. Jest wdzięczna, że światło już nie sprawia jej bólu
- Idziesz z nami- mówię beznamiętnie nie puszczając jej rąk
- Niby jak? Słońce dopiero wstało. Czy ty chcesz mnie spalić żywcem?- syczy. Macham Rokadamusowi, by podszedł do mnie. Każę mu przytrzymać Selenę, a sam rozglądam się po pomieszczeniu. Zauważam jakiś gruby kawał materiału, który zwisa nad ołtarzem. Zrywam go gwałtownie i podaję Selenie
- Masz. Narzuć to na siebie- rozkazuję. Patrzy się na mnie przez chwilę, a potem wyrywa mi materiał z ręki i zarzuca go na głowę, a potem dokładnie się nim owija
- To cię powinno chronić przed słońcem- oznajmiam, a potem ponownie związuję jej ręce
- Gdzie idziemy?- pyta
- Ukryć się- odpowiadam wprost.
Dziewczyna zaczyna się irytująco śmiać. Marszczę brwi
- O co ci chodzi?- pytam
- Przecież nie jestem w stanie latać w tym czymś- wskazuje na materiał, który okrywa jej plecy- A przedzieranie się przez ten las zajmie wieczność!- powoli analizuję to, co do mnie mówi
- O, cholera! Na śmierć zapomniałem!- mówię podenerwowany. Selena patrzy na mnie dziwnie. Dopiero po chwili stałem się świadom swoich słów. Odwracam wzrok i się zamyślam
- Rokadamusie- wskazuję palcem- Weź Selenę na ręce- chłopak podchodzi do ciemnowłosej i wykonuje moje polecenie
- Woah, jaka jesteś lekka- komentuje Rokadamus podnosząc Selenę.
- Musimy się spieszyć- dodaję rozprostowując skrzydła. Zaraz po mnie to samo robi brunet i oboje wylatujemy przez tą samą szparę w witrażu. Najpierw ja, a za mną Rokadamus z Seleną na rękach.
**********
Szybowałam chwilę po błękitnym niebie nad dachem starej dzwonnicy, a potem wleciałam do środka przez otwór, w którym był umieszczony ogromny dzwon pokryty rdzą. To tutaj chowam się wraz z Ridianą, no i Valerią. Przecisnęłam się przez ten wąski otwór, a potem stanęłam na nogach. Pomieszczenie ogarniała głucha cisza, gdy nagle poczułam, że ktoś do mnie podbiega i łapie od tyłu
- Luv, gdzie ty byłaś?- była to oczywiście Ridiana, która zachowywała się jakby nie widziała mnie pół wieku- Ja i Valeria martwiłyśmy się o ciebie!- kontynuowała. Spojrzałam na Val stojącą z boku z założonymi rękoma
- Chyba tylko ty- powiedziałam mimochodem
- Bo tylko jej na tobie zależy- syknęła Val
- Vally, Luvcia. Możecie się wreszcie uspokoić?- Rid przewróciła oczami
- Nazwałaś mnie Luvcia?/ Nazwałaś mnie Vally?- krzyknęłyśmy z Valerią jednocześnie
- Zachowujecie się jak dzieci, więc tak! Tak was właśnie nazwałam!- przytaknęła głową- Obydwie jesteście anielicami! Powinnyście się kochać, a nie zachowywać jak jakieś rozwrzeszczane dziewczynki!- skarciła nas
- Skoro już o tym mowa. Zauważ Rid, że ja i Luv zaczęłyśmy się kłócić odkąd "pan ładny" pojawił się w naszym życiu!- Valeria machnęła teatralnie ręką
- Nie zrzucaj winy na Rossa!- zwężyłam swoje piwne oczy
- Widzę, że ten przystojny demon nieźle namieszał ci w główce- prychnęła
- Słucham?! Jaki znowu demon?!- zezłościłam się. Val serio przegięła!
- No, bo- zaczęła Rid- Wydaje nam się, że Ross.. to demon- przygryzła wargę
- Tak strasznie nienawidzicie Rossa, że musicie go oczerniać?!- poczerwieniałam ze złości- I ty też, Rydel?- spojrzałam ze smutkiem na blondynkę
- Luv, to nie tak! Po prostu...- westchnęła- Ja cię chcę tylko chronić- spojrzałam na nią czule, jednak chwilę potem przymknęłam oczy i zacisnęłam pięści- Nie potrzebuję twojej ochrony!- wysyczałam, a potem spojrzałam na nią- Nie potrzebuję nikogo- Rydel stanęła jak wryta, a ja tak po prostu odwróciłam się od niej i poszłam. Przechodząc koło Val, popatrzyłam na nią kątem oka. Stała niewzruszona, toteż rozprostowałam skrzydła i zostawiłam je same. Jak one mogą oczerniać Rossa?! Jaki znowu demon?! Skoro tak stawiają sprawę to nie ma sensu się z nimi więcej zadawać! Nie chcę ich znać! O, matko! Czy ja naprawdę tak pomyślałam? Co się ze mną dzieje? Czuję, że rodzi się we mnie dziwne uczucie, którego jeszcze nie jestem w stanie odgadnąć. Może jednak powinnam wrócić do Rid i Val i je przeprosić? Nie! One nie zasłużyły na żadne przeprosiny! Co się ze mną dzieje? Czuję jak coś targa moją duszą na wszystkie strony!
