Klęczałam na chłodnym asfalcie, a łzy spływały po moich policzkach. Jeden z nich był obolały. Z winy Rademesusa. Ale ja nie żałuję swoich słów, mimo że mi się za to oberwało. I to porządnie. Gdy mnie uderzył poczułam jak policzek mi pulsuje, a potem czułam już tylko pieczenie, ale nie to było teraz moim zmartwieniem. Najgorsze było to, że Ellington-chłopak, którego miałam za mojego przyjaciela- odwrócił się ode mnie. Poczułam jak w tej chwili te całe zło, które kiedyś porzuciłam znowu powoli gości w mojej duszy. Ale czy byłam gotowa, żeby upaść poraz drugi? Kogo ja chciałam oszukać. Jestem złą osobą i nic z tym nie mogę zrobić. Tak w sumie to nie miałam już sensu żyć. Jestem przegrana u aniołów zarówno jak i u demonów. Chciałabym żeby jakiś Anioł Śmierci przyszedł po mnie, jednak byłam skazana na nieśmiertelność, która ku ironii zabijała mnie najmocniej. Nieustannie. Powoli. Nieskończenie.
Nagle usłyszałam jakieś kroki w moją stronę. Zaciekawiona podniosłam głowę do góry. Czułam jak klęka koło mnie
- Sarino- zaczął. Nie odezwałam się, ponieważ był to jeden z tych upadłych kolegów Rademesusa. Chłopak dotknął mojego obolałego policzka
- Tak mi przykro- powiedział z wyczuwalnym żalem w głosie
- Ale niby dlaczego jest ci przykro?- spytałam chłodno. Zawahał się
- Bo ci nie pomogłem- spuścił głowę
- Czyli dopiero teraz jest ci przykro? Fajnie się patrzyło jak on mną pomiatał?!- wykrzyczałam ze łzami w oczach. Pokiwał przecząco
- Ani trochę
- Więc, dlaczego mi nie pomogłeś? - dalej łkałam
- Nie wiem tego- wyglądał na zmieszanego
- Słuchaj Rikardo, jest ci przykro, ale mi nie pomogłeś, więc o co ci chodzi?-
Blondyn nic nie odpowiedział tylko delikatnie mnie pocałował. Byłam w lekkim szoku
- Czy to jest wystarczające wytłumaczenie?- spytał z uśmiechem
- Czy ty..- zaczęłam niepewnie, a on położył mi palec na ustach
- Tak naprawdę to nigdy nie przestałem
Uśmiechnęłam się delikatnie
- To miłe- po chwili posmutniałam- Ale nie możemy być razem
- Dlaczego?- zdziwił się
Przez dłuższy czas nie wiedziałam co odpowiedzieć
- Bo...- zamyśliłam się- Jestem aniołem, a ty demonem. Chyba sam rozumiesz- przygryzłam dolną wargę
- Dla mnie to nie problem- dodał szybko- Przecież w miłości to nie ma znaczenia! Taki szczegół nie powinien stawać nam na drodze do szczęścia i...
- Ale ja cię nie kocham, nie rozumiesz?!- krzyknęłam wybuchając płaczem. Widziałam przez łzy jego zamazany wyraz twarzy. Wyglądała na smutną i nieco zszokowaną
- Wybacz Rikardo- otarłam łzy i uciekłam zostawiając go samego
***********
Byłem w szoku. Chwilę mi to zajęło zanim doszedłem do siebie. Miłość mojego życia mnie nie kocha! Sarina mnie nie kocha! Uśmiechałem się pomimo rozczarowania i gniewu, który mnie teraz ogarniał. Rademesus miał rację. To zwykła szmata, która nie zasługuje na mnie. W sumie to wcale już mi jej nie jest szkoda. Należało jej się. Miała oberwać mocniej. Nie chcę już jej więcej widzieć. Ale dlaczego ciągle o niej myślę? Czy naprawdę tak cholernie trudno jest zapomnieć o jednej osobie? Wychodzi na to, że tak. Podniosłem się z asfaltu i wkładając ręce do kieszeni ruszyłem przed siebie. Potrzebowałem teraz długiego spaceru.