**********
Jesteśmy w locie już od dobrych kilku minut. Wydawałoby się, że las nad którym lecimy nie ma końca. To zabawne, że śmiertelnicy jak do tej pory ani razu nie zauważyli szybujących nastolatków z czarnymi skrzydłami. Można stwierdzić, że ludzie to takie pośpieszne istoty. Każdy z nich żyje w ciągłym biegu, wszyscy dokądś zmierzają. Nikt nie pyta dlaczego. Nie mają nawet czasu spojrzeć w błękitne niebo, by zauważyć pewną niezgodność, pewien absurd. Ludzie ze skrzydłami? Nie. Istoty nie z tego świata. Szczerze mówiąc jak nie patrzeć, to ze strony śmiertelnika brzmi to jednak dziwnie. Chociaż ludzie wierzą we wszystko, co mogą zobaczyć, a tu nagle ktoś pewnego dnia im mówi, że jest taki ktoś jak Bóg i taki ktoś jak Szatan. Nie są w stanie ich zobaczyć, a jednak mają w nich wierzyć. Absurd dla człowieka! Wierzyć w coś, czego nie można zobaczyć ani dotknąć? A jednak. Ten ciągły popęd ze strony śmiertelników jest jednak dla nas plusem. Nikt nas nie zauważa, jeśli sami tego nie zechcemy i nikt nie zadaje nam zbędnych pytań, co tu robimy, czego chcemy?
Każdy z nich żyje w tym pośpiechu, no a co potem? Potem okazuje się, że ma przyjść po nas jakaś tajemnicza istota, która żąda naszej duszy, tylko nikt nie wie, kiedy i gdzie się zjawi. Śmierć jest jak przelotne złudzenie. Nie wierzysz w nią, póki nie przyjdzie i nie spojrzy ci w oczy. Chociaż nie wiem, czy nie jestem czasem pierwszą taką osobą, której przyszło nieść Śmierć na rękach. To zabawne, że widzisz piękną, młodą dziewczynę, a tak naprawdę masz styczność z istotą, która w każdej chwili jest w stanie odesłać cię do odchłani.
Jednak teraz Selena wydawała się taka bezbronna. Trzymałem ją na swoich rękach. Jej czarne kosmyki powiewały na wietrze. Twarz miała schowaną pod kapturem zrobionym z materiału, który Rademesus zabrał z kaplicy. Kurczliwie trzymała się tego okrycia swoimi długimi, chudymi palcami, ale robiła to tak żeby promienie słoneczne nie tknęły jej skóry. Jedynie co zostawało na wierzchu to jej obcasy, których stukot przyprawiał Rademesusa o ciarki.
Spojrzałem na niego. To on tworzył nam drogę. Wyglądał na zdesperowanego. Co chwilę zaczesywał do tyłu swoje włosy i obracał się do tyłu, by sprawdzić czy za nim lecimy. Czasami zerkał z nienawiścią na Selenę. Odruchowo przytuliłem ją mocniej do siebie. Nie miało w tej chwili dla mnie żadnego znaczenia, że przytulam do siebie Śmierć. W tej chwili była dla mnie zwykłą bezbronną dziewczyną uprowadzoną przez dwójkę demonów. No, w sumie przez jednego, bo to był plan Rademesusa. Nie poczuwałem się do roli oprawcy. Byłem bardziej kimś w rodzaju ubezwłasnowolnionego pracownika, gdzie funkcję despotycznego szefa pełnił Ross, i biada każdemu kto odważyłby mu się sprzeciwić.
Nareszcie udało nam się minąć ten wstrętny las. Byliśmy na prowincji. Wszędzie tylko pola i polne ścieżki. Rademesus rozejrzał się dookoła, a potem kiwnął, że mam lecieć za nim.
**********
Minęliśmy tę całą prowincję, a potem dostaliśmy się do jakiejś starej, opuszczonej miejscówki. Wylądowałem przy wejściu i zacząłem się rozglądać. Pusto dookoła. Bez wahania szarpnąłem za klamkę
- Cholera, zamknięte!- zaklnąłem pod nosem
- A czego się spodziewałeś, geniuszu- zaśmiał się Rokadamus lądując z Seleną na rękach. Ucichł, gdy tylko zmroziłem go spojrzeniem
- Lepiej zacznij kombinować jak wejdziemy do środka- zacząłem obchodzić budynek dookoła
- To proste. Wyważymy drzwi- odpowiedział
- Chyba chciałeś powiedzieć, że ty to zrobisz- splotłem ręce
- Dlaczego..
- Rób co do ciebie mówię!- krzyknąłem.
Nic nie powiedział, tylko westchnął po czym postawił Selenę na ziemi, a ja szybko złapałem ją za ramię i pociągnąłem w swoim kierunku. Rokadamus stanął przed drzwiami, po czym z całej siły je kopnął
- Ani drgnie!- zmachał się
- Spróbuj jeszcze raz!- zażądałem
Wziął podobny rozmach i tym razem drzwi otworzyły się bez większych przeszkód. Prychnąłem pod nosem
- Nie szło tak od razu?- wszedłem zadowolony do środka oddając mu w ręce Selenę.
On tylko przewrócił oczami
- A może byś tak powiedział " dziękuję "?
- Nie ma za co- wyszczerzyłem się.
Zazgrzytał zębami, a potem wszedł za mną. Zacząłem się rozglądać. Był tam jakiś stół bilardowy, jakaś lada, trochę krzeseł i stolików oraz zejście na dół
- Do piwnicy- wskazałem
Zeszliśmy niżej. Wszędzie ciemno. Zapaliłem światło
- Zostań na górze i pilnuj czy ktoś nie idzie- rzekłem do Rokadamusa, a potem podszedłem do Seleny i gwałtownie ściągnąłem z niej materiał zahaczając nim o związane nadgarstki dziewczyny
- Dziękuję za delikatność- wysyczała sarkastycznie
- Dziękuję za to, że próbowałaś mnie zabić- zmarszczyłem brwi
- Ja wypełniałam tylko swoją misję
- A ja ci tylko w niej przeszkodziłem- powiedziałem bezproblemowo
- No właśnie- oburzyła się- Rademesusie, nie jesteś w stanie uniknąć śmierci- powiedziała to spokojnie jak na nią
- Wiem to- westchnąłem. Tak głupio było przyznać jej rację, ale niestety ją miała. Wiedziałem jakie są konsekwencje moich działań, ale mimo wszystko nie wahałem się ich podjąć, by się ratować
- Więc, co zamierzasz zrobić?- spytała wyrywając mnie z zadumy
- Będę grał na zwłokę- odpowiedziałem po czym przywiązałem jej ręce do rury
- Jak długo zamierzasz mnie tu więzić?- spytała znowu tym spokojnym głosem, który wydawał mi się trochę za spokojny. Chciała uśpić moją uwagę? Nie wnikam
- Wystarczająco długo- rzuciłem na odczep i zakończyłem wiązanie ostatniego supła na linie. Łatwo poszło. Myślałem, że będzie ciężej. Odsunąłem się od niej. Dopiero teraz poruszyła rękami, by sprawdzić jak mocny jest węzeł. Westchnęła
- Słuchaj, a ty boisz się śmierci?- spojrzała na mnie z zaciekawieniem
- Dlaczego pytasz?
- No, bo.. mnie byłeś w stanie uwięzić, a przecież mam związek ze śmiercią, jednak ty się mnie nie boisz, więc dlaczego boisz się umrzeć?
- Nie boję się umrzeć- westchnąłem- Boję się tego co będzie dalej
- A co ma być?- spytała- Przecież w wielu przypadkach śmierć jest ucieczką od problemów- powiedziała bezproblemowo
- Nie w moim. Moja dusza byłaby skazana na wieczne potępienie. Czy nigdy nie byłaś świadoma skutków swoich działań?- próbowałem zachować spokój, mimo że byłem dobrze świadom tego co mówię
- Ja nie wiem. To moja pierwsza misja- wzruszyła niewinnie ramionami i popatrzyła mi w oczy
- Nikt ci nie powiedział jaki głębszy sens ma to co miałaś zrobić?
Pokiwała przecząco- Nie. Dostałam zadanie i kazali mi ruszać
- Kto ci kazał?- spytałem z niepokojem. W odpowiedzi otrzymałem milczenie
- Gadaj, słyszysz?!- podniosłem głos, jednak nic tym nie wskórałem. Wiedziałem też, że nic jej nie mogę zrobić, bo inaczej zlecą tu się jej mroczni bracia i dopiero będą kłopoty. Mimo wszystko postanowiłem spróbować jeszcze raz. Uklęknąłem koło niej
- Czy gdybym teraz pozwolił ci mnie zabić, powiedziałabyś mi kto ci to zlecił?- spytałem łagodniej
- Chcesz negocjować ze śmiercią? Mało sprytne nawet jak na ciebie, Rademesusie- odezwała się po chwili
- Skoro tak stawiasz sprawę to sobie tu trochę posiedzisz- powiedziałem ze złością i wyszedłem.
**********
Siedziałam na pomoście wymachując nogami. Byłam w dalszym ciągu wściekła na Rid i Val. Niespodziewanie ktoś przysiadł się koło mnie. Nie zdążyłam zobaczyć kto, bo owa postać zasłoniła mi oczy- Zgadnij- usłyszałam znajomy głos, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech- Ross!- wtuliłam się w niego,a po chwili posmutniałam- Pokłóciłam się z Rydel i Valerią- założył mi kosmyk włosów za ucho- Nie martw się. Nie wszyscy są w stanie zaakceptować nasze zdanie
- A myślałam, że mogę im ufać. Ależ byłam naiwna- rzuciłam w taflę wody kamieniem, który miałam przy sobie
- Nie mów tak. Nie jesteś naiwna-
- Więc, jaka jestem, ale tak według ciebie?- spytałam spoglądając na niego
- Jesteś moja- potrząsnął moim ramieniem ręką, którą mnie oplatał- Jesteś wyjątkowa, Luv. Nie zapominaj
- Wyjątkowa, bo twoja?- prychnęłam
- Polenizowałbym, ale z grzeczności ci przytaknę
Zaśmiałam się. Siedzieliśmy tak chwilę, gdy nagle Ross strącił naszą dwójkę do wody.