**************
Riker od dłuższego czasu nie wracał, a ja i Rokadamus siedzieliśmy na wysokim wieżowcu. Była to gwieździsta noc. Wiało trochę, ale to nic. Usiadłem na krawędzi, spuściłem nogi na dół i zamyśliłem się. Rokadamus przysiadł się do mnie
- Jesteś pewien, że nikt nas tu nie znajdzie?- spytał
- Jesteśmy pięćdziesiąt metrów nad ziemią. Jestem pewien, że nikomu nie przyjdzie do głowy spojrzeć w górę- zaśmiałem się. Trochę go to uspokoiło
- A tak w ogóle to czemu pytasz?
- Ross, wyglądamy jak nastolatkowie i siedzimy na szczycie jakiegoś wieżowca. Czy to nie jest dziwne?
- Jesteśmy niezwykłymi nastolatkami- uśmiechnąłem się patrząc przed siebie
- Żyjesz zbyt beztrosko. Oby pewnego dnia nie okazało się, że twoje beztroskie życie dobiegnie końca- zbeształ mnie
- Sugerujesz coś?- zmarszczyłem brwi
- Nie, tylko tak mówię- powiedział mniej pewnie widząc, że zaczyna mnie denerwować
- To nie mów- prychnąłem, a ten umilknął jak na zawołanie.
Było ciemno, ale na tyle jasno, bym mógł dostrzec jak jakaś postać leci w naszym kierunku. Wstałem. Po chwili poznałem jego twarz. Był to oczywiście Rikardo. Splotłem ręce
- Proszę, proszę. Nasza zguba się odnalazła. Gdzie ty byłeś?- spytałem.
Wyglądał na podłamanego, ale mimo wszystko wyczekiwałem jego odpowiedzi
- Miałem..- odchrząknął- Miałem problem z pewną dziewczyną- podrapał się po karku
- Z jaką dziewczyną?- do naszej rozmowy dołączył zaciekawiony Rocky
- A z taką jedną- powiedział obojętnie- Nie znacie- dodał po chwili. Zmarszczyłem brwi. On coś kombinuje
- Oczywiście. Wszyscy mamy prawo do sekretów, prawda?- przeszedłem koło niego. Spuścił głowę i przetarł usta
- Co ona ci zrobiła?- zmieniłem po chwili temat
*********
Ross jakby coś podejrzewał. Mimo wszystko nie zamierzałem mu powiedzieć, że chodzi o Sarinę.
- To jak, powiesz mi czy jesteś niemową?- spytał po chwili. Był cholernie stanowczy. Westchnąłem
- Noo... tak jakby wyznałem jej miłość, ale ona nie czuje tego samego co ja- wyznałem zgodnie z prawdą. Co niby miałoby się stać? Ross by mnie wyśmiał? I tak to robi
- Z kobietami trzeba stanowczo- ku mojemu zdziwieniu powiedział to spokojnie
- Pewnie i masz rację- przytaknąłem mu
- Ja zawsze mam rację- prychnął
No tak. Cały Ross. Może i jest okrutnym, bezwzględnym, dwulicowym, złośliwym pajacem, ale idealny z niego strateg. Wszystko zawsze ma przemyślane od początku do końca. Zna się na ludziach jak mało kto. Potrafi z łatwością wykryć kiedy ktoś próbuje go oszukać. Analizuje sytuacje i szuka słabych punktów u swoich przeciwników, by móc ich zniszczyć. Potrafi być czarujący w stosunku do kobiet, ale nie interesują go związki na stałe. Jest pewny siebie. Czasami aż za bardzo.
- A co jak nie będę stanowczy, a troskliwy?- spytałem
- To będziesz cierpiał- prychnął
- Ja i tak cierpię- odpowiedziałem
- Zastanów się lepiej kogo chcesz za to obwinić- powiedział beznamiętnie.
Chciałem coś dodać, ale Ross poszedł dalej. Usłyszeliśmy trzepot skrzydeł. Uniosłem głowę. Zobaczyłem znaną mi anielicę. Po rysach twarzy wywnioskowałem, że to ta od Rossa. Wyglądała na przygnębioną, ale uśmiechnęła się na widok Rademesusa. Współczuję jej. Chwilę potem już stała na nogach
- Laura, kochanie. Co ty tu robisz?- złapał ją za policzek
- Ross, uciekłam, by móc być z tobą. Valeria nie chce żebyśmy byli razem- zaszkliły jej się oczy
- Spokojnie. Teraz jesteś przy mnie- uspokajał ją, a ona się w niego wtuliła. To takie piękne i naiwne, że ta anielica zaufała mu bezgranicznie. Pomyślałem.
- Mój narzeczony- wymruczała wtulona w niego. Widać, że ją to uspokajało
- Narzeczony?- prychnąłem, a Ross zmroził mnie wzrokiem
- Tak. Ross nic ci nie powiedział?- odezwała się po chwili,a potem na niego spojrzała. Był lekko zmieszany
- Kochanie, dopiero zamierzałem im to powiedzieć- odgarnął jej włosy- Przecież wiesz, że cię kocham, Luv.
Zaśmiałem się pod nosem. On i miłość. Nie no, dobry żart. Ross spojrzał na mnie krzywo, a potem bezceremonialnie wpił się w usta swojej "narzeczonej". Coś mnie tknęło, a on to zauważył patrząc na mnie kątem oka i bardziej pogłębił pocałunek. Wiedział, że w ten sposób mnie dobije. Przysunął dziewczynę bliżej siebie nie zostawiając między nimi żadnej przestrzeni. Położył ręce na jej talii i kontynuował całowanie tej dziewczyny. Dobrze wiedział, że mam złamane serce, a taki widok dobije mnie jeszcze mocniej. Nie mogłem tego dłużej znieść, więc zostawiłem ich samych. Rademesus widząc to odkleił się od dziewczyny
- Nie martw się. Nikt nie jest w stanie nas rozdzielić- ujął jej twarz w swoje dłonie
- Naprawdę tak myślisz?- rozpromieniła się
- Naprawdę. Nie przejmuj się tym, co ktoś mówi. Ważne jest co ty czujesz. Nie musisz słuchać Valerii, jeśli to co mówi jest dla ciebie niewygodne- pocałował ją w czoło- Bądź wolna
- Może i masz rację. Dziękuję kochanie za radę. Wiedziałam, że mi pomożesz- ucałowała go w policzek, a potem wzbiła się w powietrze. Ross pomachał jej, a ona wysłała mu buziaka. Gdy zniknęła nam z oczu, Rademesus przeczesał włosy i zaczął udawać jakby nic się nie stało
- Ale z ciebie drań- splotłem ręce
- Bo daję rady, z których sam korzystam?- spytał ironicznie
- Twoja narzeczona- zrobiłem cudzysłów- Serio myśli, że coś do niej czujesz
- Więc, niech dalej tak myśli. Ja chcę tylko wypełnić moją misję, by wrócić do domu na należne mi miejsce- warknął
- Kiedy zamierzasz powiedzieć jej prawdę?