W pierwszej chwili myślałam, że oszalał. Nie dość, że było mi zimno, to jeszcze byłam mokra. Jednak, gdy poczułam jego gorące usta na moich od razu zrobiło mi się cieplej. Próbowałam zatracić się w tym pocałunku, jednak po chwili Ross złapał mnie za ramiona i zszedł razem ze mną pod wodę. Chwilę się miotałam, jednak on podpłynął bliżej i położył swoje ręce na mojej twarzy. Wówczas otworzyłam moje do tej pory zamknięte oczy i spojrzałam na jego twarz. Była trochę rozmazana, ale wystarczająco widoczna na tyle, że byłam w stanie dojrzeć uśmiech rysujący się na jego bladej twarzy. Nieco długie blond włosy były teraz śmiało noszone przez wodę. Rzucały się na wszystkie strony. Wydawałoby się, że ożyły. Dotyk jego dłoni mnie uspokajał. Nagle oderwał je od mojej twarzy i pociągnął mnie za rękę ku sobie. Teraz stykaliśmy się ciałami. Złapał mnie w talii i bezceremonialnie wpił mi się w usta. Zaczął mnie namiętnie całować. Z każdym muśnięciem robił charakterystyczny uścisk na mojej talii swoimi dłońmi. Chwilę potem, mimo że znajdowaliśmy się w wodzie poczułam jego mokry język na moich ustach. Przejechał nim delikatnie po mojej dolnej wardze. Dobrze wiedziałam czego oczekuje. Z resztą on był moim narzeczonym.
Jak mogłabym mu na to nie pozwolić? Delikatnie rozchyliłam usta dając mu dostęp. Zaraz potem znowu tonęliśmy w pocałunkach. Przejechał lekko palcami po moich plecach, by następnie wbić w nie swoje paznokcie. Woda stłumiła mój krzyk. On natomiast uśmiechnął się zawadziacko i przeniósł swoje usta na moją szyję i zaczął mnie po niej całować. Przysunęłam jego głowę bliżej, jednocześnie nakręcając na
palce końcówki jego włosów. Chwilo, trwaj! Chciałabym rzec, ale po chwili zrobiło mi się słabo, zaczynało brakować mi powietrza. Odepchnęłam od siebie Rossa. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale widząc moją pobladłą twarz szybko zorientował się o co chodzi. Wziął mnie w ramiona i wypłynął ze mną na powierzchnię. Wzięłam głęboki wdech, a potem zaczęłam kasłać nie puszczając się jego ramion
- Wszystko dobrze?- spytał
- Już tak- zrobiłam jeszcze jeden duży wdech, a potem przeszedł mnie dreszcz- Ross, zimno mi- powiedziałam ochrypniętym głosem
- Zaraz poczujesz się lepiej- pocałował mnie w czoło, a potem wziął na ręce i posadził na pomoście dosiadając się do mnie.
- Luv, ja nie chciałem- usłyszałam po chwili
- Nic się nie stało. Było warto- położyłam mu głowę na ramieniu
Nie czułam swoich kończyn, ale to była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Trwało to bardzo krótko, ale dla mnie była to cała wieczność. Wieczność spędzona przy Jego boku.
************
Nie chciałem utopić Luv, ale gdy siedzieliśmy na pomoście dostrzegłem Lanę idącą tą aleją. Daję głowę, że szukała właśnie mnie, ale nie mogła zobaczyć mnie z Laurą. Musiałem coś wykombinować. Niewiele myśląc, zepchnąłem nas z tego pomostu. Żeby Luv czasem nie wpadł do głowy pomysł się wynurzyć, zacząłem ją całować, a że jest w tym dobra jak na anielicę, szybko straciłem rachubę. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy odepchnęła mnie od siebie. Szybko spostrzegłem, że jest ledwo przytomna, toteż byłem zmuszony szybko ją wyciągnąć. Gdy Laura zaczęła oddychać z wielką ulgą, szybko rozglądnąłem się na boki czy Lany nie ma w pobliżu. Chwilę potem sam odetchnąłem z ulgą nie widząc nigdzie Lany. Posadziłem Luv na pomoście, a sam dosiadłem się do niej. Siedzieliśmy tak chwilę. Niespodziewanie Luavia złączyła nasze dłonie. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-------------------
Ok. Długo nie pisałam, dlatego chcę to wam wynagrodzić długim rozdziałem. Niestety teraz nie będę pisać zbyt często, bo mam sporo nauki. Liceum, a jak! X__X
Ale myślę, że zawsze coś tam zdążę napisać w międzyczasie i nie będzie to trwało wieczność. Oks, ja spadam odrabiać lekcje, byee x3
- Co się stało?- pytam podnosząc się z miejsca. Syczę z bólu
- Straciłeś przytomność i spadłeś- słyszę głos Rokadamusa. Widzę jak się nade mną nachyla. Głowa mi pulsuje. Rozglądam się dookoła. Znajdujemy się na jakimś starym cmentarzu, a ja jestem na dachu jakiejś kaplicy. Nagle wszystko mi się przypomina. Więc, to jednak nie był sen. Serio ścigają mnie Anioły Śmierci! Słońce już wstało. Czuję rażące promienie na mojej twarzy. Nagle coś mi się przypomina
- Selena!- krzyczę do siebie wstając z miejsca i wzbijając się w powietrze
- Kto?- pyta Rocky i podąża za mną.
Wlatuję do kaplicy razem ze smugą światła, która przebija się przez dziurę w witrażu. Po chwili widzę ją. Jest dalej związana i podkurcza nogi tak, by światło słoneczne nie tknęło jej skóry. Nie ma się gdzie cofnąć. Szarpie się na wszystkie strony. Podchodzę do niej i rozwiązuję jej ręce, a następnie przytrzymuję ją. Przestaje się szarpać. Jest wdzięczna, że światło już nie sprawia jej bólu
- Idziesz z nami- mówię beznamiętnie nie puszczając jej rąk
- Niby jak? Słońce dopiero wstało. Czy ty chcesz mnie spalić żywcem?- syczy. Macham Rokadamusowi, by podszedł do mnie. Każę mu przytrzymać Selenę, a sam rozglądam się po pomieszczeniu. Zauważam jakiś gruby kawał materiału, który zwisa nad ołtarzem. Zrywam go gwałtownie i podaję Selenie
- Masz. Narzuć to na siebie- rozkazuję. Patrzy się na mnie przez chwilę, a potem wyrywa mi materiał z ręki i zarzuca go na głowę, a potem dokładnie się nim owija
- To cię powinno chronić przed słońcem- oznajmiam, a potem ponownie związuję jej ręce
- Gdzie idziemy?- pyta
- Ukryć się- odpowiadam wprost.
Dziewczyna zaczyna się irytująco śmiać. Marszczę brwi
- O co ci chodzi?- pytam
- Przecież nie jestem w stanie latać w tym czymś- wskazuje na materiał, który okrywa jej plecy- A przedzieranie się przez ten las zajmie wieczność!- powoli analizuję to, co do mnie mówi
- O, cholera! Na śmierć zapomniałem!- mówię podenerwowany. Selena patrzy na mnie dziwnie. Dopiero po chwili stałem się świadom swoich słów. Odwracam wzrok i się zamyślam
- Rokadamusie- wskazuję palcem- Weź Selenę na ręce- chłopak podchodzi do ciemnowłosej i wykonuje moje polecenie
- Woah, jaka jesteś lekka- komentuje Rokadamus podnosząc Selenę.
- Musimy się spieszyć- dodaję rozprostowując skrzydła. Zaraz po mnie to samo robi brunet i oboje wylatujemy przez tą samą szparę w witrażu. Najpierw ja, a za mną Rokadamus z Seleną na rękach.
**********
Szybowałam chwilę po błękitnym niebie nad dachem starej dzwonnicy, a potem wleciałam do środka przez otwór, w którym był umieszczony ogromny dzwon pokryty rdzą. To tutaj chowam się wraz z Ridianą, no i Valerią. Przecisnęłam się przez ten wąski otwór, a potem stanęłam na nogach. Pomieszczenie ogarniała głucha cisza, gdy nagle poczułam, że ktoś do mnie podbiega i łapie od tyłu
- Luv, gdzie ty byłaś?- była to oczywiście Ridiana, która zachowywała się jakby nie widziała mnie pół wieku- Ja i Valeria martwiłyśmy się o ciebie!- kontynuowała. Spojrzałam na Val stojącą z boku z założonymi rękoma
- Chyba tylko ty- powiedziałam mimochodem
- Bo tylko jej na tobie zależy- syknęła Val
- Vally, Luvcia. Możecie się wreszcie uspokoić?- Rid przewróciła oczami
- Nazwałaś mnie Luvcia?/ Nazwałaś mnie Vally?- krzyknęłyśmy z Valerią jednocześnie
- Zachowujecie się jak dzieci, więc tak! Tak was właśnie nazwałam!- przytaknęła głową- Obydwie jesteście anielicami! Powinnyście się kochać, a nie zachowywać jak jakieś rozwrzeszczane dziewczynki!- skarciła nas
- Skoro już o tym mowa. Zauważ Rid, że ja i Luv zaczęłyśmy się kłócić odkąd "pan ładny" pojawił się w naszym życiu!- Valeria machnęła teatralnie ręką
- Nie zrzucaj winy na Rossa!- zwężyłam swoje piwne oczy
- Widzę, że ten przystojny demon nieźle namieszał ci w główce- prychnęła
- Słucham?! Jaki znowu demon?!- zezłościłam się. Val serio przegięła!
- No, bo- zaczęła Rid- Wydaje nam się, że Ross.. to demon- przygryzła wargę
- Tak strasznie nienawidzicie Rossa, że musicie go oczerniać?!- poczerwieniałam ze złości- I ty też, Rydel?- spojrzałam ze smutkiem na blondynkę
- Luv, to nie tak! Po prostu...- westchnęła- Ja cię chcę tylko chronić- spojrzałam na nią czule, jednak chwilę potem przymknęłam oczy i zacisnęłam pięści- Nie potrzebuję twojej ochrony!- wysyczałam, a potem spojrzałam na nią- Nie potrzebuję nikogo- Rydel stanęła jak wryta, a ja tak po prostu odwróciłam się od niej i poszłam. Przechodząc koło Val, popatrzyłam na nią kątem oka. Stała niewzruszona, toteż rozprostowałam skrzydła i zostawiłam je same. Jak one mogą oczerniać Rossa?! Jaki znowu demon?! Skoro tak stawiają sprawę to nie ma sensu się z nimi więcej zadawać! Nie chcę ich znać! O, matko! Czy ja naprawdę tak pomyślałam? Co się ze mną dzieje? Czuję, że rodzi się we mnie dziwne uczucie, którego jeszcze nie jestem w stanie odgadnąć. Może jednak powinnam wrócić do Rid i Val i je przeprosić? Nie! One nie zasłużyły na żadne przeprosiny! Co się ze mną dzieje? Czuję jak coś targa moją duszą na wszystkie strony!
**********
Jesteśmy w locie już od dobrych kilku minut. Wydawałoby się, że las nad którym lecimy nie ma końca. To zabawne, że śmiertelnicy jak do tej pory ani razu nie zauważyli szybujących nastolatków z czarnymi skrzydłami. Można stwierdzić, że ludzie to takie pośpieszne istoty. Każdy z nich żyje w ciągłym biegu, wszyscy dokądś zmierzają. Nikt nie pyta dlaczego. Nie mają nawet czasu spojrzeć w błękitne niebo, by zauważyć pewną niezgodność, pewien absurd. Ludzie ze skrzydłami? Nie. Istoty nie z tego świata. Szczerze mówiąc jak nie patrzeć, to ze strony śmiertelnika brzmi to jednak dziwnie. Chociaż ludzie wierzą we wszystko, co mogą zobaczyć, a tu nagle ktoś pewnego dnia im mówi, że jest taki ktoś jak Bóg i taki ktoś jak Szatan. Nie są w stanie ich zobaczyć, a jednak mają w nich wierzyć. Absurd dla człowieka! Wierzyć w coś, czego nie można zobaczyć ani dotknąć? A jednak. Ten ciągły popęd ze strony śmiertelników jest jednak dla nas plusem. Nikt nas nie zauważa, jeśli sami tego nie zechcemy i nikt nie zadaje nam zbędnych pytań, co tu robimy, czego chcemy?
Każdy z nich żyje w tym pośpiechu, no a co potem? Potem okazuje się, że ma przyjść po nas jakaś tajemnicza istota, która żąda naszej duszy, tylko nikt nie wie, kiedy i gdzie się zjawi. Śmierć jest jak przelotne złudzenie. Nie wierzysz w nią, póki nie przyjdzie i nie spojrzy ci w oczy. Chociaż nie wiem, czy nie jestem czasem pierwszą taką osobą, której przyszło nieść Śmierć na rękach. To zabawne, że widzisz piękną, młodą dziewczynę, a tak naprawdę masz styczność z istotą, która w każdej chwili jest w stanie odesłać cię do odchłani.
Jednak teraz Selena wydawała się taka bezbronna. Trzymałem ją na swoich rękach. Jej czarne kosmyki powiewały na wietrze. Twarz miała schowaną pod kapturem zrobionym z materiału, który Rademesus zabrał z kaplicy. Kurczliwie trzymała się tego okrycia swoimi długimi, chudymi palcami, ale robiła to tak żeby promienie słoneczne nie tknęły jej skóry. Jedynie co zostawało na wierzchu to jej obcasy, których stukot przyprawiał Rademesusa o ciarki.
Spojrzałem na niego. To on tworzył nam drogę. Wyglądał na zdesperowanego. Co chwilę zaczesywał do tyłu swoje włosy i obracał się do tyłu, by sprawdzić czy za nim lecimy. Czasami zerkał z nienawiścią na Selenę. Odruchowo przytuliłem ją mocniej do siebie. Nie miało w tej chwili dla mnie żadnego znaczenia, że przytulam do siebie Śmierć. W tej chwili była dla mnie zwykłą bezbronną dziewczyną uprowadzoną przez dwójkę demonów. No, w sumie przez jednego, bo to był plan Rademesusa. Nie poczuwałem się do roli oprawcy. Byłem bardziej kimś w rodzaju ubezwłasnowolnionego pracownika, gdzie funkcję despotycznego szefa pełnił Ross, i biada każdemu kto odważyłby mu się sprzeciwić.
Nareszcie udało nam się minąć ten wstrętny las. Byliśmy na prowincji. Wszędzie tylko pola i polne ścieżki. Rademesus rozejrzał się dookoła, a potem kiwnął, że mam lecieć za nim.
**********
Minęliśmy tę całą prowincję, a potem dostaliśmy się do jakiejś starej, opuszczonej miejscówki. Wylądowałem przy wejściu i zacząłem się rozglądać. Pusto dookoła. Bez wahania szarpnąłem za klamkę
- Cholera, zamknięte!- zaklnąłem pod nosem
- A czego się spodziewałeś, geniuszu- zaśmiał się Rokadamus lądując z Seleną na rękach. Ucichł, gdy tylko zmroziłem go spojrzeniem
- Lepiej zacznij kombinować jak wejdziemy do środka- zacząłem obchodzić budynek dookoła
- To proste. Wyważymy drzwi- odpowiedział
- Chyba chciałeś powiedzieć, że ty to zrobisz- splotłem ręce
- Dlaczego..
- Rób co do ciebie mówię!- krzyknąłem.
Nic nie powiedział, tylko westchnął po czym postawił Selenę na ziemi, a ja szybko złapałem ją za ramię i pociągnąłem w swoim kierunku. Rokadamus stanął przed drzwiami, po czym z całej siły je kopnął
- Ani drgnie!- zmachał się
- Spróbuj jeszcze raz!- zażądałem
Wziął podobny rozmach i tym razem drzwi otworzyły się bez większych przeszkód. Prychnąłem pod nosem
- Nie szło tak od razu?- wszedłem zadowolony do środka oddając mu w ręce Selenę.
On tylko przewrócił oczami
- A może byś tak powiedział " dziękuję "?
- Nie ma za co- wyszczerzyłem się.
Zazgrzytał zębami, a potem wszedł za mną. Zacząłem się rozglądać. Był tam jakiś stół bilardowy, jakaś lada, trochę krzeseł i stolików oraz zejście na dół
- Do piwnicy- wskazałem
Zeszliśmy niżej. Wszędzie ciemno. Zapaliłem światło
- Zostań na górze i pilnuj czy ktoś nie idzie- rzekłem do Rokadamusa, a potem podszedłem do Seleny i gwałtownie ściągnąłem z niej materiał zahaczając nim o związane nadgarstki dziewczyny
- Dziękuję za delikatność- wysyczała sarkastycznie
- Dziękuję za to, że próbowałaś mnie zabić- zmarszczyłem brwi
- Ja wypełniałam tylko swoją misję
- A ja ci tylko w niej przeszkodziłem- powiedziałem bezproblemowo
- No właśnie- oburzyła się- Rademesusie, nie jesteś w stanie uniknąć śmierci- powiedziała to spokojnie jak na nią
- Wiem to- westchnąłem. Tak głupio było przyznać jej rację, ale niestety ją miała. Wiedziałem jakie są konsekwencje moich działań, ale mimo wszystko nie wahałem się ich podjąć, by się ratować
- Więc, co zamierzasz zrobić?- spytała wyrywając mnie z zadumy
- Będę grał na zwłokę- odpowiedziałem po czym przywiązałem jej ręce do rury
- Jak długo zamierzasz mnie tu więzić?- spytała znowu tym spokojnym głosem, który wydawał mi się trochę za spokojny. Chciała uśpić moją uwagę? Nie wnikam
- Wystarczająco długo- rzuciłem na odczep i zakończyłem wiązanie ostatniego supła na linie. Łatwo poszło. Myślałem, że będzie ciężej. Odsunąłem się od niej. Dopiero teraz poruszyła rękami, by sprawdzić jak mocny jest węzeł. Westchnęła
- Słuchaj, a ty boisz się śmierci?- spojrzała na mnie z zaciekawieniem
- Dlaczego pytasz?
- No, bo.. mnie byłeś w stanie uwięzić, a przecież mam związek ze śmiercią, jednak ty się mnie nie boisz, więc dlaczego boisz się umrzeć?
- Nie boję się umrzeć- westchnąłem- Boję się tego co będzie dalej
- A co ma być?- spytała- Przecież w wielu przypadkach śmierć jest ucieczką od problemów- powiedziała bezproblemowo
- Nie w moim. Moja dusza byłaby skazana na wieczne potępienie. Czy nigdy nie byłaś świadoma skutków swoich działań?- próbowałem zachować spokój, mimo że byłem dobrze świadom tego co mówię
- Ja nie wiem. To moja pierwsza misja- wzruszyła niewinnie ramionami i popatrzyła mi w oczy
- Nikt ci nie powiedział jaki głębszy sens ma to co miałaś zrobić?
Pokiwała przecząco- Nie. Dostałam zadanie i kazali mi ruszać
- Kto ci kazał?- spytałem z niepokojem. W odpowiedzi otrzymałem milczenie
- Gadaj, słyszysz?!- podniosłem głos, jednak nic tym nie wskórałem. Wiedziałem też, że nic jej nie mogę zrobić, bo inaczej zlecą tu się jej mroczni bracia i dopiero będą kłopoty. Mimo wszystko postanowiłem spróbować jeszcze raz. Uklęknąłem koło niej
- Czy gdybym teraz pozwolił ci mnie zabić, powiedziałabyś mi kto ci to zlecił?- spytałem łagodniej
- Chcesz negocjować ze śmiercią? Mało sprytne nawet jak na ciebie, Rademesusie- odezwała się po chwili
- Skoro tak stawiasz sprawę to sobie tu trochę posiedzisz- powiedziałem ze złością i wyszedłem.
**********
Siedziałam na pomoście wymachując nogami. Byłam w dalszym ciągu wściekła na Rid i Val. Niespodziewanie ktoś przysiadł się koło mnie. Nie zdążyłam zobaczyć kto, bo owa postać zasłoniła mi oczy- Zgadnij- usłyszałam znajomy głos, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech- Ross!- wtuliłam się w niego,a po chwili posmutniałam- Pokłóciłam się z Rydel i Valerią- założył mi kosmyk włosów za ucho- Nie martw się. Nie wszyscy są w stanie zaakceptować nasze zdanie
- A myślałam, że mogę im ufać. Ależ byłam naiwna- rzuciłam w taflę wody kamieniem, który miałam przy sobie
- Nie mów tak. Nie jesteś naiwna-
- Więc, jaka jestem, ale tak według ciebie?- spytałam spoglądając na niego
- Jesteś moja- potrząsnął moim ramieniem ręką, którą mnie oplatał- Jesteś wyjątkowa, Luv. Nie zapominaj
- Wyjątkowa, bo twoja?- prychnęłam
- Polenizowałbym, ale z grzeczności ci przytaknę
Zaśmiałam się. Siedzieliśmy tak chwilę, gdy nagle Ross strącił naszą dwójkę do wody.
W pierwszej chwili myślałam, że oszalał. Nie dość, że było mi zimno, to jeszcze byłam mokra. Jednak, gdy poczułam jego gorące usta na moich od razu zrobiło mi się cieplej. Próbowałam zatracić się w tym pocałunku, jednak po chwili Ross złapał mnie za ramiona i zszedł razem ze mną pod wodę. Chwilę się miotałam, jednak on podpłynął bliżej i położył swoje ręce na mojej twarzy. Wówczas otworzyłam moje do tej pory zamknięte oczy i spojrzałam na jego twarz. Była trochę rozmazana, ale wystarczająco widoczna na tyle, że byłam w stanie dojrzeć uśmiech rysujący się na jego bladej twarzy. Nieco długie blond włosy były teraz śmiało noszone przez wodę. Rzucały się na wszystkie strony. Wydawałoby się, że ożyły. Dotyk jego dłoni mnie uspokajał. Nagle oderwał je od mojej twarzy i pociągnął mnie za rękę ku sobie. Teraz stykaliśmy się ciałami. Złapał mnie w talii i bezceremonialnie wpił mi się w usta. Zaczął mnie namiętnie całować. Z każdym muśnięciem robił charakterystyczny uścisk na mojej talii swoimi dłońmi. Chwilę potem, mimo że znajdowaliśmy się w wodzie poczułam jego mokry język na moich ustach. Przejechał nim delikatnie po mojej dolnej wardze. Dobrze wiedziałam czego oczekuje. Z resztą on był moim narzeczonym.
Jak mogłabym mu na to nie pozwolić? Delikatnie rozchyliłam usta dając mu dostęp. Zaraz potem znowu tonęliśmy w pocałunkach. Przejechał lekko palcami po moich plecach, by następnie wbić w nie swoje paznokcie. Woda stłumiła mój krzyk. On natomiast uśmiechnął się zawadziacko i przeniósł swoje usta na moją szyję i zaczął mnie po niej całować. Przysunęłam jego głowę bliżej, jednocześnie nakręcając na
palce końcówki jego włosów. Chwilo, trwaj! Chciałabym rzec, ale po chwili zrobiło mi się słabo, zaczynało brakować mi powietrza. Odepchnęłam od siebie Rossa. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale widząc moją pobladłą twarz szybko zorientował się o co chodzi. Wziął mnie w ramiona i wypłynął ze mną na powierzchnię. Wzięłam głęboki wdech, a potem zaczęłam kasłać nie puszczając się jego ramion
- Wszystko dobrze?- spytał
- Już tak- zrobiłam jeszcze jeden duży wdech, a potem przeszedł mnie dreszcz- Ross, zimno mi- powiedziałam ochrypniętym głosem
- Zaraz poczujesz się lepiej- pocałował mnie w czoło, a potem wziął na ręce i posadził na pomoście dosiadając się do mnie.
- Luv, ja nie chciałem- usłyszałam po chwili
- Nic się nie stało. Było warto- położyłam mu głowę na ramieniu
Nie czułam swoich kończyn, ale to była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Trwało to bardzo krótko, ale dla mnie była to cała wieczność. Wieczność spędzona przy Jego boku.
************
Nie chciałem utopić Luv, ale gdy siedzieliśmy na pomoście dostrzegłem Lanę idącą tą aleją. Daję głowę, że szukała właśnie mnie, ale nie mogła zobaczyć mnie z Laurą. Musiałem coś wykombinować. Niewiele myśląc, zepchnąłem nas z tego pomostu. Żeby Luv czasem nie wpadł do głowy pomysł się wynurzyć, zacząłem ją całować, a że jest w tym dobra jak na anielicę, szybko straciłem rachubę. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy odepchnęła mnie od siebie. Szybko spostrzegłem, że jest ledwo przytomna, toteż byłem zmuszony szybko ją wyciągnąć. Gdy Laura zaczęła oddychać z wielką ulgą, szybko rozglądnąłem się na boki czy Lany nie ma w pobliżu. Chwilę potem sam odetchnąłem z ulgą nie widząc nigdzie Lany. Posadziłem Luv na pomoście, a sam dosiadłem się do niej. Siedzieliśmy tak chwilę. Niespodziewanie Luavia złączyła nasze dłonie. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-------------------
Ok. Długo nie pisałam, dlatego chcę to wam wynagrodzić długim rozdziałem. Niestety teraz nie będę pisać zbyt często, bo mam sporo nauki. Liceum, a jak! X__X
Ale myślę, że zawsze coś tam zdążę napisać w międzyczasie i nie będzie to trwało wieczność. Oks, ja spadam odrabiać lekcje, byee x3
niedziela, 5 października 2014
Nowe zakładki
A więc, przed chwilą aktualizowałam zakładkę, pt. "WASZE POMYSŁY".
>KLIK PO WIĘCEJ INFO<
A jeszcze prędzej zakładkę "POSTACIE", żebyście wiedzieli jak kto wygląda. Wystarczy kliknąć w napis poniżej
>KLIK PO WIĘCEJ INFO<
>KLIK PO WIĘCEJ INFO<
A jeszcze prędzej zakładkę "POSTACIE", żebyście wiedzieli jak kto wygląda. Wystarczy kliknąć w napis poniżej
>KLIK PO WIĘCEJ INFO<