- Póki co myśli, że jesteśmy aniołami, więc powoli będę nakłaniać ją do złego, aż wygaśnie w niej ostatnia iskra dobroci. Jest we mnie bezpamiętnie zakochana, co ułatwia mi zadanie, poza tym nakłoniłem ją do złożenia mi obietnicy, że nigdy mnie nie opuści, więc nawet choćby chciała nie zrobi tego. To kwestia honoru. Rzecz święta dla każdego anioła. Wykorzystam ją, a gdy już będzie upadłą to ją rzucę. Pewnie nie będzie chciała mnie znać, ale to już nie będzie miało znaczenia. Jako upadła będzie mogła robić co chce, więc prędzej czy później o mnie zapomni, a ja zapomnę o niej. Proste- wzruszył ramionami
- Jesteś okrutny
- Jestem sobą- ponownie wzruszył ramionami
- Jak możesz bawić się czyimś kosztem?- zdenerwowałem się
- A ty od kiedy jesteś taki święty?- syknął- Może od razu leć do Sariny i podajcie sobie ręce!- zmarszczył brwi. To, co powiedział zakłuło mnie. Tym razem zrobił to nieświadomie
- Nie zapominaj, że jesteś demonem. Tylko spróbuj się ode mnie odwrócić, a zniszczę cię jak tę sukę!- zagroził mi
- Nie nazywaj jej tak!- krzyknąłem pod wpływem emocji
- Czyżby cię to zabolało?- zaśmiał się- A może właśnie to przez nią teraz cierpisz, mam rację?
Przygryzłem dolną wargę i spuściłem głowę. Znowu miał rację
- A ty idioto nadal jej bronisz- prychnął- Powinieneś stanąć po mojej stronie!
- Kiedy ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię kochać!- broniłem się
- Ty może potrafisz, ale ona jak widać nie. Pogódź się z tym. Ona nigdy cię nie zechce -powiedział spokojnie i odszedł. Może i Ross ma rację? Może powinienem dać sobie spokój z tą Sarą. Zawsze jeszcze mogę spotkać się z Aną. Może i jest śmiertelniczką, ale przynajmniej nie jestem jej obojętny.
---------------------
No to mamy kolejny rozdział. Jak widać sprawy coraz bardziej się komplikują. Dobra, ja spadam uczyć się na fizę. Byee.
Ross mnie wkurza....czekam aż się zakocha
OdpowiedzUsuńRoss rozkręca się i bardzo dobrze!!!! To jest właśnie to co chcę czytać! :-)
OdpowiedzUsuńRozdziały zarąbisty! <3
Dawaj szybko next!!!!
Omg Ross Ty okrutny demonie ;-; A rozdział boski ❤ Czekam na next ❤
OdpowiedzUsuńZajebiście piszesz :D
OdpowiedzUsuńRoss i Lau. Mmmm :3
Szkoda mi Rikarda :c
RIIIIKUUUUUUUŚ. CZEŚĆ, MĘŻU C:
OdpowiedzUsuńSo, myślę, że nie dopracowywałaś tego wpisu, ale co tam XD
Ross dalej zły, Luv przy swoim, a temat Rikunia się rozwija. (Jabifkfkpdhfo <333333 )
Zapraszam też di mnie na nowy http://r5-stories-by-sparrow.blogspot.com
Bye c:
Wiem, że trochę niedopracowany, ale ja piszę przez Arianę ( mój telefon ), więc mam niemałe trudności w dopracowaniu najdrobniejszych szczegółów. Pisałabym przez notatnik na bloggerze, ale co chwilę tracę połączenie z netem, bo popsuł mi się router. W każdym razie i tak się cieszę, że udało mi się dokończyć ten rozdział bez większych komplikacji. A tak z innej beczki, dostałam 5 z kartkówki z fizy!!! jestem mega happy ^^
UsuńBoski rozdział ;* Nie wiem co powiedzieć... Mowę mi odjęło... Kurde : / I co by tu... Rikardo jest zakochany w Sarze :) Może jednak coś z tego wyjdzie? Chciałabym, żeby Luv dowiedziała się jaki naprawdę jest Rademesus <3 Czekam na nexcik i zapraszam:
OdpowiedzUsuńchce-ci-tylko-pomoc-raura.blogspot.com
marry-you-auslly.blogspot.com
Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania :*
Wszystko w swoim czasie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział i blog^^ Masz laska talent... Dawaj szybko nexta!!! A i zapraszam do mnie: http://one-heart-two-faces-raura.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń